Wielu jasnowidzów twierdzi, że ludzkość wywodzi się z 2 źródeł. Jednym z nich jest normalna ewolucja, a drugim upadek wyższych istot duchowych. Coś w tym musi być, tym bardziej, że co nieco nie tylko ja sobie z tego przypomniałem. Ten pomysł wyjaśnia też, dlaczego zawsze pewna część ludzi marzyła o tym, żeby wrócić do Boga za pomocą unicestwienia ciała albo nawet i świata fizycznego. W pewnych okresach dziejów świata owe dążenia zaczynają przybierać na sile wywołując kataklizmy lub wojny. Można nawet przypuszczać, że tego typu aktywność nie ogranicza się tylko do Ziemi. Teksty Sumeryjskie wskazują na istnienie w pasie planetoidów planety Neberu, która miała być zamieszkiwana przez Synów Boga, a którzy po jej zniszczeniu zamieszkali na Ziemi. Mnie się to nie kojarzy z wątkiem UFO – logicznym. Zawsze pewna część ludzi była tak zmęczona życiem, że pragnęła tylko jednego – ucieczki w śmierć. Śmierć miała załatwić wszystkie problemy. Ale… tylko zagłaskiwała je na kilkanaście miesięcy, po których trzeba było narodzić się ponownie. Mimo to nawet tam, gdzie znano koncepcję reinkarnacji, głoszono nauki, że znienawidzenie i zniszczenie ciała to skuteczny sposób na powrót do Domu Ojca Niebieskiego. Owe marzenia mogą świadczyć, że pewna część ludzi pamięta czas, kiedy żyło im się świetnie i szczęśliwie w bezcielesnej postaci. Takiego etapu istnienia doświadcza większość z nas w okresie między wcieleniami. Ale u niektórych wspomnienia są jaśniejsze i dotyczą znacznie dłuższego okresu pobytu w krainie boskiego szczęścia i miłości, niż można by to wywnioskować ze znajomości praw reinkarnacji. Ta warstwa wspomnień może świadczyć, że część z nas – ludzi – rzeczywiście istniała wcześniej jako anioły lub istoty półboskie. Nie przypadkiem w naukach jogi i buddyzmu mówi się o świecie dewów – bogów i assurów – walczących bogów. Assurów możemy porównać z upadłymi aniołami, o których mówią chrześcijaństwo i islam. Ich cechy odnajdujemy u przywódców wielu znaczących historycznie państw lub u twórców cywilizacji. I wreszcie wspomnienia z Atlantydy mówią wyraźnie, że wszystkie te cechy były właściwe dla mieszkającej tam rasy, która doprowadziła tę część świata do zagłady. Mamy więc prawo hipotetycznie mówić o upadłych aniołach bądź assurach, jako o istotach, które doświadczyły upadku świadomości, po którym usiłowały się w różny sposób pozbierać, a przede wszystkim, wyrwać z koła reinkarnacji. Jak dowodzi historia, próby tego typu działań podejmowano w przeszłości niezliczoną ilość razy. A co z tego wynikło? Niektórzy byli przekonani, że znają tajemnicę powrotu, że mogą to uczynić w każdej chwili. Ślady ich nauk możemy do dziś znaleźć we wszystkich religiach, które obiecują, że za wyrzeczenia Bóg nas przyjmie z powrotem. Wokół nich gromadzili się ci, którym zabawa w życie już obrzydła. Ale ciągle wyprowadzano ich w pole. Ciągle owe świetne sposoby okazywały się zawodne. Aż wreszcie ktoś wpadł na pomysł obiecując zbawienie po śmierci. Odtąd reklamacji nie uwzględnia się, bo większość ludzi i tak nie pamięta poprzednich wcieleń. Wielu jak oka w głowie chroniło przed innymi tajemnicę życia i śmierci. Rzekomą tajemnicę, w jaki sposób umrzeć, by powrócić do Boga. Ale to były tylko złudzenia spragnionych miłości i spokoju dusz. Mimo to ciągle jeszcze można natknąć się na ślady walki o utrzymanie tego rytuału w tajemnicy. Strażnikom chodzi też o to, by nikt go nie wykonał pierwszy. Ale tak naprawdę nie ma czego strzec, bo to i tak nie działa. Pamięć sięga daleko wstecz i jest niezbyt doskonała. Od czasu tamtych wydarzeń minęły tysiąclecia, podczas których umysły były odurzane i poddawane hipnozie, a także przejmowały ograniczenia właściwe dla środowisk, w których inkarnowaliśmy się. Mimo to tu i ówdzie pojawia się pamięć jakiejś rajskiej krainy. Według Polinezyjczyków miała to być ich legendarna ojczyzna -. Hawaiki. Według biblii – ogrody Edenu. Ale pamięć mówi co innego. Niektórzy twierdzą, że rajską krainą była Atlantyda i że upadek tam właśnie się zaczął. Był tam system władzy oparty o zasadę “pierwszy między równymi”, a wszystkim “odbijało”, że każdy z nich jest lepszy od pozostałych i bardziej boski. Tym niemniej większość z nich uznawała głęboką mądrość proroka, który uczył o rozkoszach “tamtego świata”, które czekają na tych, którzy porzucą “ten świat”. Tylko rozsądna część zaufała ludziom wykonującym misję uratowania ich przed kreacją wielkiej katastrofy, w jakiej pragnęli zginąć zmęczeni jałowością bezsensownego życia znudzonych magów opartego o ćpanie. W pamięci wielu osób, które pamiętają czasy Atlantydy, mój obraz zachował się jako wizja nieokrzesanego głupka, z którego wszyscy dobrze się nabijali. Podobno żeby mi nie czynić przykrości, ci dobrzy ludzie zaczęli udawać, że serio traktują to, co mówię i co robię. Podobno więc, by mnie nie zranić, zaczęli udawać, że ćpają, że robią jakieś eksperymenty genetyczne. Inni z kolei zaczęli udawać, że są hybrydami. Dziwne to: wszyscy udawali, żeby mi nie sprawić przykrości, ale po tysiącach lat obwiniają mnie o swoje nieszczęścia z tamtych czasów. Ktoś gdzieś się zakłamał, żeby nie widzieć, kim był i co sobą naprawdę reprezentował. Na Atlantydzie usiłowałem “odkupić” swoje wcześniejsze “grzechy” związane z upadkiem. Teraz rozumiem, że była to walka z wiatrakami, bo nie można odwieść od niebezpiecznej zabawy tych, którzy dla kontynuowania jej postanowili nawet zginąć. Zresztą i wcześniej śmierć rozwiązywała ich problemy ze zmęczeniem życiem. Oczywiście, tylko na jakiś czas. Mieszkańcy Atlantydy byli naiwni jak dzieci. Uważali się przy tym za niezwykle chytrych i przebiegłych. Ulegali jednak szaleńczym opiniom i intrygom, które im akurat pasowały. Przekonani o swej nieomylności, nawet nie próbowali ich weryfikować. Byli tak pewni swej zaćpanej intuicji, że nie zastanawiali się nawet, że ktoś ich może oszukać i wykorzystać do niecnych celów. Pycha rozdymała ich, a niska samoocena nie pozwalała przyznać się do błędu. Dlatego usiłowali trwać w tradycji, która doprowadzała ich do coraz większej degeneracji psychicznej. Mieli oni jeszcze wiele energii i mocy świetlistych istot, ale brak im było wyobraźni, jak twórczo i dla ogólnego pożytku z nich korzystać. Dawali się za to szczuć inkarnowanym w ludzkie ciała istotom ze zstępującej linii rozwoju ewolucyjnego, co w efekcie doprowadziło do wielkiej katastrofy. O naiwności Atlantów może świadczyć przypadek pewnego człowieka, któremu obiecano, że jeśli wywiezie mnie z Atlantydy i odsunie od wpływu na politykę i na bieg wydarzeń, wówczas odzyska utracony wcześniej majątek. Wykonał on swe zadanie, a kiedy wrócił, okazało się, że w miejscu jego wspaniałego majątku dymiła dziura w ziemi, a wokół niej znaleźć mógł tylko pył i spalone kikuty drzew. Do dziś jest przekonany, że to była moja wina. I żąda, żebym mu oddał tamten majątek! Bo jak mu ktoś obiecał w moim imieniu, to ja muszę wykonać. Moja wola i intencje tego kogoś zupełnie się nie liczą! Naiwność i bezradność większości istot zamieszkujących Atlantydę, świadczą o tym, że nie one były stworzone do intryg, kombinowania, podstępów i innych atrakcji wiążących się z oczernianiem innych. Wyraźnie przegrywały z tymi, które