Rozwój duchowy to domena psychiki ludzkiej. W psychice zachodzi wiele procesów, które często nie są ani racjonalne, ani nie mają nic wspólnego z rzeczywistością. Nawet wysokiej klasy specjaliście trudno ocenić, czy coś jest zgodne z rzeczywistością, czy też nie. A to dlatego, że różnie definiujemy rzeczywistość. Dla jednych ona jest tym, co widzą i słyszą, a dla innych świat przejawiony to tylko ułuda, za którą kryją się rzeczywiste – duchowe siły sprawcze. Są też i inne definicje. No i w efekcie mamy sytuację, kiedy to ktoś uznawany za eksperta, jest ograniczony światopoglądem religijnym. Tymczasem wielu psychologów lub psychiatrów uzurpuje sobie prawo do oceniania duchowych doświadczeń innych osób. Uważają, że ich wykształcenie jest wystarczające, by oceniać, co w psychice jest “normalne”, a co “nienormalne”. Nie zamierzam podważać ich kompetencji w zakresie wykrywania ewidentnych patologii. Jednak w sprawie doświadczeń mistycznych lub duchowych te osoby najczęściej nie mają nic sensownego do powiedzenia, a często wręcz wprowadzają w błąd (co najgorsze, w dobrej wierze!). Większości ludzi trudno ocenić, co jest prawdziwe w sferze wierzeń czy wyznawanego systemu wartości. Dlatego przyjmujemy zasadę, że wszystkim poglądom duchowym czy religijnym należy się szacunek. To kwestia wolności sumienia i wyznania. Z tej zasady wynikać by powinno, że jeśli nie jesteśmy specjalistami w zakresie rozwoju duchowego, nie powinniśmy oceniać dróg rozwoju, a nawet sensowności rozwoju duchowego. Na pewno nie powinniśmy potępiać innych z tego powodu, że kroczą inną duchową ścieżką. Skąd mamy bowiem wiedzieć, czy ona jest gorsza od naszej? Czy tylko dlatego, że ktoś nas o tym zapewnił, że tylko my kroczymy właściwą drogą we właściwym kierunku? Przywódcy religijni już dawno zdawali sobie sprawę z tego, że zwykły człowiek nie jest w stanie zweryfikować tego, o czym oni mówią i czego doświadczają na co dzień. Zwykłemu szaraczkowi pozostawało tylko wierzyć, bo sprawdzić nie mógł. Nie mógł, bo nie dopuszczano go do sacrum zarezerwowanego dla wybrańców, albo nie mógł, bo musiałby latami wykonywać duchowe praktyki, na które nie miał ani czasu, ani ochoty. Musiał wierzyć, albo odrzucić swą wiarę. Czasami mógł być świadkiem cudów czynionych przez innych. I tyle. Tak powstawały religie, zaczynające się od autentycznych doświadczeń duchowych, których prawie nikt nie potrafił zweryfikować. Otóż... w sferze duchowości nawet wykształcony psycholog czy psychiatra jest zdany na wierzenia, bo nie doświadcza osobiście tego, o czym chce wyrokować. Ba, czasami wręcz boi się doświadczyć! Pamiętam, jak podczas kursu Huny dwóch psychiatrów w popłochu opuściło salę, bo podczas ćwiczenia poczuli przepływ energii. A przecież “nie po to przyszli na kurs, żebym z nich zrobił wariatów”! O szacunku dla osób inaczej myślących i doświadczających wielu zapomina na co dzień. Szczególnie, kiedy te osoby głoszą niezgodne z “tradycją” poglądy i próbują żyć inaczej, niż to akceptuje ich środowisko. Wtedy taką osobę podejrzewa się o chorobę psychiczną, co nawet usiłuje się udowodnić przed sądem. Kilka razy np. spotkałem się z sytuacją, kiedy rozeźlony mąż czy rodzic jako dowód szaleństwa osoby, którą chciał pozbawić praw majątkowych, przed sądem przedstawiał zeszyt z afirmacjami lub zestaw tytułów czytanych przez “wariata” książek o rozwoju duchowym. Nasze sądy zazwyczaj nie traktują takich dowodów poważnie, ale faktem jest, że zarówno adwokaci jak i osoby skarżące liczą na ich wagę. O szacunku dla poglądów innych zapominają nawet naukowcy. Kiedy ostatnio rozmawiałem z kilkoma psychologami usiłującymi udowodnić wyższość psychologii nad “szarlatanerią”, słyszałem z ich ust stwierdzenie, że “szanująca się nauka nigdy nie będzie się zajmować takimi bzdurami jak pamięć poprzednich wcieleń”. Nie mieli oni natomiast nic przeciw pisaniu rozpraw naukowych na temat niepokalanego poczęcia Dziewicy Maryi. Z całym szacunkiem dla wyznawców chrześcijaństwa mogę stwierdzić, że dziś nikt nie jest w stanie potwierdzić osobiście faktu niepokalanego poczęcia, natomiast wiele osób ma aktywną pamięć poprzednich wcieleń. Tu jednak “naukowcy” wydają się być nieubłagani i usiłują udowodnić, że czegoś takiego nie ma, bo być nie może. Uznają więc owe wspomnienia za konfabulacje bądź halucynacje i tak ustawiliby swe “badania”, by potwierdzały ich tezy. Rzecz w tym, że takowych nawet nie prowadzą, “bo po co badać coś, czego nie ma”? Ich światopogląd religijny nie pozwala im być rzetelnymi, obiektywnymi naukowcami, którzy powinni z jednakowym szacunkiem traktować poglądy innych. I tu jest “pies pogrzebany”. Od lat oficjalna psychologia i medycyna usiłują zepchnąć na margines życia społecznego parapsychologię i medycynę niekonwencjonalną, usiłują przedstawić osoby zajmujące się metodami niekonwencjonalnymi jako szarlatanów, nieuków, a nawet szaleńców, przed którymi zdrowy na umyśle człowiek powinien uciekać, gdzie pieprz rośnie. Akcja deprecjonowania parapsychologów nabrała jakby na sile pod koniec ub. roku. Pomoc psychologiczna to sprawa bardzo delikatna. Ociera się cały czas o poglądy i uczucia religijne, o system wartości zbudowany na wyznawanej religii. Nie ma ekspertów od wszystkiego. Wiarygodny doradca psychologiczny to ten, który rozumie klienta, jego mechanizmy psychiczne, jego system wartości i jest mu w stanie pomóc w realizacji lub uzasadnionej korekcie jego celów. Znaczy to, że musi to być ktoś, kto podziela poglądy religijne klienta lub nawet ma podobne do niego doświadczenia! Dlatego jestem za tym, żeby prawo udzielania pomocy psychologicznej przysługiwało nie tylko psychologom z dyplomem, ale przede wszystkim ludziom, którzy sami rozwiązali swoje problemy! Tak jest na całym świecie. Tak jest też w Niemczech, gdzie byłem kilka dni temu i gdzie chyba w każdym malutkim miasteczku, a nawet w wioskach, są gabinety niekonwencjonalnej medycyny czy psychoterapii, a ich właściciele nie ukrywają tego, czym się zajmują i w co wierzą! Uważam, że klient ma prawo wiedzieć, jaką szkołę i jaki światopogląd reprezentuje osoba udzielająca pomocy psychologicznej! Klient poszukujący pomocy psychologicznej zazwyczaj jest osobą dorosłą, a nie ubezwłasnowolnioną, ma więc prawo być traktowanym z całym szacunkiem dla jego poglądów religijnych i doświadczeń duchowych. Do tego ma prawo także każdy psycholog. Tymczasem “środowisko” w ramach walki z szarlatanerią zabrało się również za psychologów interesujących się tarotem, astrologią czy numerologią, i taktuje takie osoby jak “zapowietrzone” (np. nagonka na W. Eichelbergera). To, czy któraś droga jest prawdziwa, może powiedzieć tylko ktoś, kto wiele z nich wypróbował i sam przekonał się o tym, w jakim kierunku prowadzą różne drogi. Nie może tego ocenić ktoś, kto poznał tylko jedną z dróg (np. oficjalną naukę). Ale… zawsze możemy przyjrzeć się owocom, jakie wydają poszczególne “drzewa”, czyli ścieżki rozwoju. Oczywiście, zmiany, jakie zachodzą pod wpływem wykonywania praktyk duchowych, też są różnie oceniane. Weźmy przykłady: Można by podać wiele innych przykładów, kiedy to po owocach poznajemy wartość ścieżki duchowej. Jak zaznaczyłem, wszystkim poglądom należy się jednakowy szacunek. Można więc spokojnie wykonywać jakąkolwiek praktykę, która nie ogranicza zdolności przeżycia w świecie materialnym i nie szkodzi innym. I należy pamiętać, że inni nie mają obowiązku płacić za czyjeś odloty w zmienione stany świadomości, czyli z ich punktu widzenia – w nierzeczywistość. Szacunek musi obowiązywać w obie strony. I dlatego to doradca psychologiczny bądź życiowy, powinien być osobą doświadczoną, która potrafi pozytywnie inspirować i sama wiele zmieniła w swoim życiu na lepsze. To nie może być ktoś, kto od razu w takich postawach widzi chorobę psychiczną. Problem byłby rozwiązany, gdyby ludzie zrozumieli, że rozwój duchowy nie służy temu, by odlatywać w piękne światy duchowe i wyrzekać się życia tutaj, tylko temu, by odwołując się do duchowych (intuicyjnych) inspiracji najwyższej jakości, podnosić jakość codziennego życia. Rzecz w tym, że ktoś to zagubionemu człowiekowi musi powiedzieć. A nie powie ten, kto w ogóle nie czuje klimatów rozwoju duchowego! Często trudno spojrzeć na siebie z dystansem. Dlatego potrzeba kogoś, kto nam pomoże zorientować się w sytuacji. To może być tylko ktoś, kto ma właściwe doświadczenia. Wiedza uniwersytecka to za mało. Te przykłady powinny skłaniać do zweryfikowania swej postawy wobec własnej duchowej praktyki. Jeśli bowiem dzięki naszej praktyce stajemy się bardziej pożyteczni dla innych, to znaczy, że zdążamy we właściwym kierunku. Przez dobre uczynki świadczymy, że jest to dobre dla nas i korzystne dla innych. Pamiętajmy, że rozwój duchowy powinien służyć podnoszeniu jakości naszych doświadczeń, a nie mnożeniu wiedzy czy doświadczeń. Osoby, które dzięki praktykom duchowym rozwinęły swe talenty i swą intuicję, są najlepszym dowodem na słuszność tego twierdzenia. Skutecznej pomocy duchowej czy psychologicznej osobom mającym duchowe doświadczenia, udzielić może tylko ktoś, kto ma podobne doświadczenia. Samo formalne wykształcenie w zakresie psychologii to zbyt mało. Dlatego istnieje potrzeba, by osoby mające doświadczenia duchowe i mistyczne, mogły oficjalnie pomagać psychologicznie tym, którzy mają podobne doświadczenia, by przestały być wyśmiewane. A tymczasem wiele osób ze zdolnościami parapsychicznymi, zanim trafi na wiarygodnego doradcę duchowego, zalicza mnóstwo gabinetów psychologów, lub psychiatrów, którzy wmawiają mu, że jest nienormalny. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |