Jeśli zaliczasz się do grona nadwrażliwych, to najpierw powinieneś poradzić sobie z bagażem, który wziąłeś na swoje barki usiłując stać się „normalnym”. Zacznijmy od argumentów logicznych. Tak było od wieków, że jednostki wybitnie uzdolnione czuły się wyobcowane. Ktoś, kto ma „inne” zainteresowania czy poglądy, często nie ma nawet z kim pogadać. To – wydawałoby się – nie rokuje nic dobrego. Dlatego czasem może wolałbyś nawet nie mieć tego talentu czy tych zainteresowań, byle tylko mieć przyjaciół, lub „święty spokój”? A może zamykasz się w swej samotności i uważasz, że na świecie nie ma nikogo, kto by cię zrozumiał? A jednak. Tak naprawdę ludzi, którzy myślą i czują podobnie do ciebie, jest na świecie sporo. Więc dlaczego się nie spotykają? Domyślam się, że tak, jak większość z nich, uwierzyłeś statystyce. „Doświadczenie” nauczyło cię, że spotkanie geniusza to trudna sprawa. A przecież geniusz zdarza się 1 raz na 7 ludzi. O ile trudno nam spotykać geniuszy, to jeszcze trudniej dogadać się z kimś, kto trafia się 1 raz na 30 przypadków. Ciekaw jestem, po ilu próbach dogadania się z innymi, zrezygnowałeś? To błąd. Edison, zanim wynalazł żarówkę, próbował ponad 1000 razy! No dobra. Można się zniechęcić. Nieprawdaż? A więc w efekcie spotykasz podobnych sobie ludzi, którzy także czują się zniechęceni, inni i … podobnie jak ty, ukrywają swoją inność, bądź nadwrażliwość. A dlaczego? Otóż osobę nadwrażliwą, jak sama nazwa mówi, łatwiej jest skrzywdzić, zniechęcić, zranić. To dlatego wiele nadwrażliwych osób albo chroni się przed otoczeniem, albo zakłada maskę obojętności, twardości bądź znieczulenia. Kiedy spotykasz takie osoby, trudno pod ich maskami dostrzec, że są ci podobne. A ile odwagi potrzeba, żeby zaryzykować i sprawdzić je? Rezygnujesz? To błąd. Dziś mamy wiele skutecznych sposobów porozumiewania się z innymi. Niekoniecznie trzeba ryzykować, że zostaniemy wyśmiani i odrzuceni przy spotkaniu. Stare przyzwyczajenia do izolowania się mogą jednak dawać znać o sobie. Wybitny polski psycholog K. Dąbrowski pisał, że w przyszłości będzie zaszczytem znaleźć się w szpitalu psychiatrycznym, gdzie upatrywał miejsce dla wszystkich osób o nieprzeciętnej wrażliwości i uczuciowości, dla wysoce uduchowionych. Nie zachęcam cię, byś właśnie tam szukał swego miejsca. Pan Profesor znał tylko jedną rzeczywistość: socjalizm, gdzie obowiązywała jedynie słuszna ideologia i gdzie ewentualnie dopuszczano „opium dla ludu”. W masowych ideologiach i religiach brak jest miejsca dla „innych”, dla nadwrażliwych. Oni nie potrafią się zasymilować z obłudnikami, chyba że staną się „normalni”. Jednak osoba nadwrażliwa staje się „normalną” za zbyt wysoką cenę. Tą ceną okazuje się zaparcie się siebie, rezygnacja ze swych aspiracji i zainteresowań na rzecz czegoś, co innym wydaje się wartościowe lub ważne, ale osobę nadwrażliwą najwyżej doprowadza do znudzenia, poczucia bezsensu życia, lub nawet do ucieczki w choroby psychiczne bądź samobójstwo. Czy chciałbyś płacić taką cenę za „znormalnienie”? A jednak wielu decyduje się na to, gdyż nie widzą oni innego wyjścia. Przecież „tu rządzi szmal”. Tu „trzeba się przebijać, walczyć i konkurować”. To zbyt wiele, jak na nadwrażliwą osobę! Ale czy jest jakieś inne wyjście? Wielu go szuka. Nieliczni jednak z nich wytrwają w buncie, a jeszcze mniejsza grupa wybierze swój rozwój. Bunt to łatwe wyjście, ale tylko pozorne. Mamy wokół wiele przykładów, by je naśladować. Ludzie nie zastanawiają się, czy owocem buntu będzie ich szczęście, czy tylko destrukcja. Zwykle więc rezygnują ze szczęścia i poprzestają na destrukcji. Czy o to ci chodzi? Czy po to zostałeś obdarzony szczególnymi zdolnościami i możliwościami, by wykorzystywać je w taki sposób? Tu i ówdzie można zauważyć bunt konstruktywny, czyli twórczy. Szkoda, że tak mało się go propaguje. A to dlatego, że wymaga wysiłku intelektualnego i konstruktywnego, przemyślanego działania. To niekoniecznie musi boleć i męczyć. Spróbuj się o tym przekonać! Jeszcze gorzej jest z propagowaniem rozwoju duchowego. Tu na „innego” – nadwrażliwego człowieka czeka mnóstwo propozycji, które mają tylko jeden cel: indoktrynować go, nie dopuścić, by coś robił na własną rękę. Większość z proponowanych praktyk ma doprowadzić „innego” do zasymilowania się z resztą pod płaszczykiem odkrywania „tradycyjnych wartości duchowych” lub „sekretnych” (tajemnych) inicjacji i obrzędów, ma się rozumieć, „dla wybranych”. To właśnie stąd wywodzi się obłędny lęk przed tzw. „sektami”. Gdyby dziś pojawił się Jezus ze swoimi apostołami, zapewne zostałby uznany za niebezpiecznego sekciarza, któremu jak najszybciej należy odebrać zwodzone przez niego „owieczki”. Oczywiście, w imię obrony rodziny i innych „tradycyjnych wartości”. Nie chcę cię zachęcać, byś znalazł sobie jakąś sektę, czy zmieniał wyznanie. Nawet chciałbym cię ostrzec, byś się nie dał zwieść. Bowiem wiele sekt ma dla „innych” i niedostosowanych społecznie niezwykle ciekawe oferty! Ale … Zawsze jest to „ale”, gdy chodzi o uzależnienie człowieka od różnych „wybitnych” autorytetów, bądź „proroków”, czy Mistrzów. A wielu nadwrażliwych można zniewolić szczególnie łatwo! Dlaczego tak jest? Jesteś inny i nadwrażliwy, więc dlatego twoje otoczenie wpoiło ci przekonanie, że jesteś nie w porządku. Kojarzysz więc w prosty sposób inny (nadwrażliwy) = nie w porządku. Rodzice i nauczyciele niewiele mogli uczynić, żebyś się stał w porządku, tzn., żebyś był do nich podobny. Dobrze wiedzą o tym przywódcy sekt. Oni mają dla ciebie „specjalną” ofertę. Dzięki niej możesz wreszcie poczuć się „w porządku”! W zwartej grupie ludzi inaczej myślących możesz poczuć się podobnym do innych wyobcowanych, stłamszonych i nadwrażliwych, którym otoczenie odebrało wiarę w siebie i we własne siły. Stąd tylko jeden krok do uzależnienia od grupy i jej przywódcy. To właśnie stanowi realne zagrożenie. Abyś nie błądził, chcę cię przekonać, że ty też jesteś wyjątkowy. Wcale nie mniej niż mistrzowie czy przywódcy sekt. Tyle tylko, że oni mają wysoką samoocenę, a ty nie. Oni już poznali i opanowali praktycznie część swoich zdolności i możliwości, a ty jeszcze nie. Oto cała różnica! Czy oni mogą ci pomóc w odnalezieniu twych możliwości i zdolności? Być może tak. Na początku jednak zapytaj: komu one będą służyć? a) Tobie? b) Grupie „wybranych”? c) Misji uszczęśliwiania innych, bądź nawracania ich d) Szerzeniu sprawiedliwości? e) Tradycji? f) Narodowi? g) Bogu? h) Szatanowi? i) Tobie i wszystkim, którzy się na twoją pomoc otworzą? Jak widzisz, może się okazać, że różni ludzie będą chcieli skorzystać z twego niedostosowania i z twej nadwrażliwości, a tak naprawdę z twych potencjalnych mocy. Nie daj się im wykorzystać, choćby ci obiecywali góry złota za życia i szczęście wieczne po śmierci. Wybierz tylko takie propozycje, które mieszczą się w punkcie ostatnim. Jesteś obdarzony nadwrażliwością i różnymi specjalnymi zdolnościami nie po to, byś się z nimi ukrywał i nie po to, aby komukolwiek nimi służyć. Zostałeś nimi obdarzony, by je wykorzystywać dla dobra własnego i innych, by dzielić się dobrowolnie i być pożytecznym. Zasługujesz na wynagrodzenie za to, że rozwijasz i wykorzystujesz swoje specjalne zdolności. A wielkość owego wynagrodzenia zależy tylko od ciebie, od tego, jak oceniasz wartość tego, co masz do zaoferowania. Pamiętaj, by nie przesadzać ani w górę, ani w dół. Osoby nadwrażliwe często nazywa się ekstrasensami. Ekstrasensów zatrudnia się dziś w firmach, które zajmują się reklamą, wzornictwem przemysłowym, ochroną mienia, a także organizacją i zarządzaniem. Znaleźć ich można również w tajnych służbach. Za swoje wyjątkowo cenne usługi otrzymują oni bardzo wysokie wynagrodzenia. Często znacznie wyższe niż legendarne zarobki wybitnych wróżek i jasnowidzów. Rzecz w tym, że zdolności, jakie posiadają osoby nadwrażliwe, muszą być rozwijane i odpowiednio ukierunkowane. Czas spędzony w szkole dla wielu osób nadwrażliwych bywa bezpowrotnie stracony. Na dodatek muszą oni oczyścić swój umysł z wielu przyzwyczajeń i nawyków, które są może dobre dla większości ludzi, ale paraliżują osoby nadwrażliwe. To niełatwe zadanie, ale potencjalne owoce są go warte. Droga twego rozwoju i jej kres zależą tylko od twojego nastawienia. Polecam art. Kłopoty nadwrazliwego cz. 1
|