miały ten talent wrodzony, ale z powodu przekonania o swej wszechstronnej doskonałości i nieomylności, nie chciały im ustąpić i tylko stawały się ich ofiarami. W pewnym okresie czasu społeczność została opanowana poczuciem bezsensu życia w ciele i nadzieją na lepsze życie w świecie astralnym. Przerażało mnie to, bo mimo wszystko należałem tam do najmniej naćpanych. Ale im bardziej starałem się, by uświadomić im naiwność i fatalne konsekwencje takich pomysłów, tym bardziej byłem separowany od innych, aż wreszcie uprowadzono mnie i wysadzono ze statku na jakimś odległym lądzie. I to mnie uratowało. Wielu Atlantów tuż przed ostateczną “ewakuacją” w astral otrzymało specjalne inicjacje. Zapewne musieli oni najpierw udowodnić, że są ich godni, więc zgadzali się na rytuały hipnotyczno – narkotyczne nie podejrzewając podstępu. Takie rytuały to nie była dla nich żadna nowość, więc podchodzili do nich z dziecięcą naiwnością. Panowało przecież przekonanie, że do wszystkiego potrzebne są odpowiednie inicjacje: do seksu, do miłości, do poszczególnych zdolności magicznych. Wszystko więc wydawało się być OK. Do dziś większość z nich nie podejrzewa nawet, że padli wtedy ofiarami swych rzekomych wybawców, którzy obiecali im wieczne szczęście i wieczną wolność w bezcielesnej postaci. Ale “wybawcy” mieli swoje, jasno określone cele i wiedzę, jakiej brakło “boskim istotom” z Atlantydy. Owa wiedza dotyczyła praw rządzących światem duchów. Chytrzy “wybawcy” nie poinformowali zwolenników życia w bezcielesnej postaci, że jest ono naturalnie możliwe tylko do roku po śmierci ciała fizycznego. Jeśli ktoś chciałby zostać tam dłużej, musiałby zacząć czerpać energię od żywych istot za pomocą opętania ich lub wysysania jej z żywych. “Wybawcy” wiedzieli jednak doskonale, jak działają sugestie posthipnotyczne i swe ofiary inicjowali tak, by te musiały znów się wcielić i zasilać swą energią tych, którym ani w głowie opuścić świat astralny. No ale za nieudany eksperyment z opuszczeniem tego świata trzeba było kogoś obwinić. Wiadomo – tych, którzy pozostali przy życiu i “ściągali” z astralu duchy, które potrzebowały się inkarnować. A owe inkarnacje były wyjątkowo szkaradne! To efekt rozbicia ich ciała astralnego za pomocą silnych energii. Te szkaradne inkarnacje miały też inny ukryty cel. Otóż miały one zmotywować inkarnujące się w tak paskudnej formie istoty, by dokonały lepszego wyboru i przerwały łańcuch demoralizacji i upadku. Znów brak wiedzy o prawach rządzących światem duchów spowodował niewłaściwe nastawienie naiwnych ofiar do eksperymentów. Niektórzy dobrze pamiętają, że byłem przeciwny naukom o przeniesieniu Atlantów w świat astralny. Pamiętając to, ciągle mają do mnie żal i obwiniają mnie, że to z powodu mojej złej woli nie udało im się dokonać ostatecznego samounicestwienia! Nienawidzą mnie za to, bo w ich mniemaniu, gdyby nie ja, dawno już nie musieliby się inkarnować. Wierzą w to głęboko, choć nie jestem władcą ich karmy. A wierzą, bo tak zostali zaprogramowani przez swych “wybawców”. To im pomaga w realizacji misji zasilania ich energią wielu cierpiących ludzi. Od tamtych czasów aż do dziś, w celu zasilania Atlantów zamieszkujących w astralu, stworzono mnóstwo organizacji religijnych i ruchów pseudo – duchowych, których celem jest tylko to, by zasilać astral energią żywych. A tam potrzeba coraz więcej energii cierpienia, bólu i nienawiści. Szczególnie teraz, kiedy nadszedł “czas żniw”. Czym jest “czas żniw”? Zaczynają się materializować negatywne kreacje milionów ludzi. Na razie najtragiczniejszą i najgłośniejszą z owych materializacji była zagłada WTC. Ale to nie wszystko. Ludzie inspirowani ze świata astralnego manipulują dziś umysłami milionów ludzi. Nawołują do nienawiści religijnej i rasowej. Złe duchy opętują terrorystów, właścicieli mediów, polityków, wojskowych, oraz gwiazdy muzyki i filmu. Wygląda to na bardzo dobrze przemyślaną akcję! Dzięki temu uzyskują dostęp do coraz większej ilości ludzkich umysłów! I to im gwarantuje zwiększone dostawy energii do przeprowadzenia kolejnych szaleńczych eksperymentów na ludziach. Pomieszanie, strach, niepewność, nienawiść, a szczególnie rozpacz po stracie bliskich, to wszystko gwarantuje astralom atlantydzkim kolejne lata zasilania energetycznego. W “czasie żniw” dziwne rzeczy dzieją się w świecie ludzi rozwijających się duchowo. Ujawniają się te same mechanizmy, które zniszczyły Atlantydę. Ci sami ludzie zgromadzili się w latach 30 – tych XX wieku wokół Hitlera. Ci sami próbują teraz rozpętać kolejną światową zawieruchę. Nie patrząc na cenę głupi ludzie popierają ich awanturnicze plany, bo najbardziej ich bawią doniesienia o kolejnych krwawych ofiarach. A ceną tą jest koniec dominacji w świecie USA i wszystkiego, co ten kraj reprezentuje. Może tylko przetrwa muzyka. Jeśli ludzie nie oprzytomnieją, koniec może się okazać tak samo tragiczny, jak klęska hitlerowskich Niemiec, albo nawet bardziej szokujący. W “czasie żniw” alarmująco przedstawia się sytuacja w kręgach ezoteryków i parapsychologów. Wielu jątrzy przeciw prawdziwym mistrzom, a różne grupy uzdrowicieli i doradców duchowych nawzajem obrzucają się klątwami. Oczywiście, za tym idą jawne deklaracje miłości dla wszystkich żywych istot. Znów powiało Apokalipsą? A może tylko Atlantydą? Z tymi samymi aktorami w rolach głównych? Tyle tylko, że teraz główni aktorzy ukrywają się za obliczami statystów, którzy nawet nie wiedzą, jaką rolę grają! Joga i buddyzm są dla zwykłych ludzi. Jeśli jednak ktoś z nas – dziś zwykłych ludzi – był kiedyś istotą świetlistą, to rozpoznanie tego faktu może mu wiele wyjaśnić i pomóc. Przede wszystkim dzięki temu może zrozumieć, dlaczego zawsze był i nadal jest inny. A rozpoznając prawdę o swym pochodzeniu i swych naturalnych cechach, może wreszcie przestać małpować ludzi i zamiast tego wrócić do swych świetlistych wibracji i wyższej świadomości. Powinien też wreszcie pojąć, że mimo iż pochodzi ze świata bardziej duchowego, to jego miejsce jest tu – na Ziemi. I że w związku z tym, ma się tu czuć jak u siebie w domu. Nikt bowiem nie wie lepiej od niego, jak tu żyć i jak funkcjonować! Może więc zakończyć okres rezygnacji z korzystania z należnych mu mocy duchowych i zacząć wykorzystywać je dla dobra zarówno swojego, jak i innych istot. Zgodnie z intuicyjnymi – boskimi inspiracjami. To zupełnie co innego, niż Atlantyda. Oczywiście pod warunkiem, że czyni się to na trzeźwo i przytomnie! Fenomen kultury atlantydzkiej polega na tym, że przetrwała dość długo. Już bowiem zgromadzenie kilkudziesięciu osób mających karmę assurów na małym terytorium tworzy mieszankę wybuchową. Zaczynają walczyć z sobą jak wścieli i nie przebierają przy tym w środkach. Przecież konkurencję trzeba wytępić w zarodku. A u podstaw tej bezsensownej walki tkwi głęboko ukryte w podświadomości przekonanie, że albo będziesz najlepszym, albo nikim. To musi strasznie męczyć i eksploatować energię życiową. Podobne zachowania obserwowałem w pierwszym w Polsce Studium Psychotroniki. Większość uczniów nie wytrwała tam dłużej niż 4 miesiące. A to dlatego, że prawie wszyscy atakowali tam wszystkich za pomocą środków magicznych w rodzaju: atak energetyczny, atak psychiczny, tele-hipnoza, czy klątwy. Analogiczne zjawiska zachodzą w grupach regresingowych, gdzie trafiają osoby z podobną karmą. Dziwić jednak musi to, że rozwiązując wiele problemów, najczęściej nie widzą one potrzeby uwolnienia się od tego typu zachowań. Mimo że dobrze wiedzą, jaką cenę karmiczną za to się płaci. To dlatego nie ma co liczyć na powstanie aśramu dla regreserów. Zgromadzone w nim osoby stanowić by mogły wręcz śmiertelne zagrożenie dla siebie nawzajem i dla najbliższej okolicy. Stare przyzwyczajenia i zwykła głupota, a także niska samoocena z towarzyszącym jej poczuciem zagrożenia, często motywują nas do niewłaściwych postępków. Bywa, że wielu z nas sprzeniewierza swe duchowe moce. Chcieliby dobrze, ale urojenia o zagrożeniach czy konkurencji nie pozwalają im wyluzować się i spać spokojnie. Tak manifestuje się “świadomość nędzy”, której doświadczają nawet osoby bardzo bogate materialnie i zaawansowane w rozwoju duchowym. U wielu pojawia się bunt przeciw jakiejkolwiek ingerencji “sił wyższych” w ich życie. Uważają się nawet za lepszych od Boga, czy bardziej od Niego potrzebnych tu, na Ziemi. Wielu uznaje się za mądrzejszych i bardziej świadomych od swych duchowych opiekunów. Ten przejaw pychy, ale i nieufności wobec Boga i Jego Planu, dotyka nawet znanych i wspaniałych uzdrowicieli. A kto w to bagno wdepnie, zaczyna postępować wbrew głoszonym przez siebie zasadom. Kiedy odreagowałem pretensje do mego opiekuna duchowego i bunt, że niczego od niego nie chcę, w nagrodę otrzymałem od niego ochronę przed klątwami i innymi atakami psychicznymi. Tym samym skończył się okres ochronny dla tych, którzy bezkarnie rzucali na mnie klątwy. A durniów ci u nas dostatek. Ostatnią partię dotykających mnie klątw posłali mi ludzie związani z Reiki (Uniwersalną Uzdrawiającą Energią Miłości) za to, że podjąłem współpracę z mistrzem Reiki, którego oni nie akceptują. Daj im Boże zdrowie, bo na rozum to już chyba za późno! Jestem im jednak wdzięczny, ponieważ dowiedziałem się, że nie wszystko można odreagować. Czasami przydaje się jeszcze ochrona przed atakiem energetycznym. Nie mogę zdradzić jej sekretów, ponieważ została mi udzielona z “góry”. Mogę tylko zasugerować, że jedynym sposobem otrzymania jej jest zaprzestanie rzucania klątw na innych i otwarcie na przyjmowanie darów i błogosławieństw od swego opiekuna duchowego. Najzabawniejsze jest to, że mają go wszyscy, nawet upadłe anioły. Upadające istoty z wyższych światów duchowych pragnęły mnożyć doświadczenia. Nie zawsze więc wybierały ludzką formę dla swych inkarnacji. Trzeba uznać za fakt, że inkarnując przez tysiące, czy nawet miliony lat, nabyliśmy cechy gatunków, w których następowały inkarnacje i zatraciliśmy świadomość, kim jesteśmy. Teraz trzeba sobie o tym przypomnieć, by nie małpować istot, które mają inną konstrukcję duchową. Tylko poznanie jej może nam umożliwić spełnione życie zgodne z naszymi autentycznymi, wrodzonymi, właściwymi nam cechami. Nie można się bowiem spełnić w roli kogoś, kim się nie jest! Ziemia z nieznanych mi powodów jest wielkim tyglem, w którym mieszają się inkarnacje różnych istot pochodzących z różnych światów, a inkarnujące w ludzkich ciałach. Na pewno ma to jakiś głębszy sens. Może chodzi o to, by wreszcie nauczyć się współżyć z innymi, jeśli już nie udało się powrócić do swego pierwotnego stanu przez niszczenie materialnych światów? Cechą ludzi jest przywiązanie do życia w ciele i nie zmieniają tego faktu religie typu gnostyckiego, które nakazują znienawidzenie ciała i życia. Ludzie chcą żyć i nie pytają o jakość życia. Ta wydaje się być im obojętną. I tym różnią się od wszystkich innych istot, które tu inkarnowały, a które są w mniejszości. Może dzięki temu ta planeta nie ulegnie zagładzie? Istoty, które pochodzą z różnych planów duchowych, powinny wiedzieć, że świat jest bardzo skomplikowany i że wszystko ma w nim swoje – właściwe dla siebie miejsce. Nie powinny więc dążyć do opanowywania miejsc przeznaczonych dla innych, tylko wrócić do tego, do czego są stworzone. Nie powinny też małpować innych istot, a szczególnie tych, które znajdują się na zstępującej linii rozwoju, bo i takie tu są. Być sobą, to znaczy zaakceptować swoje zdolności, możliwości, talenty i umiejętności, a także moce duchowe. Być sobą to znaczy również zaakceptować, że tych mocy się nie ma, kiedy się nimi nie dysponuje. To oszczędza wielu rozczarowań. Być sobą to zrozumieć, że nie wszystkie istoty są stworzone do miłości. Niektóre z nich nigdy jej nie doświadczą, a inne muszą się nauczyć ją przyjmować. Być sobą to również znaczy, uwolnić się od schematów i stereotypów. Pojąć, że inne cechy i możliwości ma człowiek, inne anioł, a jeszcze inne strzyga (istota z zstępującej linii rozwoju, mająca astralne rogi), choć “na oko” wszystkie te istoty mogą wyglądać jak ludzie! Nie ma więc jedynej drogi dla wszystkich i jedynej moralności. Tym, co jest uniwersalne, to akceptacja odmienności innych i ugruntowanie się w poczuciu bezpieczeństwa. To również uświadomienie, że Ziemia jest naszą wspólną ojczyzną, niezależnie od tego, skąd się tu znaleźliśmy. Gdybyśmy mogli być gdzie indziej, na pewno już dawno tam byśmy byli. Nie ma za to identycznych praw rządzących zdrowiem, szczęściem i spełnieniem. Niezdolność dostrzeżenia tego, to droga upadku. Zrozumienie tego, co jest dla mnie możliwe, a co nie jest, okazuje się wyzwalające. Niektórym te opowieści o upadłych aniołach wydają się “kitem” wciskanym naiwnym, by ich jeszcze odciągnąć od oświecenia. Pamiętają oni, że ktoś im w hipnozie wmawiał, że są upadłymi aniołami. Hipnoza ta miała na celu podtrzymać ich pamięć o źródle ich pochodzenia, ale uczyniła coś zupełnie przeciwnego – zamknęła im świadomość. W związku z tym pamiętają tylko to, że ktoś ich oszukał wmawiając im anielskie pochodzenie. Być może minie kilka lat, zanim za tą hipnozą dostrzegą, kim naprawdę są. Tu nie ma ryzyka. Tu gra tylko prawo korzyści. Jeśli jesteś upadłym aniołem, a zgodzisz się, by wypełniały cię znów anielskie wibracje, wówczas nastąpi twój powrót do punktu wyjścia, ale z doświadczeniem, którego brak innym aniołom. Jeśli nie jesteś aniołem, to zgódź się, że twoje oświecenie i twoja doskonałość mogą się przejawiać w sposób bardziej zwykły i bez ujawnienia twych mocy duchowych. Musisz wiedzieć, że w ten sposób też możesz stać się bosko doskonałym. Kiedy tego doświadczysz, nigdy już nie przyjdzie ci do głowy, by uwolnić się od życia. A jeśli jesteś strzygą, to pogodzisz się, że idziesz w zupełnie innym kierunku i przestaniesz się obwiniać, że bardziej pociąga cię zło, destrukcja i ciemna strona mocy. Mam jednak jakieś niejasne przeczucie, że strzygi nie czytają moich artykułów. Zastanów się więc najpierw, czy twój wybór nie został podyktowany zakłamaniem i spróbuj odkryć, kim naprawdę jesteś. Zdaję sobie sprawę z faktu, że niniejszy artykuł nie stanowi całościowego opisu historii upadku świadomości. Chodziło mi raczej o to, by zademonstrować mechanizmy rządzące upadkiem i umysłami upadłych, świetlistych istot. Wybrane okresy dobrze je charakteryzują i wyjaśniają. A, jak wiadomo, historia lubi się powtarzać! |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |