Wiadomo, że wywieramy wpływ na otoczenie, dlatego wielu chciałoby go sobie zapewnić manipulacyjnymi metodami. Na to zapotrzebowanie odpowiadają różne kursy, które uczą manipulacji lub psychomanipulacji. Prowadzący je nie przestrzegają przy tym, że manipulacja bardzo męczy i że jej wpływ jest raczej krótkotrwały, a na dłuższą metę skutki żałosne. No ale cóż, wielu uważa, że cel uświęca środki. I kto by tam się zastanawiał nad perspektywą dłuższą niż rok, no ewentualnie, niż długość kadencji! Wielu chciałoby wywierać istotny wpływ na otoczenie, a na pewno sprawiać dobre wrażenie. Są oni gotowi dać z siebie wiele, by tylko zostać zauważonymi, by zdobyć poklask. Każdy chciałby, żeby jego obraz samego siebie został przynajmniej zaakceptowany. W tym celu ludzie ubierają się pięknie lub wyzywająco, udają kogoś innego, niż są itp. To fakt, że za udawanie i przebieranie się aktorzy zarabiają ogromne pieniądze. Ty jednak nie musisz być aktorem, by zyskać uznanie. Metod uczących wpływu na otoczenie jest wiele. W metodzie programowania neurolingwistycznego NLP przyjmuje się, jakoby najcenniejszą inspiracją był amerykański system wartości i styl życia. Z błędnego założenia wynika, że każdy, kto wpływa na innych, by przyjęli najlepszy styl i system wartości, działa pozytywnie, a wszystkie presje i manipulacje służą dobru innych ludzi. Nie ośmieszajmy jednak naiwnych Amerykanów. Spójrz sam na siebie: czy jesteś katolikiem, czy buddystą, czy też podpisujesz się pod innym systemem wartości, wydaje ci się on najcenniejszy, dopóki nie zauważysz, że nie prowadzi ani do miłości, ani do obiecanego celu. Niektórzy jednak w swej manipulacyjnej determinacji posuwają się nawet do tego stopnia: “nie ważne, czy mnie będą kochać, ważne, żeby się mnie bali”. Wielu znosi ból, aby pokazać otoczeniu obraz siebie bez najmniejszej skazy, ukrywając rzekomą ułomność, nie pokazując słabych punktów. Wielu z pozornie czystymi intencjami zawsze ma przyjazny uśmiech, udaje spokój, mimo, że działają oni w stresie. Często ich prawdziwych intencji nie można poznać po zachowaniu pozornym, ułożonym, kulturalnym, wyćwiczonym na pokaz, z wyśmienicie zagranym uśmiechem. Wielu ludzi nabiera się na pozory zgodnie ze swą intencją oczekiwania na to, że inni ich oszukają. Ale jakież miłe czasem są te oszustwa: kwiatki, uśmiechy, perfumy, blichtr, droga restauracja…. Ach, jakież to przyjemne. Nie wszyscy lubią być oszukiwani. I nie dają się oszukać. Dzięki intuicji i odczytywaniu mowy ciała można zobaczyć inny przekaz, jakby “wtórny”, a prawdę mówiąc pierwotny. Są to głębokie emocje i wyobrażenia. Wskazują na prawdziwe intencje. I to właśnie intencje ukrywane pod maską “dobrego człowieka” lub “zbuntowanego człowieka”, a nie demonstrowane wyobrażenia i myśli o sobie tworzą rzeczywistość każdemu z osobna. Maski kosztują wiele energii, a systematycznie używane sprawiają, że stajemy się chorzy. Maski katują nasze ciała i umysły. A jednak wielu tworzy je i dźwiga, aby zyskać uznanie, aby wyglądać lepiej i ukrywać braki. A wystarczy powiedzieć sobie uczciwie: ”Mam braki, ale mam również cechy pozytywne. Od tego miejsca zaczyna się we mnie zmiana. Teraz zaczynam koncentrować się na zaletach, a moje myślenie staje się pozytywne. Mogę kształtować swą samoocenę, więc bez obaw i masek mam wiele cudownych możliwości. Z każdym dniem wzrasta moja samoocena. Coraz bardziej doceniam siebie bez oglądania się na innych. Kocham, lubię, szanuję, doceniam siebie bez względu na to, co inni o mnie myślą i mówią. Ponieważ kocham, lubię i szanuję siebie, to prowokuję moje otoczenie do miłości i szacunku”. Miej rzeczywiste uznanie i rzeczywisty szacunek dla siebie, a otoczenie ci je odzwierciedli. Twoje rzeczywiste oddziaływanie na otoczenie zależy od twego nastawienia do siebie i otaczającego świata. A to z kolei wynika z myśli, jakimi się karmisz na co dzień. Myśli pozytywne związane są z ciszą, miłością, radością, spokojem. Mają silne, pozytywne, wysokie wibracje. Negatywne zaś, są związane z wątpliwościami, agresją, są pełne problemów i dysharmonii. Jeżeli jesteś rozdarty wewnętrznie, to masz słaby poziom energii wewnętrznej, bo wszystkie siły idą na walkę wewnętrzną. Na dodatek wypełniają cię nieharmonijne wibracje, czyli jasno mówiąc bałagan emocjonalny. Wtedy jesteś mało przekonywujący. Ale jak możesz przekonać kogokolwiek, jeśli sam masz wątpliwości? Jak może ci ktokolwiek uwierzyć, że jesteś dobrą partią, dobrym przyjacielem, czy kompanem, jeśli w twej głowie roi się od okropnych wyobrażeń o tobie? Przecież w ten sposób puszczasz w świat komunikaty: “Ludzie, strzeżcie się takiego potwora, jak ja”. A oni tylko czekają na takie ostrzeżenia i w mig dostosowują się do nich. Oj, nad takimi lubią się poznęcać! Nikt cię nie doceni, jeśli masz wątpliwości do swej wartości, czy do tego co robisz. Mało kto ma ochotę wyrwać cię z kręgu twoich negatywnych wyobrażeń o tobie. Musiałby to być ktoś, kto już wie, jak tego dokonać (czyli terapeuta) lub też ktoś, kto cię tak bardzo kocha, że nie straszne mu są twoje chore wyobrażenia. Jednak osób, które potrafią kochać tak czystą i bezwarunkową miłością, jest niewiele, a ty prawdopodobnie nie jesteś otwarty, by je spotykać (nie mówiąc już o perspektywie tworzenia z nimi związków). Przyjrzyj się sobie: Czy chcesz, żeby przyjaciele mówili ci komplementy, żeby przekonywali o tym, że jesteś lepszy i doskonalszy, niż sam o tym myślisz? Ile jesteś w stanie za to zapłacić, jakie wysiłki ponieść, by tak się działo? Co robisz, by ich zadowolić tak, by dobrze o tobie mówili, by cię chwalili? Spotkałem osoby, którym wydawało się, że załatwią problemy swej samooceny i braku akceptacji przez innych pisząc pseudoafirmacje: “Wszyscy mi mówią, że mnie kochają i uwielbiają”, albo “Jestem najlepsza dla wszystkich”. Poprawia samopoczucie, nieprawdaż? A co poza tym? “Jeszcze się taki nie narodził, co by każdemu dogodził”. Obyś nigdy się nie przekonał, że ludzie, o których opinię tak bardzo zabiegasz, za twoimi plecami kpią sobie z twoich starań i mówią o tobie właśnie to, czego nigdy byś o sobie nie chciał usłyszeć (a już szczególnie od przyjaciół)! Stara maksyma mówi, że przed sobą nie uciekniesz. Stara to prawda, ale jaka logiczna i oczywista. Czy i dla ciebie? Czy nie próbujesz jej przechytrzyć? A może naprawiając siebie usiłujesz poprawić cały świat? Po pewnym czasie zorientujesz się, że każde stworzenie (czyli ty też!), choćby starało się być najbardziej uparte i niewdzięczne, realizuje w jakimś stopniu wolę Boga. Realizuje ją na tyle, na ile wchodzące z nią w relacje istoty są otwarte na spełnianie się boskiej woli w ich życiu. Jeśli są zamknięte na Boga, a powierzają swój los innym ludziom, wówczas trudno się dopatrzyć w ich otoczeniu takich istot, które spełniałyby wolę Boga. Pełno zaś wokoło nich manipulatorów mających negatywne nastawienia. Wobec takich ludzi inne osoby tylko wypełniają karmę, a więc reagują na prowokacje. Często mamy tak namieszane w głowach, że jeśli nie wymagamy zbyt wiele od siebie, to mamy zbyt wysokie oczekiwania wobec innych, szczególnie tych, którzy w jakiś sposób przypominają nam rodziców. Jeśli są one skrajnie wysokie, zdarza się, że przeistaczają się w ukrytą lub nawet demonstrowaną nienawiść do tych osób za to, że nie spełniają naszych zachcianek. Zaś z powodu wstydu za rodziców możemy się wstydzić cech rodziców odnajdywanych u siebie. To jest pewien sposób wyrażania ukrytej nienawiści do rodziców, których przecież z założenia “należy” kochać (to według wielu oznacza dusić w sobie wszelkie żale i pretensje do nich, wyżywając się na tych, którzy są podobni, ale nie tak groźni). Możesz zauważyć, że ludzie z twojego otoczenia są na podobnym poziomie, co ty. Podobieństwa się przyciągają. Są środowiska biednych i bogatych, zdrowych i chorych, uduchowionych i nieświadomych. Gdy ty podniesiesz swój poziom świadomości, samooceny, bogactwa itp., to samo stanie się z twoim otoczeniem. Chcesz lepszego otoczenia – znajdź dobro w sobie i skoncentruj się na nim. To ci nie zaszkodzi. Pamiętaj jednak, że trzeba pozwolić odejść staremu, żeby przyszło nowe. Ponadto musisz zdawać sobie sprawę z faktu, że zdolność twego otoczenia do akceptowania zmian może być niewielka. Nie jesteś w stanie zmusić swojego otoczenia do zmian czy do rozwoju. Ono ma prawo się nie zmieniać. Dlatego nigdy nie uzależniaj efektów swych kreacji od akceptacji otoczenia! Nie próbuj więc afirmować: “zarabiam tak dużo, żeby moje dzieci było stać na…”. Jeśli chcesz coś poprawić w swoim życiu, pozwalaj tylko, żeby inni mogli z tego korzystać. Nie narzucaj im się ze swą dobrocią! Wielu chce mieć po prostu spokój. Nie chcą myśleć, nie chcą się zmieniać i nie akceptują zmian w swym otoczeniu. Wolą manipulować. Kręcą więc i manipulują, usiłują zniechęcać i zachęcać. I, o dziwo, niewiele, poza konfliktami z tego wynika. Pewien mistrz duchowy powiedział: “ludzie wyrządzili mi dość krzywdy, więc postanowiłem dać im spokój”. Nie odsunął się od nich, lecz przestał nimi manipulować, przestał im się przymilać za wszelką cenę. Zajął się sobą i odszukiwaniem doskonałości w sobie. Poszło mu wspaniale i dopiero wtedy zyskał wielu wielbicieli. Nie on jeden osiągnął wpływ na innych w taki sposób. W każdym przypadku tworzenia związków, czy jakichkolwiek relacji między ludźmi, obowiązuje zasada: “Przyszedł swój do swego po swoje”. To znaczy, że podobne przyciąga podobne. Czy więc warto dalej udawać, czy też lepiej zmienić swoje nastawienie do siebie i do związków? Istnieje prawo, które stwarza wspaniałe perspektywy – silne wibracje przezwyciężają słabe. Siła wibracji wynika z koncentracji na nich. Siła wibracji zależy też od jakości wibracji, na której się koncentrujesz świadomie, czy podświadomie. Z reguły wyższe wibracje (miłości, radości, szczęśliwości) są silniejsze. Najczęściej jednak ludzie koncentrują się na niskich wibracjach i w ten sposób utrudniają dostęp tych wyższych i przyjemniejszych. “Dzięki moim silnym, pozytywnym wibracjom zawsze mogę się czuć dobrze i bezpiecznie.” No tak, ty się poczujesz lepiej i bezpieczniej, a co z tymi, dla których chcesz tak wiele zrobić? Co z twymi najbliższymi, o których się tak martwisz, którym chcesz pomóc? Zaakceptuj, że każdy jest odpowiedzialny za siebie, więc niczego nie musisz dla niego robić. Samopoczucie każdego człowieka zależy od niego, od jego nastawienia, więc ani nie musisz się ograniczać w wyrażaniu siebie, ani niczego udawać. Odczucia innych względem ciebie nie zależą od tego, co robisz, ale od tego, co im komunikujesz. Udawanie jest kiepską strategią postępowania, ponieważ wiele osób wyczuwa fałsz. Owszem, kultura nie pozwala im dopuszczać podejrzeń na temat złych intencji, dlatego tłumaczą sobie zazwyczaj, że im się przewidziało, albo że niepotrzebnie się do kogoś się uprzedzili. A jednak nie mają racji, gdyż powinni ufać swym odczuciom. Między ludźmi zachodzi komunikacja niewerbalna i telepatyczna. Często pierwsze wrażenie okazuje się dla nas jedynym prawdziwym, więc powinno być najważniejsze. Ono wynika z postrzegania innego człowieka bez uprzedzeń. Czasami owo wrażenie bywa tak nieprawdopodobne, że zaczynamy sobie logicznie tłumaczyć, że nam się tylko wydawało, że naprawdę ten człowiek nie może być taki, jak go odebraliśmy. Wiele osób mających niską samoocenę tłumaczy więc sobie, że kogoś tak wspaniałego nie mogłyby spotkać. Są za to gotowe przypisywać wspaniałe cechy komuś, kto wzbudził ich przerażenie lub odrazę, ale ładnie wygląda. No bo ktoś taki, to jest GOŚĆ! On sobie nie da w kaszę dmuchać! No a osoba z niską samooceną nie zasługuje na pewno na kogoś miłego i uprzejmego. W jego towarzystwie czułaby się idiotycznie! Wszelkie manewry związane z manipulacją swojego nastawienia do innych zależą od programu, który mówi: “po co mi związki czy osoby płci przeciwnej”? A ty do czego używasz mężczyzn? A do czego używasz kobiet? No i do czego używasz związki? Jeśli szczerze odpowiedziałeś na powyższe pytania, wówczas wiesz, dlaczego nie możesz być szczery wobec ludzi! Oni ci są do czegoś potrzebni! I patrzysz na nich tak, żeby mogli zrealizować swą rolę w twym życiu. Ponieważ owa rola wynika z twojego scenariusza, to usiłujesz ich wmanewrować w sytuację, do której ci pasują. W ten sposób córka alkoholika mająca wyobrażenie, że wszyscy faceci to pijane świnie, będzie swego trzeźwego męża zmuszała, by wreszcie się upił i prowokowała, żeby wylazło z niego bydlę. I nie spocznie, póki się nie upewni, że jej pogląd do prawda. A jak się nie upewni, to będzie nieszczęśliwa i wreszcie porzuci faceta. Bo nie jest przyzwyczajona do tego modelu bycia nieszczęśliwą. Ona potrafi być nieszczęśliwą w związku z alkoholikiem, bo tego przecież się nauczyła od mamy. Inny model związku kojarzy jej się znacznie większym cierpieniem. Jeśli używasz związków do karania siebie, to “najlepszym”, najbardziej atrakcyjnym dla ciebie docelowym partnerem będzie zwykły sukinsyn – najlepiej seksowny, atrakcyjny, przystojny. Twoje pierwsze wrażenie mówi ci, że należy od tej osoby trzymać się z daleka, ale twoja intencja doznania cierpienia, czy upokorzenia, skłania cię, żeby wytłumaczyć sobie, że to ktoś wspaniały, wręcz najlepszy dla ciebie. Ktoś, o kim dotąd tylko można było marzyć. I koszmar gotowy! Wielu ludzi ogłupia i oszukuje siebie, by osiągnąć coś, na czym im zależy. Myślą, że w ten sposób oszukają innych, że zrobią na nich dobre wrażenie. I rzeczywiście czasami udaje się zrobić dobre wrażenie, a skutki tego są fatalne. Udawanie w celu ogłupienia lub oszukania innych może przynosić zamierzone rezultaty. Są one raczej krótkotrwałe i pociągają za sobą więcej nieporozumień, niż korzyści. Dlatego wiele osób “doświadczonych przez życie”, czyli tak naprawdę ofiar własnych manipulacji, decyduje się tylko na przelotne związki. Nie warto oszukiwać siebie i innych. Tak naprawdę, to każdy z nas jest sam odpowiedzialny za to, co czuje, więc zamiast udawać zadowolenie, radość i szczęście, pozwól sobie na ich odczuwanie. To naprawdę nie boli i nie męczy. A ponadto umożliwia innym telepatyczne dostrojenie się do twoich wysokich, przyjemnych wibracji. Jeśli więc chcesz, żeby innym w twoim towarzystwie było przyjemnie, najpierw naucz się czuć przyjemnie sam z sobą. Rzecz w tym, że niektórzy nauczyli się czuć przyjemnie tylko wtedy, gdy inni są z nich zadowoleni, gdy uda im się uszczęśliwić innych. Znam mężczyzn i kobiety, których intencją jest zadowolić wszystkich, z którymi się kontaktują. Dochodzi nawet do tego, że potrafią odgadywać potrzeby i pragnienia drugiej strony i zaspokajać je natychmiast. Która kobieta nie marzy o takim kochanku! I rzeczywiście, takie osoby są doskonałymi kochankami, ale za cenę rezygnacji z siebie i swoich aspiracji innych, niż zadowalanie drugiej osoby. Taki ktoś będzie zaspokajać wszystkie potrzeby drugiej osoby w związku. Będzie też zmieniać się w zależności od oczekiwań kierowanych w jego stronę, by zawsze być “najlepszym”, czyli odpowiadać oczekiwaniom. I może tak zadowalać nawet kilka partnerek czy partnerów jednocześnie, dopóki te osoby nie zorientują się, że nie są przez niego jedynymi adorowanymi. Ach, jak słodko się marzy…. Rzecz jednak w tym, że taka osoba nie jest w stanie wytrzymać w trwałym lub jedynym związku. Udawanie kogoś, kim się nie jest, może być zabawne, ale tylko do czasu. Potem męczy niemiłosiernie. Co jakiś czas pojawia się więc u takiej osoby nagłe pragnienie odmiany. Jest jednak coś niezwykle cennego, co możesz zaoferować innym, a na dodatek wtedy stajesz się autentyczny! Tym co w tobie najlepsze i najcenniejsze, jest twoja boskość. Boskość to radość, szczęście, mądrość, miłość... Czy jesteś w stanie dać komukolwiek coś piękniejszego, ważniejszego i cenniejszego? Najważniejszym dziełem, jakiego możesz dokonać dla innych, jest odkrycie w sobie boskości swej istoty i przejawianie jej. A najcenniejszym uczynkiem, jakiego możesz dokonać dla innych, jest pokochanie i docenienie siebie. Powodzenia! No tak, tu trafiamy na kolejny problem. Otóż wiele osób boi się być miłymi i przyjemnymi dla innych, bo im się wydaje, że wtedy będą molestowane seksualnie, lub wykorzystywane w inny sposób. Stąd wywołują w sobie niemiłe, odpychające, zniechęcające wibracje. No i kogo można w ten sposób przyciągnąć? Tylko kogoś o podobnym nastawieniu i poziomie energetycznym. I jak z takim żyć długo i szczęśliwie? Jednym ze sposobów wywierania wpływu na innych jest przekonywanie ich. Tu okazuje się, że zachodzi najwięcej nieporozumień, a wiele osób ma wrażenie, że nikt ich nie rozumie. Z takim podejściem nawet nie próbuj się odzywać, bo naprawdę nikt cię nie zrozumie. Tak namieszasz i pokręcisz wszystko, że nikt się w tym nie połapie. Nawet ty. Aby inni cię zrozumieli, musisz rozumieć sam siebie. Musisz wiedzieć, czego chcesz i o co ci chodzi. Jak nie wiesz, to sprowokujesz tylko konflikty, bo nikt ani za ciebie, ani w twoim imieniu nie będzie wiedział. Będziesz swe potrzeby komunikować, jak pewna znana mi osoba: —Podaj mi to! —Co? —No to. —Ale o co ci chodzi? —Aleś ty głupi, przecież chodzi o to! Itd. ... Jakże wiele związków prowadzi tak “głębokie i budujące” rozmowy. I jakiego zrozumienia oczekuje się w nich od partnerów?! Jeśli chcesz, żeby ktokolwiek cię zrozumiał, naucz się komunikować swe myśli jasno i precyzyjnie. Prośba powinna służyć temu, żeby druga osoba zrozumiała ją, a nie szukaniu zaczepki do kłótni. No ale, o co ci chodzi? Aby inni cię mogli pojąć, najpierw musisz zrozumieć siebie. Ułatwi to afirmacja: Zawsze wiem, o co mi chodzi i wyrażam to w sposób jasny i zrozumiały. I przeżyjesz zdziwienie, kiedy okaże się, że po kilku tygodniach afirmowania zaczniesz rozumieć siebie. Za tym dobrym przykładem na pewno pójdą inni! Jeśli masz trudności w komunikowaniu swych życzeń wobec innych, to proponuję ćwiczenie z psem. Spróbuj nauczyć się tłumaczyć polecenia swemu psu. Nie strasz go, nie wrzeszcz na niego, że idiota nie pojmuje, co od niego chcesz. Staraj się przekazywać swoje życzenia tak, by pies je pojął i zaczął spełniać. Kiedy się tego nauczysz, wówczas tę metodę możesz stosować wobec dzieci i partnera. Bez obrazy! Pewna mądrość ludowa mówi, ze mężczyznę należy traktować jak psa: nakarmić, pogłaskać, a na noc wypuścić z domu. Byłby to niewątpliwie szczyt tolerancji, ale przecież nie o to chodzi. Jedynym uprawnionym sposobem wywierania pozytywnych wpływów na otoczenie jest dawanie (nie narzucanie) dobrego przykładu do naśladowania. Taki przykład możesz dawać tylko wówczas, gdy wypełnisz się miłością, światłem, życzliwością do siebie i wszystkich istot. Każdy inny wpływ może obrócić się przeciw tobie, gdyż tu działa bezwzględnie prawo przyciągania podobieństw. Nie udawaj więc, że wszystko jest w porządku, że jesteś szczęśliwy, gdy skręca cię złość i ból. Z udawania nic dobrego nie wynika, choć wielu kobietom udaje się zadowalać swych partnerów udawaniem orgazmu, Jednak udawanie orgazmu na co dzień (jak i wszystkiego innego) jest niezwykle męczące i nie prowadzi do niczego, poza zakłamaniem, zmęczeniem i zniechęceniem. Nie warto. Warto za to wprowadzić pozytywny program do podświadomości: “Moje myśli wpływają na moje życie i samopoczucie. Uświadamiam sobie, że to, co się wydarza w rodzinie, w pracy, w świecie, który mnie otacza, jest również wynikiem moich nastawień. Cokolwiek mi się przydarza, również relacje z ludźmi, jest wynikiem aktywności mojego umysłu. Zdaję sobie sprawę z wagi mojej odpowiedzialności za myśli, które mam w głowie. Uświadamiam sobie, że jeśli chcę coś zmienić w świecie na wielką lub małą skalę, wtedy przede wszystkim muszę zmienić mój sposób myślenia. Postanawiam mieć zawsze i do wszystkiego pozytywny stosunek. Mam świadomość, że moje głębokie myśli wywołują silne uczucia. Pozwalam sobie być ich świadomym. Jestem bezpieczny, niewinny i w porządku, gdy pozwalam sobie na odczuwanie nieprzyjemnych emocji, by uwalniać się od nich. Uświadamiam sobie, że moje opinie o wydarzeniach lub osobach tworzą silne wyobrażenia związane z uczuciami. Pozwalam sobie być ich świadomym. Uświadamiam sobie, że kiedy moje nastawienie zmienia się na pozytywne, również moje reakcje uczuciowe stają się pozytywne. Jestem bezpieczny, niewinny i w porządku, gdy pozwalam sobie na odczuwanie głębokich, przyjemnych uczuć. W każdym przypadku mam moc zmiany swoich nastawień na pozytywne. Gdy obdarzam miłością i życzliwością siebie i cały świat, moje otoczenie odwdzięcza mi się w ten sam sposób. Pozwalam mu na to, bo to dla mnie miłe i bezpieczne”.
|