Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-26 Leszek Żądło
Odnaleźć siebie i swoje miejsce w życiu

Gdybyś był pewny, kim jesteś i gdzie jest twoje miejsce, zapewne nie zacząłbyś tej lektury.
Mamy dziś wielu ludzi, którzy nie potrafią odnaleźć siebie i swego miejsca w życiu. Szukają wszędzie: w książkach psychologicznych bądź duchowych, w kościołach, w Biblii, w sektach, a nawet w szpitalach psychiatrycznych. I okazuje się, że niewielu z nich trafia na treści, które pomagają odnaleźć siebie. A często nawet ci, którym wydaje się, że odnaleźli prawdę, wkraczają na drogę wiodącą ku przepaści. Ale na początku obietnice, którym uwierzyli, wydają się słodkie i piękne.

Wielu ludzi nie potrafi znaleźć swego miejsca w świecie, dopóki nie określi się wobec religii, Boga, życia po śmierci, dopóki nie zrozumie relacji łączących ich z innymi (niewidzialnymi) wymiarami rzeczywistości. To dlatego wielu szuka dziś sensu życia w naukach tajemnych, w ezoteryce bądź w różnych sektach. Są też tacy, którzy poszukują swego miejsca w ruchach społecznych lub w przynoszącym duże pieniądze biznesie. Jednak wielu po latach trudów i wyrzeczeń związanych z zapewnianiem sobie wysokiego statusu materialnego odczuwa pustkę duchową. Zauważają, że kupili sobie wszystko, z wyjątkiem szczęścia. A przecież całe życie tyrali, by sobie zapewnić szczęście.

Gorzka to refleksja na starość, kiedy brak sił i motywacji, by zmienić swoje życie, by je uduchowić. Tym niemniej niektórzy podejmują się wysiłku przewartościowania swych poglądów. Inni umierają, gdyż zabija ich poczucie bezsensu życia. Nie przypadkiem najwyższy wskaźnik zgonów rejestruje się w pierwszym roku po przejściu na emeryturę. Ludzie nie znający sensu swego życia, a wcześniej ogłupiający się pracą, zaczynają mieć czas na refleksje. A ponieważ zauważają, że niczego nie udało im się osiągnąć, popadają zazwyczaj w otępienie i poczucie bezsensu. Wielu z nich więcej pije, a niewielu odkrywa wartości duchowe.

Kiedy szukamy siebie, mamy do wyboru dwie główne drogi: wzrostu (rozwoju) i upadku. Ale są też drogi, które co innego obiecują, a co innego dają. Właśnie one zbierają najtragiczniejsze żniwo.

Zadam ci trochę trudnych pytań. Niektóre z nich mogą ci się wydać nawet trudniejsze, niż całe twoje dotychczasowe życie. Nie unikaj ich, ponieważ to właśnie unikanie odpowiedzi przysporzyło ci tyle niepokojów, a może nawet klęsk i cierpień, jakich doświadczyłeś.
W gąszczu ofert i propozycji trudno się połapać.
W dzisiejszych czasach z wielu stron słyszysz zapewnienia, że poznasz cel życia, poznasz szczęście, odkryjesz prawdę itp. W ten sam sposób reklamują się ruchy religijne, psychoterapeuci, producenci alkoholi i dealerzy narkotyków. Zapewniają o tym zarówno ludzie uczciwi, jak i mnóstwo oszołomów.
Nic dziwnego, że w tym gąszczu ofert możesz czuć się jeszcze bardziej zagubionym.

Chcę teraz ci pomóc w dokonaniu słusznego wyboru. A to nie znaczy, że moja oferta jest najlepsza!
Aby odpowiedzieć sobie na pytanie, czy jakaś propozycja jest szczera i uczciwa, powinieneś najpierw zadać sobie kilka pytań:

  1. Czy człowiek, który ci ją przedstawia, żyje niezgodnie z tym, co głosi?
  2. Czy przedstawiona oferta jest nakierowana na osiągnięcie szczęścia osobistego, a przy okazji wymierzona przeciw innym?
  3. Czy przedstawiona oferta jest nakierowana na osiągnięcie szczęścia grupy (np. narodu, sekty), a przy okazji wymierzona przeciw jednostce (np. tobie lub innym ludziom)?
  4. Czy zasady, którym trzeba się podporządkować, mogą szkodzić tobie lub innym?
  5. Czy gloryfikuje śmierć bądź cierpienie?
  6. Czy obiecuje szczęście dopiero po śmierci?
  7. Czy głosi relatywizm (co jednemu wolno, to nie innym)?
  8. Czy jednych potępia, by wywyższyć innych?
  9. Czy odrzuca Boga bądź to, co możemy nazwać Wyższą Inteligencją (w sensie duchowym)?
  10. Czy wymaga, żebyś za wszelką cenę trzymał się tradycji? # Czy wymaga, żebyś potępił siebie i swoje dotychczasowe życie?
  11. Czy wymaga, żebyś potępił innych (np. innowierców, lub tych, którzy cię krzywdzili)?
  12. Czy nakazuje uszczęśliwiać, zbawiać innych?
  13. Czy neguje (potępia) rozwój duchowy jednostki?
  14. Czy nakazuje walczyć o prawdę (sprawiedliwość), bądź czynić zło?

Każda odpowiedź “tak”, oznacza, że oferowana droga rozwija egoizm, a odciąga do rozwoju duchowego.

Pytań, na które warto udzielić sobie odpowiedzi, jest sporo. Kiedy będziesz na nie udzielał odpowiedzi, pomyśl, że celem życia każdego człowieka jest osiągnięcie SPEŁNIENIA. Pomyśl też, że wszyscy z nas mają taką szansę i takie prawo, więc nikogo nie można ich pozbawić. Pomyśl też, że wszyscy zostaliśmy obdarzeni wolnością i racz uznać ten fakt tak wobec ciebie, jak i wobec innych (teraz nie musisz do końca rozumieć, co to znaczy “wolność”).

Celowo pominąłem tu pytanie: “Czy ta oferta jest zgodna z wyznawanymi przez ciebie poglądami religijnymi”?
A dlaczego pominąłem tak “ważne kryterium”?
Otóż, gdyby wyznawane przez ciebie poglądy mogły ci pomóc odnaleźć siebie i twoje miejsce w życiu, już dawno byś je odnalazł.
Mnie ten argument wystarczy!
A tobie?
No właśnie. Teraz możesz nabrać podejrzeń, że chcę cię oderwać od twojej religii i wciągnąć do jakiejś sekty (ach, jakże niebezpiecznej i na pewno porywającej dzieci!!!).
Nie jest to moim zamiarem, tym bardziej, że wielu ludzi, którzy dotychczas przeczytali moje książki lub uczestniczyli w prowadzonych przeze mnie spotkaniach, odkryło, że mogą zrealizować się w swojej religii. Zrozumieli, że w ich religii jest zawarta prawda, którą wypaczyli komentatorzy, nauczyciele, bądź duszpasterze. Ale ta prawda ciągle tam jest. Teraz, kiedy mają klucz do jej odkrycia, stali się wolni, by ją wykorzystywać dla swojego dobra i rozwoju.

Nie zależy mi na tym, by kogoś odciągać od jego wierzeń religijnych. Ja z tego nic nie mam i mieć nie będę. Z tych samych powodów nie zależy mi również na tym, by kogoś zachęcać, aby został przy swojej religii. To nie moja sprawa. Nauczyłem się bowiem zwracać ludziom wolność.
Przypomnij sobie o tym, kiedy zetkniesz się z jakąś religijną lub duchową grupą. I zanim do niej przystąpisz, zadaj sobie jeszcze kilka pytań, do których przejdziemy później.

Teraz spróbuję zwrócić twą uwagę na to, co może kryć się za odpowiedziami na zadane powyżej pytania. A może się kryć wiele, ponieważ często za szlachetnymi hasłami kryją się podłe cele.
No to ruszajmy w drogę!

Ad. 1. Jeśli ktoś zachęca cię, byś żył tak, jak on to głosi, zaobserwuj, czy on też tak żyje i czy dzięki temu jest szczęśliwy? Jeżeli jego odstępstwa wynikają z chwilowych słabości, to nie przekreśla głoszonych przez niego poglądów. Ważne, że dąży on uczciwie do zgodności między tym, co głosi, a swymi uczynkami. Gorzej, jeżeli głoszone zasady nie nadają się do zastosowania ani dla niego, ani dla ciebie.

Odpowiedzi na pozostałe pytania zinterpretujesz sobie sam, jeśli tylko jesteś wystarczająco inteligentny.
Kolejna seria pytań dotyczy nauczania:

  1. Czy nauczanie jest utajnione?
  2. Czy istnieje hierarchia wtajemniczeń i wtajemniczonych?
  3. Czy wzywa się członków, by organizowali się wokół centralnej postaci (guru, Ojca, Mistrza itp.)?
  4. Czy bez łaski przywódcy nie sposób być szczęśliwym (zbawionym)?
  5. Czy nie można z grupy odejść?
  6. Czy wzywa się do walki przeciw innym (innowiercom, opętanym przez szatana, fałszywym prorokom)?

Każda odpowiedź “tak” świadczyć może, że zetknąłeś się z sektą.

I znów świadomie unikam pytania, “czy nauczanie odbywa się na podstawie uznanych przez ciebie za święte tekstów”. Nauczanie może bowiem w istotny sposób wypaczać idee zawarte w różnych uznanych za święte pismach. I jak się kiedyś dobrze wczytasz w tekst, to dojdziesz do wniosku, że np. w Biblii możesz znaleźć cytaty na uzasadnienie każdej decyzji, jak i na jej zaprzeczenie. Podejrzewam, że nie gorsze wyniki da lektura Koranu.

Pomijam też pytanie o to, “czy od członków wymaga się, by finansowali grupę”? Otóż finansowanie działalności grupy wydaje mi się zupełnie na miejscu. Moje podejrzenia budzi natomiast to, kiedy nauka odbywa się za darmo. Nie bądź naiwny podziwiając tych, którzy twierdzą, że darmo dostali, więc darmo dają. Przecież trzeba płacić za podróże, za sale do zajęć, za jedzenie. Jeśli ty za to nie płacisz, to kto?
Nie bądź naiwny. Tego wszystkiego nie da się wyczarować z niczego.

Pewnego razu wydałem książkę znanego guru, który ma tysiące uczniów na całym świecie. Książka została wycofana z obiegu, ponieważ zawarto tam informację bardzo niewygodną dla guru. Niewygodną, ponieważ organizowane przez niego na całym świecie spotkania z wyznawcami są bezpłatne.
Jak się domyślasz, była to informacja o źródłach finansowania dobroczynnej działalności guru. Nie uczniowie za nią płacą, ale wielka międzynarodowa organizacja. Nie, nie jest to żadna ukryta loża masońska, ani inna tajna organizacja. Jest jak najbardziej jawna, a nazywa się ONZ.

W spadku po socjalizmie może jeszcze pozostało ci przyzwyczajenie, że coś dostawaliśmy darmo. Prawda jest tylko taka, że nie płaciliśmy bezpośrednio, ale pieniądze potrącano nam z podatków. Dziś każdy musi nauczyć się płacić za swoje, chociaż ciągle jeszcze są możliwości wyłudzenia czegoś ze wspólnej kasy. I te możliwości wykorzystują różne organizacje i układy. W języku obłudy mistycznej nazywa się to “darem bożym”.

Jeżeli uczciwie odpowiesz sobie na postawione w tym artykule pytania, unikniesz uzależnienia się od oszustów, a przy okazji wielu cierpień i błędów życiowych. Być może, że ich miejsce zajmą nieprzyjemne rozterki, ale wtedy zawsze bądź gotów przyjmować prawdę. A prawdą jest, że jeżeli zostałeś stworzony przez Boga, to na pewno na jego podobieństwo i na pewno dziedziczysz po Nim wszystkie cechy, i na pewno zasługujesz na wszystkie Jego dary, i błogosławieństwa.

Jeżeli nie wierzysz w Boga i nie chcesz w Niego uwierzyć, to przyjmij chociaż tę prawdę, że człowiek jest istotą nie tylko cielesną, ale i duchową, że potencjalnie jest doskonały.
A jeżeli to nieprawda? Jeżeli jesteś tylko kupą mięsa?
To odłóż tę lekturę i daj się zabić. Mięso samo w sobie nie cierpi i nie szuka swojego miejsca w życiu. Dzięki temu zabiegowi nie będziesz co prawda szczęśliwszy, ale możesz trochę się połudzić, że uniknąłeś cierpienia. Aż do czasu kolejnego wcielenia.

Ach, znów czytasz o czymś, co nie musi ci pasować, czyli o reinkarnacji.
Tak, nie musi ci to pasować, bo wykształceni i rozsądnie myślący ludzie odrzucają takie bzdety.
Spokojnie, nie denerwuj się. Przede wszystkim nie ma żadnych naukowych dowodów na to, że nasze życie kończy się w chwili śmierci. Coraz więcej poszlak wskazuje, że tak nie jest. Na świecie mamy dziś ok. 6 miliardów ludzi. Tylko niecały miliard z nich odrzuca wiarę w reinkarnację. Z pozostałych 5 miliardów wielu pamięta swoje poprzednie wcielenia. Zresztą, co tu dużo gadać. Nawet wśród tych, którzy nie wierzą w reinkarnację, zdarzają się tacy, którzy pamiętają swe poprzednie żywoty. Tym najtrudniej się żyje. Wielu z nich wypiera swoje wspomnienia albo ośmiesza je jako nieracjonalne majaki. Ale są i tacy, którzy uważają się za opętanych przez szatana, albo też tacy, którzy nie mogąc znieść wewnętrznego konfliktu między wiarą a doświadczeniem, trafiają do szpitali psychiatrycznych.

W twoim konkretnym przypadku wiedza o reinkarnacji oraz o życiu po śmierci może akurat być do niczego nie przydatna. Myślę jednak, że większość czytelników chętnie pozna jej elementy.
Ustanawiając swoje relacje ze światem człowiek interesuje się, co się dzieje po śmierci. Na to pytanie odpowiadają różne religie, ale nie nauka. A odpowiedź na to pytanie jest niezwykle ważna, nie tylko dla umierających. Jedni z nich bowiem nagle zaczynają czuć, że to wszystko nie może się tak nagle skończyć, podczas gdy inni mają nadzieję, że już nigdy się to nie powtórzy.

Wielu chrześcijan uważa, że przekonanie o kolejnych wcieleniach musi być przerażające. Przeraża ich perspektywa konieczności cierpienia w kolejnych żywotach. Buddyzm i hinduizm uczą z kolei, że człowiek może się wyzwolić z cierpień i z łańcucha reinkarnacji.
Kto ma rację?
Dobrze by było mieć pewność. Ale stamtąd nikt jeszcze nie wrócił. Chociaż... zdarzają się osoby, które mają pamięć poprzednich wcieleń. Tylko czy można im ufać?

Nieśmiałe sugestie co do wcielania się duszy w kolejne osoby znaleźć można w Ewangeliach. Śmiałe sugestie Kościoła ostro potępiają wiarę w reinkarnację. Znawcy historii chrześcijaństwa zauważają, jak interes Kościoła i jego protegowanych wpływał na to, że potępiano wiarę w reinkarnację lub w transmigrację duszy. Dla kogoś, kto czynił podłość “w imię Boga”, było nie do przyjęcia, by bał się konsekwencji swoich uczynków w następnych wcieleniach. Konsekwentnie unikając wiedzy o skutkach negatywnych uczynków przywódcy kościołów chrześcijańskich wyprodukowali masy oddanych sobie fanatyków i zabójców. Dziś chrześcijanie częściej boją się, kary bożej za nieposłuszeństwo władzy, niż pokuty za podłe uczynki. Często też są przekonani, że mogą sobie kupić odpust. W Ameryce Południowej katoliccy duchowni sprzedają nawet wiernym “bilety do nieba”! Nie za zasługi, a za pieniądze. To właśnie takim oszustom nie na rękę jest wiara w reinkarnację.

To nie ważne, czy jest reinkarnacja, czy jej nie ma. Ważne, by żyć tak, jakby to życie miało być ostatnim, bądź jedynym, po którym następuje rozliczenie za uczynki, jakie popełniliśmy. Warto więc żyć uczciwie wobec siebie i innych, koncentrować uwagę na boskości i doskonałości, obdarzać innych i siebie pozytywnymi uczuciami i być dobrym zarówno dla innych jak i dla siebie. Warto też unikać oceniania innych i porównywania się z innymi. Warto cieszyć się każdą chwilą życia i traktować ją jako dar i sposobność, by doświadczyć czegoś dobrego.

A jeżeli się to nie udaje, jeżeli wydaje się, że jedyną rzeczywistością jest ból, cierpienie i strach?
Wtedy warto poddać się psychoterapii lub autopsychoterapii. Nasz umysł ma bowiem dziwną przypadłość: szczególnie chętnie zapamiętuje to, co nam dokucza i co nas boli, a prawie równie chętnie zapomina o tym, co daje nam radość i szczęście. Podobno to przypadłość właściwa tylko dla człowieka. Zwierzęta zapominają znacznie wcześniej o wszystkim. Dzięki temu nie są uzależnione od wcześniejszych doświadczeń. A człowiek jest uzależniony. Jeżeli więc kogoś spotkało raz niepowodzenie, to żeby się nie narażać na powtórny ból, unika on powtórnego działania. No ale jeżeli za cierpienia lub wyrzeczenia obieca mu się atrakcyjną nagrodę, to będzie do niej dążył jak obłąkany nie licząc się z kosztami. A tym intensywniej będzie dążył, im mniejszej nagrody doświadcza. Wówczas motywuje się: “a może jeszcze jestem nie dość dobry (doskonały), a może popełniłem jakiś błąd? Przecież innym się to udało”!
Ach, ta zazdrość o to, co się udało innym. I to wyobrażenie, jak ich to uszczęśliwiło!

Czy pamiętasz, jak młodzi ludzie fascynowali się efektami pierwszego sztacha lub pierwszym kacem? Ile entuzjazmu było w ich opowieściach. “Było super! Ale rzygałem. Ale jazda! Wszystko jest szare i obrzydliwe. Stary! Musisz tego doświadczyć, bo nie uwierzysz!”
Czy skądś ci to znane?
No właśnie. A co naprawdę kryje się za tym entuzjazmem?
Otóż tylko dzika satysfakcja, że wreszcie zrobiłeś coś, czego ci nie było wolno. A cena za to nie gra roli!

Mnie nikt nie zakazywał picia alkoholu. Nie musiałem sobie więc wmawiać, że jest on smaczny. Na trzeźwo i przytomnie potrafiłem ocenić, że śmierdzi i jest obrzydliwy w smaku. Nikt nie zakazywał mi palenia papierosów, więc mogłem kierować się powonieniem i przyznać, że to wstrętnie śmierdzi, podczas gdy moi koledzy zachwycali się, jak to wspaniale pachnie. Tak się zachwycali, że nawet nie byli w stanie zauważyć, że śmierdzi im z buzi. Dziewczyny bywały większymi estetkami, ale na swój nałóg znajdowały głębsze uzasadnienia. Np., że im to pomaga skupić się, uspokoić lub odchudzić. Nie zauważały dzięki tej autosugestii, że pogarszał się ich stan zdrowia, a ręce trzęsły coraz bardziej. Ta “terapia wymagała przecież ofiar”. A później można było już mówić: “palę, bo lubię”.

Wiem, że do wszystkiego można się przyzwyczaić. Można się więc przyzwyczaić, by być szczęśliwym, radosnym i zadowolonym z życia i z siebie. To ani nie śmierdzi, ani nie boli.
No tak, ale szczęście, zadowolenie, radość życia wydają się zazwyczaj takie nudne!
Tymczasem nic innego tak nie rajcuje, jak zrobienie czegoś “wyjątkowego”, czegoś, za co się człowiek sam podziwia! Niech to będzie głupie lub szkodliwe. To nie ma większego znaczenia. Ważne, że dzięki temu został przełamany jakiś lęk, że zostało udowodnione, że można było złamać jakieś tabu. “Prawdziwy bunt, to bunt przeciwko rodzicom”. Żaden inny nie będzie już taki ważny i tak “cenny”. A to dlatego, że jego konsekwencje wydają się najstraszniejsze.
Czy rzeczywiście?
A może jeszcze straszniejsze wydają się konsekwencje buntu przeciw kolegom, rówieśnikom?
No tak, kiedy się buntowałeś przeciw rodzicom, oni jednak nie wyrzucali cię ze “swojej paczki”. Musieli cię przyjąć i zaakceptować twoje wygłupy. A ponadto naprawdę cierpieli.
Zaiste trudno o większy komfort i większą satysfakcję. Kumple po prostu wypieprzyliby cię ze swojego towarzystwa, a ponadto zamiast użalać się nad tobą i cierpieć z twojego powodu, daliby ci tak popalić, żebyś na zawsze popamiętał. To dlatego nie buntowałeś się przeciw kumplom, bo taki bunt okazałby się zbyt niebezpieczny, a jego konsekwencje zbyt bolesne.

Jak więc widzisz, nawet buntując się, kalkulujesz, czy ci się opłaca. I zawsze kalkulowałeś. Może nie zimno i z wyrachowaniem, ale zawsze była to kalkulacja.

Oglądałem kiedyś film, na którym ukazano, jak podczas świetnej tradycyjnej zabawy szczęśliwych dzikusów nawiedzili ich dwaj pomocnicy misjonarzy chrześcijańskich. W tym momencie cale dotychczas rozbawione plemię zaczęło zachowywać się jak stadko zbitych psów. Misjonarze z biblią w ręce przeklinali pogańskie, czyli szatańskie, obyczaje, grozili potępieniem i rzucali klątwy. A groźba klątwy jest u ludów prymitywnych czymś strasznym. Jednak nie tak strasznym jak groźba pozbawienia ich możliwości prowadzenia wymiany handlowej, dzięki której można kupić strzelby i używki. Myślę, że wystarczy jeszcze kilka takich szantaży, a plemię przyjmie “jedynie słuszną wiarę”. Po prostu zwykła kalkulacja powinna je przekonać.

Ani mi w głowie naśmiewanie się z metod stosowanych przez misjonarzy. Gra toczy się o znacznie większą stawkę: o twoją duszę! Mnie nic po niej, ale tobie się przyda!
Pokazuję ci, w jaki sposób uznałeś jedne poglądy, a zrezygnowałeś z innych. Zawsze za twoim wyborem kryła się kalkulacja, najczęściej jednak podstępna, bo nieświadoma.
Przykro mi, że zburzyłem twój dobry nastrój. Ale, jak zauważyłem, to gra o twoją duszę.

Odnalezienie siebie i swojego miejsca w życiu to proces duchowy, a nie fizyczny, czy społeczny. To, czy czujesz się na miejscu, bądź nie na miejscu, nie ma nic wspólnego z obiektywną rzeczywistością. To tylko efekt wewnętrznej zgody i ustalenia, czy twoje aspiracje zostały spełnione, czy też nie.
A z aspiracjami bywa różnie. Ważne jest zorientować się, które z twoich aspiracji wcale nie są twoimi. Od kogoś je przejąłeś, dałeś się zafascynować lub zacząłeś zazdrościć.

Współuzależnienie jest tak sami kiepskim pomysłem na szczęście, jak uzależnienie. Nie warto więc uzależniać się od rodziny, grupy, ani od religii. Warto zaś wszędzie wybierać to, co najlepsze, najkorzystniejsze.

To, co człowiek robi, zależy przede wszystkim od jego systemu wartości. A najważniejszą pozycją systemu własnej wartości jest samoocena. To ona decyduje o tym, co wybieramy na życiowych zakrętach. Na szczęście dla każdego z nas, samoocenę można zmieniać, podnosić.

Samoocena to zespół opinii i wyobrażeń o sobie, o swoich możliwościach i szansach, a wreszcie o relacjach z innymi ludźmi oraz z Bogiem. Denna samoocena jednych doprowadza ich do ucieczki od życia (w śmierć, uzależnienia, choroby), a wysoka samoocena innych motywuje ich do poprawy jakości życia. Ludzie mający wysoką samoocenę wiedzą, że nigdy nie jest za późno, by zrealizować swoje marzenia. Kiedy zrealizujemy je z miłością, wówczas na pewno doświadczymy poczucia spełnienia i szczęścia. I wtedy odnajdziemy siebie i swoje miejsce w życiu.



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com