Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-26 Leszek Żądło
Historia Jezusa inaczej

Źródłem naszej wiedzy o Jezusie są najczęściej historie zmyślone. Zmyślone wiele lat po Jego śmierci. Należą do nich ewangelie, mistyczne wizje oraz działa artystyczne. Najnowszym z nich jest wyświetlana w kinach Pasja.

Historia Jezusa zapładnia wyobraźnię wielu ludzi od nieomal 2000 lat. Już w 4 ewangeliach mamy do czynienia z przekazem nie do końca wiarygodnym. Do tego należy dodać całe mnóstwo ewangelii, które Kościół uznał za apokryfy, czyli dzieła natchnione przez Szatana. W wielu jednak apokryfach znajdują się opisy życia i nauczania Jezusa bardziej zgodne z rzeczywistością, niż te zawarte w ewangeliach synoptycznych.
Prócz tego istnieją jeszcze inne przekazy na temat życia Jezusa i Jego nauczania.

W Tybecie znalazły się manuskrypty na temat Issy (takie imię nosi Jezus w Indiach, gdzie Jego nauczanie zostało przeniesione przez Tomasza). W Kaszmirze czczone są groby Issy i Mojżesza. Na grobie Issy znajdują się wyryte stopy świadczące o tym, że były poranione tak, jakby ich właściciel wisiał na krzyżu przybity gwoździem.

Kolejna tradycja przekazu wiąże się z osobami Józefa z Arymatei (tego, który wykupił ciało Jezusa i złożył je do grobu) oraz Marii Magdaleny. Osoby te znalazły się najpierw w Marsylii. Późnej Maria z Magdali zamieszkała w Aux-en-Prowance, gdzie miała tłumy swych wielbicieli, które wsłuchiwały się w jej barwne opowieści o obcowaniu ze zmartwychwstałym Jezusem.

Co wynika z analizy przekazów pisanych na temat Jezusa?
Ewangeliści z całą pewnością i powagą przekonują nas, że Maria doskonale wiedziała, iż porodzi Mesjasza – syna bożego. W ich ewangeliach są jednak wzmianki świadczące o tym, że Maria uznawała Jezusa za niebezpiecznego szaleńca, którego należało pojmać i odizolować od otoczenia, żeby nie przynosił wstydu i nie ściągnął na rodzinę jeszcze większych nieszczęść. Jezus z kolei odwdzięczał się swej świętej rodzicielce nazywając ją niewiastą, co grzecznie wyrażone znaczy tyle samo, co głupia baba. Swą rodzinę traktował gorzej niż kumpli z własnej sekty.

Najbliżsi uczniowie Jezusa nieraz dają świadectwo nie do końca będąc przekonanymi, czego byli świadkami. Otóż stwierdzają: “ktoś szedł po wodzie. Zastanawiali się, kto i… domyślili się/ doszli do wniosku, że to Jezus”. Zaś w końcowym akcie Jego pobytu na Golgocie zgromadzeni najbliżej słyszeli co innego, gdy wyrwały mu się z ust słowa zwątpienia. Jedni więc twierdzili, że wzywał Eliasza, inni, że Boga Ojca, a jeszcze inni słyszeli wyraźnie westchnienie: “Ojcze, czemuś mnie opuścił?” Zauważmy: najbliżsi uczniowie nie mieli pewności, że spotkali Jezusa i nie byli pewni, co on mówił w ważnych chwilach, ale ich słuchacze mieli już pewność, że Anioł zwiastował Maryi niepokalane poczęcie Syna Bożego!

Najbliżsi uczniowie nie potrafili też rozpoznać Jezusa zmartwychwstałego. Zwalili więc w późniejszych opowieściach tę niestosowność na Tomasza – jedynego, który nie miał wątpliwości. No ale Tomasz odszedł od nich najwcześniej – wyruszył głosić dobrą nowinę na Wschód. Nie wierzyli też Marii Magdalenie, że spotkała Jezusa zmartwychwstałego. Ale całą ich perfidię ukazuje “List 12 do zborów”.

Otóż piszą w nim apostołowie, że podszedł do nich jakiś człowiek i przedstawił się, że jest zmartwychwstałym Jezusem. Oni zaś grzecznie dali mu do zrozumienia, że w takie brednie nie wierzą i raczej podejrzewają go o to, że jest agentem ich wrogów. Jezus jednak opowiadał im historie, które tylko oni mogli znać. Nie w ciemię bici apostołowie i tak mu nie uwierzyli węsząc podstęp. Wreszcie jednak zaczęli się zastanawiać i podpuścili przybłędę: “załóżmy, że jesteś Jezusem, to co masz nam do przekazania?” Tu usłyszeli, że mają głosić dobrą nowinę. Na ponawiane pytania: “co to znaczy dobra nowina?”, ciągle słyszeli tę samą odpowiedź: “macie głosić Dobrą Nowinę”. I nic więcej. Zmęczeni tą całą przygodą i przekonani, że to jednak Jezus im przykazał, napisali “List 12 do zborów”, w którym stwierdzają: “no więc głosimy dobrą nowinę”. Niestety, ta historia wydaje mi się jak najbardziej prawdziwą. Do dziś bowiem nikt nie wie, co to jest ta Dobra Nowina i na czym ona polega.
Jak widać, mamy solidne podstawy dla światowej religii.

Dziś za najbardziej wiarygodnych uczniów Jezusa uchodzą Św. Piotr – Skała, który oszalały biegał po całej Jerozolimie wrzeszcząc: “nie znałem Go”, choć nikt go nie pytał; i św. Paweł, który najpierw prześladował uczniów Jezusa, ale nagle nawrócił się, gdy Go spotkał w ciele widmowym. Co ciekawe, dziś wszyscy głoszą naukę oszołomionego jednym spotkaniem widma Jezusa – Pawła, ale nikt nie ufa Marii Magdalenie, która Jezusa spotykała w ten sam sposób co noc. Nie ufa się też Piotrowi, Tomaszowi, czy innym podobno najbliższym uczniom.

Ewangelie dzieciństwa Jezusa mówią wyraźnie, że Jezus posługiwał się różnymi magicznymi sztuczkami i nie stronił nawet od czarnej magii, że stanowił utrapienie dla nauczycieli, którzy nie byli w stanie ani go zrozumieć, ani zaakceptować jego wybryków. Był więc bardzo niesfornym i oryginalnym dzieckiem.

Oficjalnie Jezus uchodzi za ascetę. Analiza źródeł historycznych daje dużo do myślenia. Wyjawia się spoza niej obraz Jezusa adorowanego przez liczne kobiety, w tym sponsorki – żony bogatych kupców i rabinów.
Zaczęło się od tego, że najpierw ożenił się w stosownym wieku (ok. 13 lat) i został wysłany, by pilnować interesów rodzinnych gdzieś w rejon Syrii czy Iraku. Gdy jego młoda żona umarła, załamał się psychicznie i ruszył w świat w celu znalezienia odpowiedzi na nurtujące go pytania egzystencjalne. Dotarł do żydowskich wspólnot w Afganistanie i Kaszmirze, gdzie spotkał się z buddyzmem. Zainteresowanie tą religią pchnęło go aż w okolice Tybetu, gdzie miał studiować pod okiem mistrzów odizolowany przez wiele lat w klasztorze. Gdy wrócił do Izraela, nie miał niczego, poza rodziną. Ponieważ jednak kiepsko pilnował interesu, to nikt specjalnie nie kwapił się, by go sponsorować. Wtedy to zaczął uzdrawiać biednych, gromadzić wokół siebie nieomalże głodujących rybaków i…. szukać kogoś, kto za to zapłaci. Tu pojawiły się wdzięczne kobiety, które w zamian za bliski (niejednokrotnie intymny) kontakt z Mistrzem hojnie obdarzały go kosztownościami należącymi do ich mężów. Niedługo też przypomniała sobie o nim Maria z Magdali, z którą był zaręczony, zanim wyprawiono mu wesele z inną łamiąc przy tym wszelkie konwenanse i naruszając dobre obyczaje. Oczywiście, że natychmiast ją rozpoznał i zostali kochankami.

Głupi uczniowie, którymi się otoczył, zaczęli mu jednak bruździć. Każda z grupek chciała w nim widzieć kogoś dla siebie ważnego. Część żądała, by stanął na czele zrywu niepodległościowego, ale on im ciągle powtarzał, że “Jego królestwo nie jest z tego świata”. To z kolei natchnęło innych, by głosić, że Jezus jest synem bożym. On z kolei temu zaprzeczał, co nie ma żadnego znaczenia dla tych, którzy akurat w te Jego zaprzeczenia nie wierzą.

Jezus widząc, że jego obecność może wywołać antyrzymskie zamieszki, które skończyłyby się gehenną, postanowił z grupą doradców i uczniów wewnętrznego kręgu (bliższych mu niż apostołowie), odegrać przedstawienie, które pozwoliłoby mu wyjść z tego wszystkiego z twarzą i oszczędzić ludzi, których bezpieczeństwo było narażone z powodu antyrzymskich wystąpień. Jego “śmierć” na krzyżu miała pohamować szaleńców dążących do powstania narodowego. Tak więc kilka osób intensywnie pracowało nad dograniem szczegółów (są one dosyć dobrze opisane w tekstach pochodzących z Kaszmiru ze środowiska czcicieli Issy). Dzięki staraniom grupki wtajemniczonych i bardzo bogatych uczniów Jezusa ukrzyżowano w piątek i zdjęto z krzyża w ten sam dzień po kilku godzinach. Historia nie zna przypadku, żeby ukrzyżowany był w stanie zemrzeć w tak krótkim czasie, ale ani wierni, ani apostołowie nie mogli o tym wiedzieć.

Badania nad Całunem Turyńskim (który z różnych względów uważam za autentyk) jasno potwierdzają wersję z Kaszmiru i Tybetu. Człowiek, który był nim owinięty, nadal żył. Został natarty olejkami uzdrawiającymi i uzdrowiony, po czym wyprowadzony z grobowca. Po tym wydarzeniu ewakuowano “zmartwychwstałego” Jezusa do Kaszmiru.

Źródła historyczne związane z rodziną Merowingów (byłych królów Frankońskich) podają inną wersję. Otóż Jezus miał razem z Marią Magdaleną schronić się w Marsylii. Tam na świat przyszły ich dzieci, które później stały się założycielami dynastii Merowingów. Z powodu tej legendy papiestwo z całą zajadłością tępiło ten ród, ale pomimo śmierci setek tysięcy chrześcijan, dla których nauczanie Marii Magdaleny było jedynym źródłem wiedzy o Jezusie, to się nie powiodło.

Jasne jest, że Jezus nie mógł być jednocześnie w Marsylii i w Kaszmirze. Któreś z tych źródeł nie jest do końca wiarygodne. A kiedy popatrzymy na grę interesów, to podejrzane wydaje się źródło z południowej Francji. Maria Magdalena musiała stwarzać dobre wrażenie. Poza tym wielu nie rozumiało, że mówiąc o conocnych (codziennych) spotkaniach z Jezusem, mówi ona nie o człowieku, ale o jego ciele widmowym.

W tym miejscu przydać się może jeszcze jedno źródło informacji. Może ono być przez wielu uznane za mało wiarygodne, ale…. potwierdza większość tego, co napisałem, co wynika z analizy tekstów źródłowych oraz z domysłów dociekliwych badaczy. Chodzi o wspomnienia uzyskane podczas regresji.
Dla mnie metoda ta jest jak najbardziej wiarygodna i jak najbardziej na miejscu. W końcu i Jezus i apostołowie wierzyli w reinkarnację. Świadczy o tym dobitnie fakt, że doskonale kojarzyli Jana Chrzciciela z Eliaszem, a Jezusa z byłym uczniem Eliasza – Elizeuszem.

Czytałem sporo na temat wspomnień dotyczących Jezusa, które pojawiły się podczas regresji i wiele z nich nie wydaje mi się wiarygodnymi. Zbyt często za Jezusa jest w nich uznawany ktoś ważny, kto był rabim, mistrzem, czy uzdrowicielem. Ale są i takie wspomnienia, które nie budzą moich wątpliwości. Znam sporo wiarygodnych relacji na ten temat. A ich wiarygodność polega na tym, że są one podobne u wielu osób, które nie znały się i które nawet posługują się innymi językami. Co ciekawsze, autorzy niektórych dzieł literackich czy filmowych od czasu do czasu jakby wchodzili w pamięć czasów, które opisywali i nadawali dość prawdziwe rysy przedstawianym przez siebie postaciom. Opisy te jednak nie mają zakotwiczenia w ewangeliach.

Nieraz ze zdziwieniem czytałem w różnych źródłach to, co wcześniej sobie przypomniałem. Podobne wspomnienia ma sporo znanych mi osób, którym prowadziłem sesje regresingoweŽ. Z nich to wynika, że wątek życia Jezusa na Wschodzie jest tym prawdziwym, a w okolicach Marsylii – naciąganym. Nie przeczy to jednak możliwości, że Jezus odwiedzał tam Marię Magdalenę i swoje dzieci (jeżeli to były Jego dzieci, a nie tylko przypisane Mu, bo Maria miała tam bogatego opiekuna, w którego domu przez wiele lat mieszkała!).

Regresje potwierdzają też wątek dotyczący ślubu w wieku ok. 13 lat, śmierci pierwszej żony, a także sponsorek – kochanek Jezusa.
Ponieważ regresje mają to do siebie, że wiążą się przede wszystkim z bardzo emocjonującymi przeżyciami, to najwięcej osób pamięta inscenizację na Golgocie. Prawie żadna z nich nie była świadoma, że to inscenizacja. Wszystkie były głęboko przekonane, że śmierć Jezusa na krzyżu dokonała się naprawdę. Tych zaś, którzy uwierzyli w zmartwychwstanie, było znacznie mniej!
Ludzie byli zszokowani. Nie pojmowali, co się dzieje i dlaczego.

Tym, dla których Jezus był synem bożym, pokazał, że śmierć jest drogą do wyzwolenia. W ostatniej chwili przejmowali od niego telepatycznie ostatnie przesłanie umierającego Boga. A było ono pełne cierpienia i zwątpienia.

Ci zaś, którzy cierpienie uznali za bilet wstępu do Królestwa, zaczęli szturmować jego bramy prowokując swych oprawców do coraz dzikszych ekscesów i licząc, że w oczach Boga to oni zostaną uznani za lepszych od Jezusa i zasiądą po prawicy Boga, by sądzić w Dniu Sądu. Oni też za nic mieli zapewnienia swego Nauczyciela, który jasno twierdził, że do Królestwa wchodzi się za życia.

Gnostycy zrozumieli tę scenę jako dowód na to, że można wrócić do Boga przez śmierć. Inni podniecali się tylko cierpieniem kolejnej ofiary reżimu. I w tym wszystkim, za zasłoną emocji znikł drobny szczegół. Zabrakło pytania: Dlaczego Bóg w Trójcy Jedyny musiał skazać na cierpienia i śmierć swego Jedynego syna? I dlaczego Syn w Trójcy Jedyny zwątpił w Ojca? Albo inaczej: po co Bóg w Trójcy Jedyny miałby wydać na męki 1/3 siebie, by odkupić grzechy ludzkości przed 1/3 siebie?

Z ubóstwieniem Jezusa mocno przesadzono. Gdyby Jezus był naprawdę Jedynym Synem Bożym, a nie Synem Człowieczym (co wielokroć podkreślał), to mnie – człowiekowi – nie miałby nic sensownego do przekazania. Jego nauka byłaby odpowiednia nie dla ludzi, a tylko dla synów bożych, na których brak w świecie ponoć cierpimy od 2000 lat.
I to by było na tyle?
Nie. Historia Jezusa na pewno nieraz wróci do nas. A to dlatego, że większość ludzi za rozwój duchowy uznaje tworzenie i opowiadanie legend o znanych postaciach lub rozwiązywanie zagadek historycznych. A szkoda, bo ten czas i tę energię można by zaangażować w samopoznanie, w rozpoznanie, że każdy z nas jest synem bożym. Tego przecież nauczał Jezus niezależnie od tego, co konkretnie i z kim robił, i co kto o Nim opowiada. I dla mnie właśnie to jest najcenniejsze z całej Jego nauki bez względu na to, z kim i kiedy spał i kto się na Nim zawiódł.

Jedna z najważniejszych dla mnie Jego myśli, brzmi: “Kiedy stąd odejdę, zostawię wam Ducha Świętego i jeszcze większe cuda niż ja, będziecie czynić”.
Mnie to wystarczy. Nie potrzebuję do tego legendarnych otoczek, które mają to do siebie, za zatracają najważniejszy sens przekazu Wielkiego Nauczyciela.



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com