Rozwój duchowy bez poprzedzającej go psychoterapii lub autopsychoterapii, nie jest dla większości Europejczyków możliwy. A to z powodu silnych mechanizmów autodestrukcji, zakodowanych głęboko w podświadomości. Tu jednak natrafiamy na pewne problemy związane z rozbieżnością celów psychoterapii i rozwoju duchowego. Do publikacji tego artykułu zachęciło mnie wiszące w Warszawie ogłoszenie: “Po 2 dniowym kursie NLP rozwiążesz wszystkie swoje problemy. Pierwsze spotkanie tylko 1 zł”. Zdziwiłem się przeczytawszy tę reklamę, gdyż nie spotkałem dotychczas adepta NLP, który cokolwiek poważniejszego by rozwiązał. No cóż, nie znam wszystkich, więc może ktoś taki jest na świecie. Psychoterapia prawie zawsze służy manipulacji. Nie ważne, jakimi posługuje się metodami. Ważne, by realizowała cele zgodne z oczekiwaniami zleceniodawców. Z kolei CELEM ROZWOJU DUCHOWEGO JEST ODKRYCIE INDYWIDUALNEJ DOSKONAŁOŚCI, JEDNOŚCI Z BOSKOŚCIĄ. Wydaje się, że między psychoterapią a rozwojem duchowym nie ma punktów wspólnych. A jednak. Wiele terapii wykorzystuje praktyki właściwe dla rozwoju duchowego. Wielu nauczycieli duchowych twierdzi też, że praktyka duchowa powinna zostać poprzedzona psychoterapią. Cele psychoterapii są różne i zależą od zleceniodawców. Europejska medycyna i psychoterapia wyrastają z tradycji chrześcijańskich. Dobrze o tym pamiętać, kiedy się przygląda ich “naukowym” podstawom. Tym bardziej, że na stosowanie naukowej medycyny i psychoterapii w praktyce ma wpływ etyka, a ta jest zbudowana na myśli chrześcijańskiej, nawet jeśli się jej wypiera. Jeżeli celem zleceniodawcy jest opanowanie sztuki psychomanipulacji, może trafić na taką psychoterapię, która mu to umożliwi. Jeśli przystosowanie do rodziny czy społeczeństwa, to też oferta jest bogata. Wszystko zależy od tego, do jakiej rodziny czy społeczności ma być przystosowany dany człowiek. Rzadko kiedy psychoterapia stawia sobie cel bardziej szlachetny: Przystosowanie człowieka do tego, by zaakceptował, kim naprawdę jest i by wyzwolił, i wykorzystał wszelkie swoje możliwości – talent, zainteresowania, wiedzę. Psychoterapeuci odpowiadają zazwyczaj na zapotrzebowanie ludzi, którzy mają niską samoocenę i czują się źle sami z sobą, bo… nie odpowiadają wymaganiom czy oczekiwaniom innych. Najważniejsze więc wydaje się przystosowanie do wymagań rodziny czy społeczności. Psychoterapeuci zapewniają, że dzięki ich metodom życie ich klientów stanie się normalne. Normalne, czyli odpowiadające NORMOM, a więc CUDZYM wymaganiom! Powiedzmy, że zajmiemy się na początku ofiarami indoktrynacji chrześcijańskiej. Chrześcijanie z różnych nurtów nauczają, że Bóg działa poprzez ludzi. To słuszne twierdzenie, ale z ich interpretacji najczęściej wynika, że jeśli np. masz jakiś dar czy talent, to powinieneś dawać świadectwo, że to czyni Bóg, a nie ty. Zgodnie z tą zasadą pokory, powinieneś mówić innym, że ty jesteś tylko marnym(!) narzędziem w rękach Boga, który wykonuje swój, tylko Jemu znany plan. “Nie wywyższaj się! Nie chwal się swoimi talentami”. Jak się zastanowisz, to możesz zapytać: “Po co Bogu tak marne narzędzia, jak ja? Czy On, Doskonały, nie potrafi użyć bardziej doskonałych?” Swoiście pojmowana pokora nie jest wyłącznie chrześcijańską specjalnością. Podobnie pojmują ją mający niską samoocenę mistrzowie buddyzmu czy jogi. Niektórzy z nich mogą z powodzeniem konkurować z chrześcijańskimi świętymi w samoponiżaniu się, a kto wie, czy tej konkurencji nie byliby w stanie wygrać? Kreowanie się na życiowego nieudacznika, czy życiową ofiarę, jest modne w kręgach osób uważających się za bardziej uduchowione. I często przenosi się na następne wcielenia jako dominująca postawa życiowa. Dlatego po latach pracy nad sobą wiele osób nadal przejawia te same wzorce. A przejawia, bo otoczenie nie akceptuje innych. Jego presja jest często bardzo silna. Ale po co komu nieudacznicy? Czyżby trzeba było zrezygnować z sukcesów na rzecz uduchowienia? Czyżby nie było innego wyjścia? Zanim staniesz się doskonałym narzędziem spełniania bożej woli, powinieneś docenić to, co już osiągnąłeś i wyrobić w sobie przekonanie, że możesz lepiej, jeśli tylko chcesz. Potem musisz zgodzić się na zaufanie do Boga i Jego woli. Jego wola spływa do ciebie przez twoje serce, a nie przez opinie nieomylnego mistrza czy bulle nieomylnego papieża. Terapie humanistyczne obiecują, że będziesz szczęśliwy, gdy wyzwolisz siebie spod kontroli i ograniczeń innych ludzi. Tu mają zupełną rację. Ale posuwają się za daleko obiecując, że tylko ty jesteś dla siebie jedynym autorytetem i że to wszystko, co chcesz, masz prawo osiągnąć. Mało który psychoterapeuta uczy o oczyszczaniu intencji i serca. Zazwyczaj zajmują się zmianami w emocjach, w wyobrażeniach. Ale milczą na temat czystości intencji. I nic dziwnego, przecież intencje większości z nich natychmiast zostałyby zdemaskowane. Prócz czystości intencji, w rozwoju duchowym ważna jest czystość serca. A jakie są korzyści z czystości serca? Bóg daje wszystko tym, którzy do Niego przychodzą z pokorą i ufnością. Dla tych, którzy chcą iść dalej kontaktując się z Bogiem, ważne okazuje się uzdrowienie nastawienia do modlitwy i medytacji. Otóż wielu terapeutów i mistrzów duchowych potrafi doprowadzić ludzi do tego momentu, kiedy rozumieją, że wszystko, co było dla nich cenne i w co wierzyli, to tylko kupa śmieci (to tylko złudzenia). Ale nie potrafią odpowiedzieć na pytanie, co dalej, jak dalej żyć, z czym żyć? Moje życie ma sens, moja praca ma sens, moje działania mają sens. Jeśli uwierzysz w te myśli, twoje życie zmieni się nie do poznania! Stanie się naprawdę bliskie doskonałego, a po jakimś czasie pewnie i doskonałe. Kiedy pojawiają się negatywne myśli czy pokusy, nie należy z nimi walczyć. Na początek może się to wydawać dziwne i niebezpieczne, ale okazuje się w pełni sensowne. Należy im przeciwstawić pozytywne myśli, wyraźnie przeczące negatywnym. Tych pozytywnych myśli należy się uchwycić i powtarzać je. A kiedy pojawia się pokusa, wystarczy sobie powtarzać: “Bóg ma dla mnie zawsze coś lepszego od …(tego co kusi)”. Techniki afirmacyjne sprzyjają utrzymywaniu pozytywnych myśli i wyobrażeń w centrum uwagi, w polu świadomości. Jeśli się do nich przyzwyczajamy, wówczas stają się trwałym elementem naszej struktury umysłowej i zaczynają realnie wpływać na nasze życie. Są więc skuteczne nie tylko przy usuwaniu myśli negatywnych. Mieszanie praktyk religijnych z psychoterapią może się wydawać świętokradztwem lub manipulacją. Jednak trzeba wziąć pod uwagę, że skuteczna terapia musi objąć uzdrowieniem wszystkie dziedziny życia, to znaczy, że i sferę duchową. Techniki stosowane w różnych szkołach duchowych mają swoje walory terapeutyczne. Ma je również medytacja. Jednak psychologowie kierujący swych pacjentów do różnych grup duchowych powinni wiedzieć, że ich pacjent powinien przede wszystkim podnieść samoocenę. I to właśnie zadaniem terapeuty jest mu w tym pomóc. Przecież za to dostaje pieniądze. Pewna kobieta, z ciężką nerwicą została oddelegowana przez terapeutę do grupy praktykujących zen. To nieporozumienie, ponieważ zen nie nadaje się dla osób znerwicowanych. Wie o tym każdy mistrz z prawdziwego zdarzenia. Ale jej mistrz łowił dusze dla Buddy, więc zawziął się, że ją uszczęśliwi. Aby dojść od nerwicy do skutecznego wykonywania medytacji, należy przejść pewną drogę, która może się wydawać bardzo długa lub zupełnie niepotrzebna, ale jej przejście jest konieczne, jeśli chce się uzyskać pozytywne rezultaty w posługiwaniu się medytacją, czy w ogóle na duchowej ścieżce. Chrześcijanie często donoszą, że podczas wykonywania praktyk kontemplacyjnych są poddawani “kuszeniu szatana”. Warto wiedzieć, że osób, które mają wysoką samoocenę i poczucie bezpieczeństwa, żaden szatan nawet nie usiłuje kusić. A więc, najważniejszym zadaniem dla osoby, która chce przejść drogę od nerwicy bądź samorepresji do medytacji, jest podniesienie samooceny wraz z wyrobieniem w sobie poczucia bezpieczeństwa. Podnoszeniu samooceny musi też towarzyszyć rozwijanie życzliwości do świata i do wszystkich istot, a także zaufania do Boga (czy jak kto woli do Nadświadomości). Cały proces podnoszenia samooceny musi bazować na miłości do siebie, do świata i do Boga. Miłość jest podstawową zasadą rządzącą rozwojem duchowym. Bez miłości wszystkie nasze wysiłki dokonania wewnętrznej przemiany zamieniają się tylko w wewnętrzne konflikty. A więc u podstaw każdej praktyki duchowej czy terapeutycznej powinna tkwić miłość i życzliwość dla siebie i dla wszystkich stworzeń. Tu z kolei rozbijamy się o różne definicje miłości. Co która, to bardziej zakłamana. Trzeba więc się zgodzić na to, że miłość, to nic innego, jak miłe i przyjemne uczucie w okolicy serca. Rozumiem, że taka definicja jest nie do przyjęcia dla większości chrześcijan, bo dla nich to, co przyjemne, na pewno nie pochodzi od Boga. Wiara i kultura mogą nas warunkować pozytywnie bądź negatywnie. Uwarunkowanie to coś, co można porównać z uzależnieniem. Nasze uwarunkowania wpływają na jakość naszych myśli i działań. Terapia jest po to, by wyjść poza ich ograniczające presje, a nie po to, by w nich wikłać klienta. Chociaż wielu terapeutów ma inne zdanie. Praktyki i działania, które nie wynikają z miłości, przynoszą najczęściej negatywne rezultaty. Stłamszenie, ograniczenia, manipulacje, nerwice, to owoce rozmaitych zabiegów stosowanych wobec siebie bez miłości i szacunku. Kiedy osoba lekceważąca tę podstawową zasadę miłości rozpoczyna praktyki duchowe, może się uwikłać w błędne praktyki: nawracanie innych, misje (np. apostolskie), manipulacje, sekciarskie uzależnienia od mistrza, magię lub nawet satanizm czy czarną tantrę. Aby wyjść poza uwarunkowania i ograniczenia, trzeba chcieć. Warto też uwierzyć, że w tym dziele mamy potężne wsparcie naszego Stwórcy, który życzy nam dobrze, który obdarzył nas wolnością, a nie zależnościami. Warto też wiedzieć, że Stwórca obdarzył nas wszelkimi możliwościami, byśmy mogli żyć w pełni samodzielnie. Jego życzeniem jest, byśmy odkryli wszelkie dary, jakimi nas wyposażył na to życie na ziemi i nauczyli się z nich korzystać. A to zależy od samooceny. Pracowałem kiedyś z pewną panią, która postanowiła wybrać samodzielność i niezależność. Jej determinacja była ogromna, bo życie pełne zależności już jej się “przejadło”. Po pewnym czasie nauczyła się tolerować Boga, a nawet korzystać z Jego pomocy. Zauważyła, że przychodzą jej do głowy genialne wprost myśli i to ją trochę niepokoiło, bo zawsze uważała się za osobę głupią. Mając jednak świadomość, że to korzystne, zaczęła się uczyć akceptować mądrość w sobie. Uwolnienie od zależności jest zawsze możliwe. Nawet gdy brak wiary w moc modlitwy, lub gdy świadomość jest ograniczona, pozostaje jeszcze możliwość odreagowania za pomocą metod regresywnych. Wymaga to dobrego opanowania np. metody regresingowej. I trzeba pamiętać, że takich tematów nie “załatwia się” na pierwszej sesji. A poza tym, trzeba wiedzieć, że dla skutecznego posługiwania się metodami regresywnymi, niezbędne jest opanowanie technik transformacji (przemiany) myśli, wyobrażeń i emocji. Są nimi: medytacje, afirmacje i modlitwy. Wspomniałem, że psychoterapia zajmuje się dostosowywaniem ludzi do życia w społeczeństwie, czyli do akceptowania ograniczeń i niemożności. Ewentualnie do powielania pewnych schematów i przyjętych tu i ówdzie wzorców zachowań społecznych. To dlatego psycholog często nakłania do życia w zakłamaniu, do rezygnacji z dochodzenia do prawdy (np.: “po co ci wiedzieć, czy dzieci, które od lat wychowujesz i na które łożysz, są naprawdę twoje? Przecież je kochasz i to powinno ci wystarczyć”, albo: “po co szukasz nie wiadomo czego [to o duchowości]? Przecież masz rodzinę, która cię kocha”). Musimy pojąć, że to co jest dobre w pracy psychologa, nie musi mieć zastosowania na duchowej ścieżce, gdzie zajmujemy się odkrywaniem swej boskości. Kontynuując dalej rozważania stwierdzam, że w rozwoju duchowym nie ma miejsca na odkrywanie i urzeczywistnianie pierwotnej dzikości, choć, jeśli się ona ujawnia, to powinna zostać rozpoznana i uwolniona, jako że w człowieku istnieje INNY wzorzec, który pomaga mu opanowywać świat inną metodą niż wściekła agresja. Tą metodą jest otwartość na miłość, mądrość i moc, oraz zrozumienie, że nie musimy walczyć, by osiągać swoje cele. Wystarcza się koncentrować na ich realizacji. To nas – ludzi – odróżnia od zwierząt. Ale cechy gatunków, w których inkarnowaliśmy się wcześniej, pozostawiają jednak ślady w podświadomości. W tym przypadku regresing daje możliwość uwolnienia się od nich i zastąpienia ich cechami boskimi. O tym nigdy nie powie żaden profesor psychiatrii, czy psychologii klinicznej, bo go to nie interesuje. Jego interesuje tylko to, żeby pacjent stał się normalny, czyli zaczął odpowiadać normom społecznym. Tu nadmienię, że w ostatnich latach manipulowanie psychiką dzieci, by je “dostosować” do życia w społeczeństwie, by dopasować je do norm stworzonych przez ludzi ograniczonych umysłowo i duchowo, wyrządziło wiele szkód w rozwoju wybitnie inteligentnych i mądrych jednostek określanych przez niektórych “dziećmi indygo” (dzieci te przenoszą z poprzednich wcieleń zdolności, umiejętności oraz pamięć wielu tematów, których uczy się w szkołach, dlatego “wymądrzają się”, co jest niemile widziane zarówno w domu jak i w szkole). Odkrywanie boskiej natury w człowieku interesuje tylko psychologów transpersonalnych i psychoterapeutów humanistycznych. Oni jednak przez psychiatrów i spore grono psychologów są traktowani jako potencjalni pacjenci klinik psychiatrycznych. Jak widać, nawet wśród psychologów różnice poglądów są zbyt duże, by dało się je pogodzić. Inny temat, w którym praktyki rozwoju duchowego i psychoterapia rozmijają się, to płciowość. Z punktu widzenia zadań czekających nas w społeczeństwie, ważne jest identyfikowanie się z płcią, lecz z punktu widzenia rozwoju duchowego, byłaby to droga na manowce. Przykłady rozbieżności między rozwojem duchowym a psychoterapią można by mnożyć chyba w nieskończoność. A to dlatego, że realizują inne cele, że zaspokajają inne potrzeby ludzi. Podkreślę jeszcze raz: PSYCHIATRIA I PSYCHOTERAPIA MAJĄ ZA ZADANIE PRZEKONAĆ PACJENTA DO NORM, A ROZWÓJ DUCHOWY MA GO UWOLNIĆ OD WŁADZY I PRESJI NORM. Cele są inne, rzekłbym sprzeczne. Jednak droga do praktyk duchowych w przypadku Europejczyków prowadzi przez psychoterapię. I z tym się trzeba pogodzić wybierając raczej psychoterapię humanistyczną. PS. Dziękuję Jarkowi Mikulskiemu za opis jednego z przykładów. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |