Większość ludzi unika wszelkich trudnych sytuacji. A sytuacje dla nich trudne to takie, w których mieliby się sprawdzić, czy czymś wykazać. Unikając działania w sytuacjach, które wydają się trudne, ludzie tracą możliwość przekonania się, że tak naprawdę nie ma niczego trudnego. Trudności pojawiają się tylko w wyniku niezdolności do wyobrażenia sobie, że ich nie ma. Pojawiają się również w związku z wyobrażeniami o tym, jakoby były. Trudność jest więc wyobrażeniem o tym, że coś jest trudne, ciężkie lub niemożliwe. Kiedyś też byłem skłonny kapitulować przed tym, co wydawało mi się trudne, czy niemożliwe. Zacząłem jednak pokonywać granice niemożliwości. A moje pierwsze osiągnięcia nie miały nic wspólnego z rozwojem duchowym. Wydawało mi się, że przejść trasę 15 kilometrów po górach, to będzie coś bardzo trudnego. Kiedy je przeszedłem, zauważyłem, że mam jeszcze siły i dodałem sobie następne 5 kilometrów. Następnym razem spróbowałem przejść jeszcze więcej i udało się. Zatrzymałem się na planowaniu tras po 30 kilometrów dziennie. Brałem plecak, śpiwór i jedzenie na kilka dni i wędrowałem, często z grupą młodych ludzi. Kiedy przekonałem się, że dla nich nie stanowi to większego wysiłku, postanowiłem przejść więcej, niż 35 kilometrów i pokonać więcej niż 1000 metrów różnicy wzniesień pod górę. Towarzyszący temu wysiłek jest równy przejściu ponad 45 kilometrów w płaskim terenie. Owszem, byłem zmęczony, ale następnego dnia, po dobrze przespanej nocy, chciało mi się iść dalej. W tym czasie poznałem turystów, którzy chodzili na jeszcze dłuższe dystanse. Były wśród nich kobiety. Przekonawszy się, że moje ciało, które dotychczas uważałem za słabe i schorowane, jest w stanie dokonać tak “niesamowitych” wyczynów, nabrałem wiary w swoje możliwości. Teraz wiem, że mógłbym dokonać tego samego, choć najczęściej nie mam już na to ochoty. A gdybym nie spróbował? Przekonawszy się, że mogę osiągnąć to, przed czym ostrzegali mnie eksperci, zorientowałem się, że tylko ja sam mogę stanowić dla siebie jedyny weryfikator. Odtąd też zacząłem podejrzliwie traktować wszelkie autorytatywne opinie ekspertów. A to już przydało mi się na duchowej ścieżce i w biznesie. Postanowiłem, że zanim zrezygnuję, bądź wydam jakąś opinię, najpierw wypróbuję to sam na sobie. I, przyznaję, że to nie tylko działa, ale i satysfakcjonuje mnie. Warto podejmować wyzwania. Dzięki nim mamy możliwość przekonać się nie tyko o swoich zdolnościach i możliwościach. Mamy też szansę zorientować się, co daje się zmienić, a co nie. W ten sposób uczymy się pokory. Podejmowanie wyzwań może być pasjonujące. Ale musi to być mądre i sensowne. Znam bowiem mnóstwo kobiet, które prowokują otoczenie, by przekonać się, jaka jest ostateczna granica tolerancji na ich wybryki i na co jeszcze mogą sobie pozwolić. Najczęściej są to panienki z tzw. “dobrych domów”, lub dorosłe córki alkoholików. Nie muszę nadmieniać, że takie traktowanie otoczenia nie jest w najmniejszym stopniu twórcze i nie odkrywa własnych możliwości. Dotyczy tylko przekonywania się, jakie granice wyznaczyli nam inni. A przecież już wiesz, że granice wyznaczasz sobie sam. Znajomość granic cudzej tolerancji może się wydawać ważna, ponieważ ludzie usiłują ingerować w cudze sprawy i tu dostają odpór ze strony osoby, w której sprawy się mieszają. Zamiast wdzięczności dostają niechęć, bądź nawet nienawiść. I dziwią się, bo “chcieli przecież dobrze”. Takie zdziwienia są uzasadnione o tyle, o ile nie udaje się rozpoznać, że cała moralność “wpieprzania” się w cudze sprawy i w cudze życie, jest wielką manipulacją, na którą większość ludzi nigdy nie wyrazi zgody. Ta sama większość czuje się upoważniona do uszczęśliwiania innych na siłę zgodnie z własnym widzimisię. To z jednej strony daje złudzenie: “jestem lepszy, bardziej moralny”, “wiem lepiej”, a z drugiej “nikt mnie nie chce”, “ludzie nie doceniają mojej dobrej woli i moich wysiłków przychodzenia im z pomocą”. Mieszanie się w cudze sprawy najczęściej staje się powodem rezygnacji z sensownych, pozytywnych działań, ponieważ zwykle przez adresatów jest oceniane negatywnie. A kto zostaje oceniany negatywnie, traci ochotę do działania. Ba, kiedy nie docenia siebie i swoich interesów, traci również chęć do życia. Ktoś, kto dotychczas żył dla innych, musi się nauczyć żyć dla siebie. Musi podjąć próbę odnalezienia siebie wśród całej gmatwaniny różnych powiązań i wzajemnych zależności. I dobrze uczyni, jeśli spróbuje wyjść z tej matni. Powinien przy tym skoncentrować swą uwagę na tym, że zmiany, jakich dokonuje, są bezpieczne, niewinne i w porządku. Pierwszym, najpoważniejszym wyzwaniem okazuje się wybrać siebie i swoje szczęście. Za tym idą dalsze wybory. Między innymi rezygnacja z manipulowania innymi i z poddawania się cudzym manipulacjom. “Bóg ochrania mnie przed wszystkimi, którzy wpieprzali się w moje życie. Bóg ochrania mnie przed wszystkimi, którzy chcą się wpieprzać w moje życie. Przebaczam wszystkim, którzy wpieprzali się w moje życie. Przebaczam wszystkim, którzy szarpali się, bym żył tak, jak oni tego pragną. Bóg uwalnia mnie od podatności na wszelkie presje i manipulacje tych, którzy wpieprzali się w moje życie. Bóg uwalnia mnie od podatności na wszelkie presje i manipulacje tych, którzy chcą się wpieprzać w moje życie. Bóg uwalnia mnie od bezradności wobec presji i manipulacji tych, którzy wpieprzali się w moje życie. Bóg uwalnia mnie od bezradności wobec presji i manipulacji tych, którzy usiłują się wpieprzać w moje życie. We mnie jest moc do przeciwstawienia się bez złości i bez wysiłku presjom i manipulacjom tych, którzy wpieprzali się w moje życie. We mnie jest moc do przeciwstawienia się bez złości i bez wysiłku presjom i manipulacjom tych, którzy usiłują wpieprzać się w moje życie. Przebaczam wszystkim, którzy obwiniali mnie, gdy odrzucałem ich wpieprzanie się do mojego życia. Jestem niewinny, bezpieczny i w porządku w obecności tych, którzy wpieprzali się w moje życie. Potrafię patrzyć na ludzi, którzy wpieprzali się w moje życie zachowując poczucie bezpieczeństwa, trzeźwość i przytomność. Bóg ochrania mnie przed towarzystwem ludzi, którzy usiłują (mają chęć) wpieprzać się do mojego życia. Oczywiście, jeśli drażnią cię pewne słowa, albo ich nie pojmuje twoja podświadomość, zamień je na takie, które zaakceptujesz. Kiedy widzę, że coś mi nie wychodzi, to nie rezygnuję. Zawsze podejmuję próby, by przekonać się, czy naprawdę to jest niemożliwe, czy też opór tkwi w mej podświadomości. Najczęściej okazuje się, że cała “niemożliwość” była tylko wewnętrznym oporem bazującym na lęku, niewiedzy bądź niechęci. Uczyń to, czego się bałeś, a lęk zniknie. Uczyń to, czego się bałeś, ale pamiętaj, że najpierw musisz się przekonać za pomocą afirmacji, że to jest niewinne, bezpieczne i w porządku. Ponadto musisz mieć przekonanie, że robiąc to, i ty sam jesteś niewinny, bezpieczny i w porządku. Mając takie przekonanie, z pewnością nie poniesiesz negatywnych konsekwencji swego czynu. Ale czy chodzi tylko o uchronienie się przed negatywnymi konsekwencjami działań? Kiedy coś realnego dla innych ci się nie udaje, przypomnij sobie o Bogu. On cię wspiera, On jest po twojej stronie. On może cię wypełnić mocą i wiarą w osiągnięcie twego celu, może też uwolnić cię od pożądania tego, co niemożliwe, od wszelkich wysiłków i zobowiązań do tego, by zrealizować niemożliwe. Tu niezwykle ważne okazuje się określenie swoich celów.
Podobne testy skojarzeń można stosować na dowolne tematy. Pomagają one rozpoznać opory i poglądy podświadomości. INTERPRETACJA: |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |