Niektórzy są przekonani o szczególnej roli, jaką rzekomo każdemu z nas przypisał Bóg. Wielu z nich urzeczywistnia misję. I choć ich nauki często są piękne, budujące i bliskie ostatecznej prawdy, to oni sami nie mają świadomości swojej boskości i często odrzucają boską miłość, mądrość i moc. Paradoks! Wielu z nich w swych urojeniach jest prorokami, a więc pośrednikami. Prorok zwykle nie ma świadomości, że JEST TYM, czym jest w istocie, czyli TYM, Którego reprezentuje. Wielu uważa, że zostali wysłani przez Boga z jakąś misją wobec ludzi i Ziemi. Oni często pytają w modlitwach, po co Bóg ich tu przysłał i czego od nich wymaga? Wielu osobom rozwijającym się duchowo wypełnianie szczególnych misji wydaje się w dzisiejszym świecie bardzo ważne (przecież czasy wydają się być ostateczne). Prócz nich na to pustosłowie nabierają się nauczyciele. Wielu uważa, że podstawą prawa do egzystencji jest spełnianie szczególnych zadań dotyczących świata i społeczeństwa. Należy tu zapewnianie harmonii w przyrodzie, obrona zwierząt, czy niepoczętych dzieci, jednoczenie się z drzewami, polami, przekazywanie nauk duchowych, zapewnianie pracy ludziom itp. Zapewnianie sobie i swojej rodzinie bezpieczeństwa w postaci bytu materialnego, to misja “prawdziwych” mężczyzn, zwłaszcza kiedy nie idą na wojnę czy na polowanie. Ojcowie często żyją wyłącznie dla tego celu. Harują, jak mogą i jak potrafią, by ich marzenia o poczuciu bezpieczeństwa i zabezpieczenia przyszłości ich pociech mogły się ziścić. Zapominają o sobie i własnym szczęściu, na jakie z pewnością zasługują. Żyją w ten sposób mając nadzieję, że jak przejdą na emeryturę, lub się dorobią, wówczas będą w pełni szczęśliwi, a dzieci im się odwdzięczą na starość. A tymczasem kończąc karierę zawodową umierają w poczuciu bezsensu dalszego życia. Okazuje się, że zabezpieczenie materialne, czy “ustawienie” dzieci w dobrych układach, nie jest podstawą bezpieczeństwa w otaczającym świecie. A dlaczego? Zwolennicy pełnienia misji dbają również o to, by i kobietom nie pomieszało się w głowach. A wiadomo, że jak ktoś ma misję, to widzi sens życia. No i wiedzą, że kiedy baba czuje, że ma to głębszy sens, wówczas zasuwa jak nakręcona. Misja kobiet kręci się wokół dzieci i rodziny. Czy, to wszystko musi się tak żałośnie kończyć? Gdyby osoby przytłoczone realizacją swoich misji wiedziały, że życie nie jest wypełnianiem misji i obowiązków, że życie to nie zamknięcie w kręgu obłędnej tradycji, wówczas znalazłyby inny cel i radość życia. Dominująca religia naucza jednak, że to nie jest możliwe w tym życiu. W dodatku potwierdza, że kobieta ma wartość tylko jako sprawna macica. No to w czym innym mogłaby się zrealizować? U podstaw misji leży pseudo pozytywne nastawienie, na które nakłada się niezdolność doceniania siebie bez dokonania szczególnych czynów czy zadań. Nie pytaj Boga o twoje szczególne zadanie. Pomysł, jakobyś miał wykonać coś wyjątkowego, nie pochodzi od Boga, lecz od twej podświadomości i bazuje na przekonaniu, jakobyś miał prawo do życia wyłącznie w zamian za coś. To podstawa wszelkich misji, które rodzą się z urojeń, za którymi kryje się pozornie pozytywne nastawienie do świata, czy innych istot. Misje kazały mi działać na rzecz innych tak, że zaniedbywałem swoje sprawy, a często wręcz nie dostrzegałem ich. Po jakimś czasie zorientowałem się, że nawet nie dostrzegałem tych, na rzecz których miałem czynić dobro wynikające z misji. Stawali się oni tylko przedmiotami, wobec których wywiązywałam się z misji. To misja i jej cel miały tak zaślepiającą moc, że spoza niej nie widać było konkretnych ludzi, choć istniał cały szereg wyobrażeń o nich i o ich potrzebach. Miłość jednak uzdrowiła mój stosunek do ludzi i otworzyła mnie tak, bym zaczął ich znów widzieć. W trakcie uzdrawiania związków znalazłem w swej podświadomości jakieś pozornie mądre i szlachetne misje, przez które chciałem znaleźć cel i wartość życia, a również uzasadnić prawo do życia wiecznego i władzy. Jedną z nich była misja oświecania i ochraniania powierzonych mi ludzi. Te misje i przymus walki o prawo do urzeczywistnienia ich, przeszkadzały mi w każdym moim związku. Poczułem wreszcie, że mam już tak wysoką samoocenę, by uwolnić się od przymusu dowartościowywania się urojonymi, a niewykonalnymi zadaniami. I wówczas dotarło do mojej podświadomości, że zawsze przegrywałem, ponieważ wierzyłem, że misje są ważniejsze ode mnie i od mojego szczęścia. Uświadomiłem sobie, że nie ma żadnego powodu i żadnej mocy, dla której i z powodu której należałoby rezygnować ze szczęścia osobistego. Zauważywszy z kolei, że pakowałem się w związki z misjonarkami, zacząłem pisać afirmacje: Misja pochodzi z poziomu ego (nie mylić z Jaźnią), a jej urzeczywistnianie jest tylko rozwijaniem skłonności ego z całą niską samooceną, na której bazuje. I bez względu na to, co wmawiano ci niegdyś, Bóg nie ma ani dla mnie, ani dla ciebie żadnej specjalnej misji. U ludzi rzeczywiście kroczących duchową ścieżką i rozwijających świadomość boskości, daje się zauważyć spadek zainteresowania odpowiedzialnością, obowiązkowością, opiekuńczością czy troską. Owe nieefektywne, a nawet szkodliwe, strategie społecznego zaangażowania, zostają zastąpione świadomością boskiej miłości, której towarzyszy sprawiedliwość oraz boska opieka i ochrona. Tak, wielu to przeraża, więc z tego powodu odrzucają rozwój duchowy. Przeraża przede wszystkim osoby z wzorcem dorosłych dzieci alkoholików (DDA). Im jest trudniej zaakceptować spontaniczność, a brak martwienia się o los innych napawa ich przerażeniem. DDA, aby zaakceptować działanie boskości w świecie i w rodzinie, muszą najpierw przejść przez dogłębną psychoterapię. Żyć miłością, to żyć w spełnieniu, to doskonale rozwijać się i prosperować w szczęśliwości, radości, bogactwie, w poczuciu nieustannych sukcesów, w harmonii z boskością w nas samych. Żyć doskonale, to mieć świadomość obfitości i bezpieczeństwa w otaczającym świecie. To świadomość, że dobry Bóg zapewnia nam wszystko, czego nam potrzeba, by być szczęśliwymi i doskonałymi na miarę boskiej doskonałości w nas. Człowiek mający świadomość praw rządzących światem nie musi sobie gromadzić dóbr, nie musi zapewniać sobie układów. Po prostu, potrafi korzystać z całego nieograniczonego bogactwa właśnie wtedy, gdy jest po temu pora. I ma wszystko, co potrzebne, wtedy, gdy mu potrzeba. To naprawdę działa. Ale działa tylko wtedy, gdy patrząc na siebie z miłością akceptujemy swoją wartość i mamy świadomość, że Bóg nie tylko nie da nam zginąć, ale jeszcze chce nas obdarzać wszelkimi dobrami materialnymi i duchowymi. Osoby wybierające misje w ogóle nie zdają sobie z tego sprawy. A szkoda. Ich szkoda. Zamiast zabiegania, martwienia się i użerania, warto powierzyć całą rodzinę Bogu – Jego opiece i ochronie. Zamiast panikować, warto zacząć odczuwać wdzięczność dla Boga za to, że nas chroni i że nam sprzyja. Przecież On może znacznie więcej, niż my, gdyż dysponuje potężniejszą od nas mocą. I przyznaj szczerze, co ty możesz, kiedy Bóg okazuje się bezsilny? Nie musisz nic dla innych robić. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |