Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-29 Leszek Żądło
Droga do spełnienia

Każdy marzy o spełnieniu. Jest to tak oczywiste, że często nie pamięta o tym.
Spełnienie to realizacja – urzeczywistnienie. Spełnieniu sprzyja pojęcie boskiej gry i wkręcenie się w nią na zasadach określonych przez Boga. Atutami w grze są dobro, miłość, szczęście, bogactwo, zdrowie, mądrość i moc, a także boża opieka i ochrona. Zasada główna brzmi: każdy z nas ma do tego prawo pod warunkiem, że uzna, iż prawo to dotyczy także innych.
Niejeden ma w głowie pomieszanie, które musi paskudnie owocować w życiu. Często dotyczy ono tak podstawowych pojęć jak miłość, szczęście, dobro, zło, Bóg i ich wzajemnych relacji.
Nikt nie lubi robić czegokolwiek pod przymusem. Dlatego wielu odrzuca Boga wierząc, że On ich do czegoś zmusza, lub wykorzystuje w haniebny sposób. Bóg jednak nie nakazuje, byśmy byli dobrzy, czy robili z siebie ofiary. To ludzki wymysł. Aby zagrać atutami w grze o spełnienie, trzeba uzdrowić sobie nastawienie do Boga, a także do miłości, szczęścia, zadowolenia, bogactwa, zdrowia itd.
Bóg nam tylko proponuje, byśmy odkryli i przejawiali swą boską doskonałość i dobroć – całe boskie dziedzictwo. Proponuje obiecując nagrodę. Nagrodą tą jest szczęśliwe, beztroskie, spełnione życie, życie w raju lub jak chcą inni – oświecenie, czyli stan pełnej doskonałości i łaski.
Czy rezygnacja z nagrody to przymus lub kara?
To tylko wolny wybór.
Mogę być szczęśliwy, wolny, zdrowy i bogaty. Mogę być tylko zdrowy, tylko bogaty, lub podobnie. Ale mogę też zrezygnować z tego wszystkiego. Mam przecież wolną wolę! Mogę się więc sprzedać za zrealizowanie jakichś tam moich lub cudzych zachcianek. Mam bowiem takie prawo!
Rzecz jednak nie w tym, żebym dostawał wścieklizny pod hasłem prawo do wolności! Nie w tym, bym realizował swoje cele za wszelką cenę. Rzecz w tym, żebym osiągnął spełnienie. A spełnienie to urzeczywistnienie i celów, i możliwości.
Warto pojąć, że sprzedając się za bzdety czy świecidełka, nie mam co liczyć na spełnienie.
Załóżmy że Hitler poczytałby mądre książki. Być może wówczas nie zrealizowałby swego celu, za realizację którego zapłacił życiem, pogardą i potępieniem na wieki. Owszem, kilku nawiedzonych podziwia go i marzy o powrocie tamtego terroru. Ale są to ludzie słabi psychicznie. Tak słabi, że potrzebują kogoś, kto poprzez zastraszanie innych zapewni im złudzenie bezpieczeństwa. Podkreślam: złudzenie, bo o realnym bezpieczeństwie Niemców podczas wojny mowy być nie mogło.
Poza tym zachodzi pytanie:
Czy inni też mają prawo do bezpieczeństwa, szczęścia i sukcesów? Czy w opozycji do twoich celów, czy ramię w ramię z tobą?
Otóż to.
Jesteś człowiekiem i inni ludzie też są ludźmi. Dla twej podświadomości to fakt! Jeśli będziesz traktował innych gorzej niż siebie, to twoja podświadomość zacznie prędzej czy później traktować ciebie jak innych. Dla niej ty też jesteś człowiekiem i to człowiekiem takim samym jak inni ludzie. Obrzydliwe, nieprawdaż?
A może piękne?
Tu mamy pewien problem. Z powodu tego mechanizmu spełnienie można osiągnąć tylko współpracując z innymi ludźmi i traktując ich tak, jak i siebie. To dlatego opłaca się patrzyć na innych z życzliwością, miłością itp. Nie trzeba tego czynić, ale opłaca się!
Warto nauczyć się myśleć w kategoriach: opłacalne – nieopłacalne, korzystne – niekorzystne. Wówczas zorientujesz się, że działania przeciw innym nie opłacają się. Pochłaniają zbyt wiele energii i wprowadzają złudzenie konkurencji, przeszkód, zagrożeń itd. Kiedy jednak nauczysz się wygrywać w każdej sytuacji i to wygrywać tak, żeby nie poniżać i nie upokarzać innych, wówczas będziesz bliżej celu. Ale po drodze musisz pojąć, że wygrana nie polega na poniżaniu czy pokonywaniu innych. Kiedy wreszcie nauczysz się pozwalać wygrywać innym i sobie jednocześnie, wówczas będziesz wygrany. I to prawie wszystko. Prawie, ponieważ trzeba jeszcze podnieść samoocenę i poczucie bezpieczeństwa.
Bóg życzy ci dobrze. Ale w swym dążeniu do osiągania celów musisz pamiętać, że ten sam Bóg jednocześnie życzy dobrze wszystkim innym ludziom. Wspiera ich szlachetne dążenia.
Czy czujesz się zazdrosny? A może oszukany?
A kto ci powiedział, że Bóg jest dobry tylko dla ciebie?
On jest dobry dla wszystkich jednocześnie. Bo wszystkich obdarza taką samą miłością, ochroną i wsparciem.
I ty też możesz się tego kiedyś nauczyć!
Teraz zapewne wydaje ci się, że dobroć Boga dla innych przeszkadza ci realizować twoje cele. Może nawet czujesz się przez Niego zdradzony, opuszczony?
I masz co nieco racji! Bóg przeszkadza ci w realizacji celów, jeśli są nimi: poniżanie innych, wykorzystywanie ich lub dręczenie. Spróbuj więc zmienić swoje cele tak, by nie były skierowane przeciw innym, lecz ukierunkowane na zaspokojenie twoich potrzeb i twojego spełnienia bez krzywdzenia innych i siebie!
Pewien człowiek został przyłapany na tym, że bez prawa jazdy wiózł samochodem swą dziewczynę. Policjanci przyjęli tłumaczenie, że ona źle się czuła i sama nie mogła prowadzić. Ale… wisiało nad nim widmo odsiadki, bo miał wyrok w zawieszeniu. Na taką okazję czekała tylko świeżo upieczona pani prokurator pragnąca wykazać się ściganiem groźnych przestępców. Nic dziwnego, że chwyciła się jej jak ostatniej deski ratunku. Już marzyła o sławie, jaka ją opromieni, gdy doprowadzi do skazania groźnego bandyty. Sprawę skierowano do sądu w błyskawicznym tempie. Dowiedziawszy się o tym moja znajoma wykonała modlitwę o bożą opiekę i ochronę dla swego przyjaciela i dodała, że wierzy, iż Bóg znajdzie rozwiązanie najkorzystniejsze dla wszystkich i jednocześnie takie, które nikogo nie skrzywdzi. Efekt był istotnie niezwykły: Sąd pouczył panią prokurator, że powinna się zajmować poważniejszymi sprawami, których na pewno jej nie brakuje.
Jeżeli przyjmiesz bożą ochronę i opiekę, Bóg nie pozwoli, by cudze destruktywne cele i działania odbiły się na tobie. A to już warte zachodu!
Owszem, można osiągać cele zapominając o wszystkim innym, a przede wszystkim o przyzwoitości i zdrowym rozsądku. Kiedy planujesz coś takiego, zapytaj przy okazji: za jaką cenę?
Czy jesteś gotów realizować swe cele za każdą cenę?
Niektórzy są dumni z takiej determinacji. No ale … jeśli tak, to w przyszłości zapłacą taką cenę, jaką każą płacić innym.
A może cena w ogóle cię nie obchodzi?
Cena jednak jest składową każdej transakcji. Przyjdzie więc czas, kiedy trzeba ją będzie zapłacić. Jak nie w tym, to w kolejnym życiu. (Na marginesie – żal mi tych, którzy za wszelką cenę zapychają polską dziurę budżetową. Ba, gdyby to jeszcze robili w dobrej wierze i dla dobra obywateli!).
Zwolnieni z płacenia ceny są tylko ci, którzy osiągają spełnienie w każdej dziedzinie i dochodzą do oświecenia – wyzwolenia. Nie za cenę rezygnacji, ale w wyniku uświadomienia sobie, że nie mamy o co walczyć i za co płacić, gdyż to, co potrzebne, jest nam dane. Wystarczy tylko z tego korzystać. A to wymaga jedynie zgody na korzystanie. Ot i wszystko!
Opiera się to o metody bardzo praktyczne, przydatne i łatwe do stosowania w życiu codziennym. Problem jednak polega na tym, że ich skuteczność działania jest uwarunkowana ufnością, wiarą i spokojem, a także poczuciem własnej wartości.
Na koniec warto dodać, że nasze sukcesy są uzależnione od tego, czy doceniamy to, co udało nam się osiągnąć dotychczas. Jeśli jesteśmy z tego zadowoleni, wówczas wzmacnia się w nas poczucie, że czas i energię zainwestowaliśmy dobrze. Jeśli jesteśmy niezadowoleni, pozbawia nas to sił i motywacji do dalszych działań.
Pewna młoda osoba wykrzyczała mi kilka lat temu: “jesteś głupi! Jak można się cieszyć z czegoś tak małego? Ja się będę cieszyć dopiero wtedy, gdy odniosę wielki sukces!”
I jak myślisz? Słyszałeś kiedyś o niej?
Wiele osób uważa, że jeśli będą niezadowolone z siebie i ze swych osiągnięć, to wreszcie zmobilizują się do czegoś wielkiego. Boją się też zadowolenia z małych osiągnięć, by nie spocząć na laurach przed zrealizowaniem swych wielkich zamierzeń. Zamierzeń tak wielkich, że aż nie wyobrażalnych.
A każdy, kto tylko zna prawa kreacji, wie, że nie można osiągnąć tego, czego nie sposób sobie wyobrazić. Można być tylko niezadowolonym, że się nie udało.
Wielu usiłuje się zrealizować, czyli osiągnąć spełnienie, poprzez pomaganie innym. I tu gotowi są narzucać się im ze swą pomocą, uzdrawianiem, czy zbawianiem. I znów nie patrzą na cenę. Dla nich ważna jest perspektywa nagrody czy to w życiu wiecznym, czy też pochwały w doczesnym. Wielu z tych ludzi chce pomagać innym, by zagwarantować sobie na przyszłość ich pomoc. Bo wiedzą, że inni dają nam to, co my im. Ot, taka drobna “bezinteresowność”. Zapominają przy tym, że prawdziwej pomocy udziela nam Bóg. A czyni to również przez innych ludzi, którzy są otwarci.
Wielu uważa, że skromność nie pozwala im o sobie myśleć, że mogliby być narzędziami w ręku doskonałego Boga. Nie ta samoocena. Jednocześnie boją się oni nieustającego wykorzystywania ich naiwności przez bezwzględnego Boga. “To już lepiej się nie przyznawać, że coś potrafię... ”
Ale On i tak to wie.
Fałszywa skromność jest tak samo niebezpieczna i ograniczająca, jak przecenianie siebie i wartości swej pracy. Przeceniając to, co dajesz innym, żądając wygórowanej zapłaty, zamykasz się na przypływ bogactwa innymi kanałami. Z kolei rezygnując z wpływów za twoją pracę i za czas poświęcony innym, zamykasz się na dopływ. I nie ma to znaczenia, czy osoba, dla której coś robisz, jest biedna, czy bogata. Jeśli już dla niej coś robisz, to pożyteczne będzie, kiedy uświadomisz jej, że może się tak samo, albo i bardziej otworzyć, niż ty i dochodzić do wszystkiego sama.
No tak, ale jeśli się to dokona, to przestaniesz jej być potrzebny. I co wtedy?
Stracisz dochody, albo towarzystwo (zrzędzenie wydaje się lepsze od samotności)?
Czy nie o to chodzi, że boisz się, iż ci, którym pomagasz, uniezależnią się od ciebie? To jest ryzyko skutecznego pomagania, bo gdzie znajdziesz innych, wobec których chcesz przejawiać swoją dobroć, czy hojność? A poza tym wydaje się istnieć ryzyko, że ci, którzy cię nie znają, nie docenią cię, że nie zdążą cię poznać i docenić, że nie będziesz im potrzebny z twoją pomocą.
Takie obawy wynikają z zamknięcia na obfitość, z powierzchowności postrzegania i rozumienia i wreszcie z niskiej samooceny.
Wyjście z matni polega na tym, żeby przestać się narzucać i cierpieć z odrzucenia, a stać się gotowym, by Bóg użył nas wtedy, gdy może przez nas pomóc innym. Ot cała prostota filozofii i praktyki dochodzenia do szczęścia.
Widzimy tu, że droga do spełnienia polega na tym, by pozwolić Bogu na używanie nas jako Jego narzędzi. Nasze umiejętności i zdolności są Mu najwyraźniej potrzebne, by mógł spełniać modlitwy.
Najgorsza rzecz, jaka może cię spotkać, to pragnienie osiągnięcia CZEGOŚ, jeśli nie wiesz, czego chcesz.
Nie kreuj sobie zmian w świecie materialnym, jeśli cierpisz na nerwicę. Dręczącego, nerwicowego napięcia nie udało się jeszcze nikomu zaspokoić. Nerwica to choroba wynikająca z niezaspokojonych pragnień i poczucia niemocy, niezdolności do ich osiągnięcia. Z nerwicy należy się wyleczyć. Dopiero po wyleczeniu można zająć się kreacją mentalną. Pamiętaj, zasadą jest, że: najpierw zdrowie, a dopiero potem wszystko inne. Zrozumienie jej i zastosowanie okazuje się zbawienne w skutkach. A to dlatego, że jeśli nie udało ci się rozwiązać jakiegoś dręczącego problemu, to cała podświadomość i cały organizm skupiają się na tym problemie. Wówczas nie pozostaje już wiele czasu i energii na inne sprawy, na doprowadzanie ich do końca. One mogą ci się wydawać nawet ważniejsze od nierozwiązanego problemu, ale twoja podświadomość ma swoją hierarchę wartości. Ją interesuje przede wszystkim to, co boli i dręczy, a dopiero na samym końcu to, czego nie zna, co musi sobie jedynie wyobrazić.
No to teraz będzie coś, co może poruszy i twoją wyobraźnię.
Mam z Bogiem taki układ:
Ja Mu oddaję do dyspozycji siebie, swoje zdolności i czas. A On w zamian oddaje mi do dyspozycji cały świat.
Kiedy jestem Mu potrzebny, a nie potrafię czegoś, wówczas On uczy mnie tego. Dzięki temu rozwijam się! Ponadto, kiedy On mi jest potrzebny, pomaga mi w realizacji moich celów, które są zgodne z Jego planem. Aby mi się owa zgodność podobała, “przekupuje” mnie szczęściem, radością, zadowoleniem, poczuciem spełnienia. A ja odpłacam Mu się wdzięcznością i miłością. To z kolei otwiera mnie na większe i wspanialsze dary i błogosławieństwa. I, co dla wielu ważne, nie pozbawia mnie możliwości decydowania o sobie i o moim życiu. Wręcz inspiruje do podejmowania najlepszych decyzji.
Mógłbym rzec, że mam z Bogiem relację symbiotyczną. A jak uczy nas historia, czy biologia, na symbiozie jeszcze nikt nie stracił. Wręcz przeciwnie!
A na koniec ćwiczenie:
Wypisz sobie to, za co nie możesz być wdzięczny.
................................................................................
Świetnie. Jeśli nie możesz, to znaczy, że brak ci pozytywnych wyobrażeń na ten temat.
Chcesz to zmienić? Chcesz pomocy?
To zrozum, że pomimo twoich negatywnych myśli, pomimo buntu i oporu, mimo wszystko nie jest w tych dziedzinach aż tak źle, jak mogłoby być.
Teraz pomyśl, że przynajmniej za to możesz być wdzięczny!
Spróbuj powiedzieć kilka razy: jestem wdzięczny Bogu za…. (to, co wypisałeś).
Po kilku tygodniach lub miesiącach ciągłego powtarzania tego zdania zrozumiesz, że masz powody do wdzięczności, a w tych dziedzinach nastąpią zmiany. Zmiany, które zbliżą cię do spełnienia.



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com