Podobno na wszystkich, którzy rozpowszechniają wiedzę o Hunie została nałożona straszna klątwa. Niektórzy wierzą w jej moc. I tracą szansę na zajęcie się czymś wspaniałym. Inni wierzą raczej w moc ochronną Wyższego ja, do której nauczyli się odwoływać. Którzy z nich mają rację? Odpowiedź jest jasna: ci, którzy mają wyniki. Kryterium prawdy bowiem jest praktyka. Jeśli coś nie przynosi skutków, to znaczy, że nie działa, a więc nie jest prawdziwe! Wyobraźmy sobie, że na pustyni przykucnął starszy człowiek. Trzyma w ręku dwa patyczki i kieruje je w taki sposób, by ich cień padł na suchą ściółkę. Po chwili ściółka się zapala. Otaczający maga uczniowie są pełni podziwu dla jego mocy. Kiedy jednak pyta ich, w jaki sposób dokonał podpalenia ściółki, każdy z uczniów wyraża opinię, że moc kryje się albo w patykach, albo w promieniu słońca, który został przez patyki nakierowany na łatwopalny materiał. Tylko mistrz wie, że dokonał tego mocą swego skoncentrowanego umysłu. Strażnicy Huny doskonale orientowali się, jaka jest różnica między mocą rytuału, a mocą umysłu. Większość początkujących, a nawet część zaawansowanych magów jest przekonanych, że najważniejszy dla powodzenia ich zabiegów jest rytuał. Stanowisko Huny jest w tym względzie inne. Otóż Kahuni wykorzystywali rytuały doskonale orientując się, że podświadomość (Niższe ja) lubi to, co niezwykłe i tajemnicze. Jednak zdawali sobie sprawę z tego, że tak naprawdę mocą dysponuje umysł. Rytuał miał ją tylko wydobyć z ukrycia. Magia dzieli się tradycyjnie na białą (pomagającą, uzdrawiającą) i czarną (szkodliwą). Ta ocena wynika z faktu, że obu tym praktykom towarzyszą określone wibracje. Białej – jasne, a czarnej – mroczne. Uprawianie czarnej magii wynika z braku pozytywnych wyobrażeń. Zawsze kryje się za nim niska samoocena manifestująca się np. dobrze skrywanym poczuciem zagrożenia i przekonaniem, że życie to walka. Prawdą jest, że człowiek, który walczy, prowadzi walkę tylko ze swymi ograniczeniami i słabościami. Ten, kto otwarty jest na miłość, na intuicję, kto wie, że stwarzamy wszystko poprzez myśli i wyobrażenia, ten pracuje nad podnoszeniem jakości swych myśli i wyobrażeń. Nie u innych, a u siebie. Wiele razy przekonałem się, że jeśli czegoś chcę i jestem do tego przekonany, to otrzymuję to, bądź uzyskuję w sposób, który jest niezwykle łatwy. I nie ma takiej siły w niebie i na Ziemi, która mogłaby się temu przeciwstawić. W związku z tym nie potrzebuję żadnych rytuałów i praktyk zabezpieczających. Nie należy traktować protez jako kończyn. Twórczej mocy umysłu nie zastąpi żaden rytuał. Rytuały pomagają skupić się, uwierzyć, skoncentrować. Ale to nie w nich jest zaklęta moc. Moc tkwi w koncentracji umysłu. I to wszystko. Takie to mało tajemnicze i wzniosłe… Jako przykład człowieka posługującego się skutecznie czarną magią przywołuje się Rasputina. Wielu mu zazdrości sukcesów, kobiet, sławy… Również A. Crowley ma swoich wielbicieli. Przypatrzmy się dziełom ich życia. I największemu dziełu, którym dla nich obu okazała się śmierć w hańbie. Mieli kobiety, alkohol, narkotyki. Ale czy któryś z nich osiągnął spełnienie? Czy tylko wykreował sobie piekło tu, na Ziemi? Efektowne, podniecające i atrakcyjne, ale jednak piekło? Prowadziłem zajęcia w kilku szkołach psychotronicznych. Brali w nich udział ludzie, którzy byli przekonani, że mają wysoką samoocenę (to znaczy: „kim to ja nie jestem, a inni mogą mi naskoczyć”). Rozdymała ich pycha. A co naprawdę sobą reprezentowali? Jeden z nich założył się ze mną o samochód, że w 2000 roku wojna światowa zniszczy całą Ziemię z wyjątkiem Australii, drugi potrafił zmanipulować prawie każdą dziewczynę, żeby z nim poszła do łóżka. Tych kilku, które tego nie zrobiły, bał się. No i nie lubił mnie, bo to podobno ja mu zepsułem zabawę. Inni „wielcy” magowie z owej szkoły przekonawszy się, że myśli mają moc, zaczęli kreować sobie sytuacje w rodzaju: „jestem niewidzialny dla kanarów”. Mieli tak wysoką samoocenę, że nie przyszło im do głowy, by mieć wystarczająco dużo pieniędzy, by było ich stać na płacenie za przejazd. Zarabianie wydawało im się zajęciem ponad siły. O efektach uzdrowicielskich praktyk opartych na czarnej magii nie będę wspominać, bo to żenujące. Kończy się uzależnieniem „uzdrawianej” osoby od uzdrowiciela. A ponadto… każdy, kto zajmuje się czarną magią, jest przekonany, że musi walczyć z konkurencją, bo, ALBO JESTEŚ NAJLEPSZY, ALBO JESTEŚ SŁUGĄ SILNIEJSZYCH. Czy ktoś mając taki system wartości może czegoś mądrego nauczyć swoich uczniów? Właśnie tacy ludzie walcząc z urojonym zagrożeniem ze strony konkurencji, usiłują ją stłumić w zarodku, by zostać najlepszymi. Powiedzmy, że na język zwykłych ludzi przekłada się to na gry w rodzaju: „Może nie jestem najlepszy, ale ty na pewno jesteś gorszy ode mnie” „Może nie jestem mądry, ale ty na pewno jesteś głupszy ode mnie” Tak wychowuje się dzieci w wielu polskich rodzinach, Nazywa się to wpajaniem szacunku dla starszych i mądrzejszych. Czy to jest wysoka samoocena? Ja wiem, że nikt nie może być lepszy ode mnie. Owszem, może robić coś lepiej. Może na czymś lepiej ode mnie się znać. Ale nie może być lepszy. Nie może, ponieważ jestem jedyny i niepowtarzalny. Nie mam więc powodu nikogo małpować ani nikomu zazdrościć. Nie ma nikogo, kto mógłby ze mną konkurować. Bo nikt nie jest tak samo unikalny, jak ja. Nie piszę po to, żeby się reklamować, ale po to, żeby dać przykład właściwego myślenia. Właściwe myślenie zakłada, że i ja nie jestem lepszy od kogokolwiek! Tak, tak. Właściwe myślenie jest sprzeczne z wszystkim, do czego większość z nas przyzwyczajała się od dzieciństwa.
|