Jeszcze nie, jeszcze nie, jeszcze masz czas - mówi ojciec i nie pozwala mi opuścić ciała. Dłonie ojca na siłę trzymają mojego ducha przy ciele. W owym krytycznym dniu miałem 39 lat, był to 29 grudnia o godz. 4.00. Po uciążliwym, męczącym dniu pracy położyłem się zmęczony spać. Obudził mnie silny ból w klatce piersiowej, powyżej mostka. Ból był tak silny, że byłem pewien, iż to zawał serca. Podświadomość informowała mnie, abym nie próbował wstawać. Przebudziłem żonę informując, co mi jest. Odpowiedziała mi, że to minie i żebym nie przesadzał. Poprosiłem o tabletkę nitrogliceryny, lecz ból nie mijał. Do najbliższego telefonu było około 1,5 km. Wysłałem żonę, aby wezwała lekarza. Podczas oczekiwania starałem się zachować spokój lecz bałem się. Ból nasilał się coraz bardziej. Co pewien czas brałem tabletkę, która dawała mi minimalną ulgę. Pogotowie przyjechało w miarę szybko, mimo że musiało pokonać około 20 km, ale dla mnie to były wieki i wielki koszmar, strach i ból. Lekarz, który przyjechał, nie podejrzewał zawału, ale na wszelki wypadek podając środek przeciwbólowy zabrał mnie do szpitala. Zastrzyk ulżył mi trochę, lecz po pewnym czasie zaczęło się: ból wrócił, ale jeszcze większy, paraliżując mi ręce i nogi. Po przyjeździe do szpitala, już o własnych siłach, nie mogłem opuścić karetki. Zaniesiono mnie do pokoju z EKG. Moja diagnoza potwierdziła się - był to zawał serca. który w dalszym ciągu postępował. Szybko przewieziono mnie na salę intensywnego nadzoru. Widziałem tylko, jak pielęgniarki podłączały mi kroplówki do rąk i nóg jednocześnie. Straciłem przytomność. W pewnej chwili zobaczyłem mojego ojca. który zmarł w tym samym roku, lecz w czerwcu. Ojciec stał nade mną z rękoma położonymi na mojej klatce piersiowej (sercu). Nie czułem nic - ani bólu, ani strachu. Byłem zaskoczony. Próbowałem wstać, lecz nie pozwolił mi na to mówiąc:., jeszcze nie, jeszcze nie, jeszcze masz czas" i silnie wpychał mnie z powrotem w pozycję leżącą. Ruchami takimi, jakby reanimował mnie. Z daleka dochodziły do mnie głosy pielęgniarek i lekarza, jakieś hałasy, bieganina, ale widziałem tylko ojca, który pilnował mnie i nie pozwalał mi wstać. Przytomność odzyskałem po około 48 godz., tj 31 grudnia po południu. Zagrożenie minęło. Myślałem tylko o tym, aby zapamiętać jak najwięcej z tego spotkania z ojcem. Po pewnym czasie dowiedziałem się, że miałem rozległy zawał (dwa w jednym) z dwoma blokami serca. Po wyjściu ze szpitala pojechałem na grób ojca z kwiatami i zapaliłem świeczkę dziękując mu za uratowanie mi życia. Od tamtego czasu starałem się nieświadomie pomagać osobom, które cierpiały z bólu. Udawało mi się to, gdy przykładałem ręce i próbowałem rozmasować miejsce dotknięte bólem. Mijały lata. Coraz wyraźniej zacząłem widzieć różne światła, kolory, błyszczące smugi, jakby promienie świetlne. Jakieś kreski, symbole, lecz nie byłem świadom, co to jest. Dopiero gdy spotkałem pana Leszka Żądło, który uświadomił mi, co to, zacząłem pracować z energią. Mimo że początkowo byłem do tego trochę negatywnie nastawiony, podjąłem to wyzwanie, gdyż doszedłem do wniosku, że po uratowaniu mi życia przez ojca podczas śmierci klinicznej miałem misję uzdrowicielską do spełnienia. Moja praca z energią postępowała bardzo szybko. Gdy próbowałem coś czytać na temat energii, to jakbym już to znał. Mało czytałem - na każdy temat miałem odpowiedź z mojej nadświadomości. Wystarczyło, że wyciągnąłem ręce w kierunku chorej osoby, zamykałem oczy i w kolorach, które mi się przedstawiały, diagnozowałem miejsce dotknięte chorobą. Doszedłem do wniosku. że podczas śmierci klinicznej ojciec mój zademonstrował mi, że przykładanie rąk może uzdrowić, ja naśladuję go i z pomocą Boga czynię dobro jako uzdrowiciel. Mój powrót do życia to dar uzdrawiania. Odzyskałem życie, aby spełnić misję, którą zostałem obdarowany. Uzdrawiać i nauczać w tym kierunku to mój cel. Dziś już jestem Wielkim Mistrzem i Nauczycielem Reiki. Podczas uzdrawiania stosuję bioenergoterapię, akupresurę, masaż, radiestezję i symbole Reiki. Moim jedynym lekarstwem jest przekaz energetyczny płynący z rąk, a moim narzędziem pomocniczym, wahadło. Nigdy się nie mylę podczas diagnozy. Sesja (zabieg energetyczny) trwa co najmniej jedną godzinę. Żadna dolegliwość lub przebyty uraz nie ujdzie mojej uwadze. Jestem w stanie pomóc każdej osobie, która tego chce i będzie współpracować ze mną. Wiem i ma na to dowody, że tylko pozytywne nastawienie chorego do energoterapeutycznego uzdrowienia może przynieść zadawalające efekty. Podczas kilkuletniej praktyki jako uzdrowiciel widzę, słyszę i czuję to, czego inni nie mogą doświadczyć. Człowiek to jedno kolorowe światło i jedno wielkie pole magnetyczne. Jestem szczęśliwy, że mam ten dar postrzegania pozazmysłowego przez jasnowidzenie, jasnosłyszenie i jasnoczucie. Dzięki temu mogę pomóc innym ludziom i cieszę się, gdy chora osoba zdrowieje,a następnie dziękuje mi za pomoc. Posiadam liczne grono osób, którym pomogłem i które są mi wdzięczne. Jako Wielki Mistrz dysponuję 25 symbolami, które są mi pomocne w uzdrawianiu. Ukazały mi się dodatkowo cztery symbole związane z uzdrawianiem chrześcijańskim. Podobne widziałem na ornatach w kościele. Ponadto odczytałem wiele innych symboli, na których pracuję i zapewne w przyszłości włączę je do inicjacji, aby przekazać ich moc innym. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |