Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-26 Leszek Żądło
Działanie - spełnienie - doskonałość

W tradycji myśli europejskiej z pogardą i lekceważeniem patrzy się na wszystkich, którzy mówią o praktycznych korzyściach z zajmowania się duchowością. W ogóle, filozofia, która zachęca do praktycznego działania, jest podejrzana i traktowana z najwyższą pogardą przez “prawdziwych” filozofów. Intelektualizm europejski (z małymi wyjątkami) brzydzi się praktycyzmem. To dlatego większość europejskich filozofów nienawidzi marksizmu i … amerykańskiego romantyzmu zasadzającego się na pozytywnym myśleniu. Europejczykom nieznane są jakiekolwiek związki przyczynowo skutkowe między myśleniem a działaniem. To dlatego, że filozofia europejska tysiące lat była oddzielona od rzeczywistości zajmując się opisywaniem bytów i problemów nierealnych (np. ile szatanów zmieści się na czubku igły).

Ta tradycja wpływa na ludzi zajmujących się rozwojem duchowym. Większość z nich odżegnuje się od myśli, że rozwój duchowy mógłby im przynieść jakieś korzyści. Na myśl o korzyściach aż skręca ich z obrzydzenia. Obrzydzenia do interesowności i egoizmu. Oni chcą być ponad to. Chcą być moralnie lepsi.

Oto ICH KORZYŚĆ. Zupełnie niematerialna i niepraktyczna, ale jakże dowartościowująca! Są ponad to całe tałatajstwo, prostactwo! Są lepsi… ponieważ z tego, co robią, nikt nie może mieć żadnych korzyści! We własnym mniemaniu są dzięki temu bezinteresowni. I to jest ich interes! Są nieżyciowi, a jednocześnie wyobrażają sobie, że aż tak ukochani przez Boga, że Ten nie może im pozwolić zginąć. A żeby nie zginęli, to… zajmujący się interesownym praktycznym działaniem prostacy muszą na nich pracować, muszą ich utrzymywać. A co się dzieje, jeśli taki prostak tego nie chce? Wówczas uduchowiona istota wyzywa go, straszy, przeklina, szantażuje, żeby tylko wydusić od prostaka jak najwięcej pieniędzy. Nie, nie! To nie takie proste! Nie o pieniądze tu przecież chodzi, tylko o jedzenie, utrzymanie, ubrania. Tak uduchowiona istota nie byłaby w stanie przyjąć pieniędzy, bo jest ponad takie przyziemne pragnienia.

Znasz tak uduchowione istoty? A może sam należysz do ich grona? Wielu zauważa, że ludzie wierzący są zakłamani, dwulicowi, obłudni. I, co najważniejsze – przekonani o swej sprawiedliwości i dobrym prowadzeniu się w oczach Boga (ewentualne robią to w imię Boga lub wartości religijnych). To u ludzi uczciwych, brzydzących się obłudą, musi powodować zniechęcenie do religijności, a przynajmniej do jej zakłamanej formy. Wielu z taką religijnością nie chce mieć nic wspólnego.

By żyć uczciwie, nie potrzebujemy Boga ani wyobrażeń o Nim. Człowiekowi, który nie chce krzywdzić innych, nie potrzeba Boga strażnika, który by go pilnował. On potrafi się sam upilnować. Zaś temu, który nie chce żyć uczciwie, nie przeszkodzi w jego zamiarach ani Bóg, ani religia. A to dlatego, że zinterpretuje ją sobie tak, jak mu to odpowiada. Od tysięcy lat próbowano w imię “wyższych celów” wykorzystywać słabszych bądź naiwnych. Zasadą jest, że ci, którzy nie są blisko Boga, mają służyć tym, którzy są bliżej. A więc … święta księga jogi – Bhagawat – gita uczy, że kobiety, demony i wszystkie inne niższe istoty nie mogą osiągnąć oświecenia. Mogą najwyżej modlić się, by w następnym wcieleniu odrodzić się w męskiej postaci, a póki to nie nastąpi, powinny zbierać zasługę służąc mężczyznom. Gdyby baby, nie daj Boże, wzięły się za medytacje, to kto by dawał jeść doskonałym joginom? Hebrajska Tora określa, że wszystkie plemiona mają oddawać dziesięcinę Lewitom, którzy są powołani do służenia Bogu. Mężczyźni w tym rodzie mają się zajmować sprawami ducha, a kobiety gospodarstwem.

Nauczycielki Energii Uniwersalnej (chyba z zemsty za tysiąclecia trwające wykorzystywanie kobiet) głoszą, że to właśnie kobiety są bardziej uduchowione i że to one powinny rozwijać się duchowo wykorzystując mężów jako sponsorów swego rozwoju duchowego. W wielu przypadkach duchowi aspiranci mają nie tyle wstręt do działania (energia ich roznosi, więc muszą się czymś zajmować), ile do działań pożytecznych. Pół biedy, kiedy zajmą się nikomu nie potrzebną twórczością do szuflady (są tak bezinteresowni, że na tym nie chcą zarabiać). Gorzej, kiedy wykonują mnóstwo niepotrzebnych i niepożytecznych zajęć, za które sponsor musi płacić, a wszyscy wokół aspiranta mają dodatkowe zajęcie. Przynajmniej dopóki czują się za niego odpowiedzialni.

W naszej kulturze przywykliśmy do tego, że za niepraktyczne działania daje się pieniądze żebrzącym muzykom, kolędnikom, księżom, tysiącom urzędników. Za to w egzotycznej Japonii mnisi dążący do oświecenia wykonują tysiąc maratonów wokół świętej góry. Nie dość, że nikomu nie przynosi to korzyści, to jeszcze angażują “prostaków”, by się nimi opiekowali, by ich karmili, uzdrawiali. A wokół bieda, aż piszczy. Zadziwiający jest ten podziw dla niepożytecznych zajęć. W odróżnieniu od takiego stanowiska w buddyzmie Wadżrajany (tybetańskim) twierdzi się, że można osiągnąć oświecenie wykonując pożyteczne, codzienne zajęcia. Pod warunkiem, że czyni się to z odpowiednią intencją i koncentracją.

To stanowisko jest najbliższe karma – jodze, czyli jodze czynu. Tu chodzi o wykonywanie pożytecznych uczynków na rzecz innych istot. Jogin ma świadomość, że społeczność utrzymuje go, ponieważ on jest pożyteczny dla ludzi. A ludzie wiedzą, że tak jest naprawdę. Pożytek z obecności osoby rozwijającej się duchowo może być ogromny. Przede wszystkim jej wysokie wibracje przyciągają powodzenie do ludzi w jego otoczeniu, a społeczność jest rzeczywiście bardziej bezpieczna, ponieważ spokój emanujący od medytującego jogina zniechęca awanturników. Taka osoba ma też często zdolność uzdrawiania samą swoją obecnością!
Korzyści jest więcej.

Podejście karma jogi kontrastuje wyraźnie z wszelkimi trendami, które zachęcają do zbytecznych, czy niepotrzebnych działań mających wyrobić tylko poczucie nietrwałości i nieprzywiązania do skutków swych czynów. W wielu drogach do doskonałości nie mówi się nic o Bogu, ale często odwołuje do uczciwości, miłości czy współczucia. Przede wszystkim do nie krzywdzenia innych istot.
W każdej społeczności niejako w dobrym tonie jest manifestować przywiązanie do tradycji. A to często ujawnia tylko obłudę.
Jeśli chcesz żyć uczciwie, to nie potrzebujesz religii ani Boga.
Bóg zaczyna ci być potrzebny, gdy chcesz być doskonały.
Istotą nurtów ezoterycznych we wszystkich religiach jest naśladowanie Boga. Ludzie od niepamiętnych czasów podejmowali się tego zadania. I, okazuje się, z różnym skutkiem. Skutek zależy od intencji wobec siebie i swego rozwoju, ale i od wiedzy o Bogu.

A co ty wiesz o Bogu? Kim On jest dla Ciebie.
To, jakie masz wyobrażenia na temat Boga, będzie decydowało o tym, co ci się uda osiągnąć poprzez naśladowanie Go.
Gdybyś chciał naśladować Boga takiego, jakim opisuje Go Biblia, miałbyś wszelkie szanse urzeczywistnić schizofrenię.

Nie, nie obrażam teraz niczyich uczuć religijnych. Pomyśl tylko o tym, że Bóg nie może być rozdwojony, że nie może być jednocześnie dobry i zły.
Nie znasz takiego Boga?

Pewien facet wyjaśnił mi, że dobry Bóg, to jakaś forma wirtualna, bo ten rzeczywisty musi mieć w sobie, jako istota doskonała, wszelkie cechy Lucyfera! Ten facet nie był satanistą, lecz katolikiem. I to jakim!!! Działaczem Akcji Katolickiej.
Uważamy, że Bóg jest doskonały, że jest Pełnią! Wierzymy, że w Bogu zawiera się Wszystko!
O jakie “wszystko” chodzi?

Znacznie łatwiej uwierzyć, że Bóg jest Wszystkim, niż w to, że jest Najwyższym Dobrem. Przecież na każdym kroku mamy dowody, że ten świat, który stworzył, jest spier… ny. No i to przecież On w pełni swej doskonałości stworzył Szatana i wydał mu we władanie świat oraz ludzi. Twoje wyobrażenie o doskonałości może, oczywiście, zawierać przekonanie, że doskonałość to wszystko razem i zarazem, a więc twój Bóg to duchowy Head & Shoulders, czyli 2 w 1. Oczywiście, taki Bóg to tylko efekt wyobraźni, filozoficznych przemyśleń. Ale nie Bóg rzeczywisty, który jest pełnią doskonałości. Jeszcze raz zaznaczam, że Bóg nie może zawierać w sobie sprzeczności! A człowiek może. Nawet taki człowiek, któremu objawiło się Słowo Boże. Wielu chrześcijan traktuje Pismo Św. jako tekst podyktowany przez Boga, jako ostateczne i jedyne objawienie Boga, do którego nic już nie może być dodane. Inni w Biblii widzą tylko literaturę religijną, pełną sprzeczności, które w najmniejszym stopniu nie wydają im się inspirujące, czy godne naśladowania. Ale są i tacy, którzy potrafią docenić, że Biblia jest literaturą natchnioną przez Boga. To najzdrowsze podejście, gdyż umożliwia oddzielanie ziarna od plew i wykorzystanie wspaniałych inspiracji dla własnego rozwoju.

Księgi Biblii nie zostały podyktowane, lecz spisane pod wpływem natchnienia. A z natchnieniem jest tak, że nie zawsze potrafimy je jednoznacznie zinterpretować i przekazać. Biblijni prorocy, tak jak i obecni (w tym natchnieni Duchem Św. Papieże), nie byli bezinteresowni. Przekazując swe proroctwa na chwałę Pana usiłowali przemycić swoje poglądy społeczne, seksualne, czy moralne, ale także zabezpieczyć swoje interesy (swych klanów, rodów, kast). Stąd w natchnionych księgach i encyklikach roi się od klątw przeciw tym, którzy owego “bożego słowa – porządku” czy “bożej woli” nie uznają.

Skąd się wzięły klątwy w Biblii? Na pewno nie rzucał ich Bóg. Przecież On nie uprawia czarnej magii. I nie On natchnął biblistów, by je rzucali na nieposłusznych ich własnej woli. Jeśli Bóg mógł natchnąć autorów Biblii, to może natchnąć i ciebie. Czyni to często między innymi dzięki temu, że czytasz Jego Słowo w Biblii lub innej natchnionej księdze. A co z tego będziesz miał, to tylko twoja sprawa.

Doskonale wiedział o tym Jezus przestrzegając, by nie rzucać pereł przed wieprze. W Jego czasach było to łatwiejsze, gdyż mało kogo było stać na kupowanie literatury duchowej. Do tego, co można było przeczytać, trzeba było dorastać latami i udowodnić, że się jest godnym dostąpić wtajemniczeń.

Ten, kto chciał dostąpić zaszczytów życia duchowego, na pewno nie miał intencji, by żyć normalnie. Wiedział, że musi się przeciwstawić utartym opiniom i postawom preferowanym przez większość ludzi. Stawał się inny. Ale dzięki temu miał możliwość poszerzyć swą świadomość i znaleźć się bliżej Boga.

Odpowiedz teraz, po co człowiek żyje? Na przykład, po co ty żyjesz?
Zastanowiłeś się nad tym?
A po co się rozwija duchowo? Po co pracuje? Po co działa? Po co walczy?
Czyżby aż tak pragnął żyć, że nie ważne dla niego, jak żyje i po co?
Okazuje się, że bez walki, pracy, szamotania się i rozwoju, też można żyć. Tylko co o tym decyduje? Co decyduje o tym, że jedni są szczęśliwi i nie wadzą nikomu, a inni – na ogół nieszczęśliwi- naprzykrzają się wszystkim wokół?

Co decyduje o tym, że pragniemy, pożądamy, nienawidzimy, unikamy?
Po co to wszystko? I jak długo trwa?
Czy rzeczywiście aż do śmierci?
A co potem?
Pytania, pytania, na które większość ludzi i świętych pism nie potrafi dać sensownych odpowiedzi poza tą jedną: Nie pytaj – to TAJEMNICA.
A czymże jest to, co nazywamy tajemnicą?
To tylko nasza niewiedza każe dopatrywać się tajemnic.
Gdybyśmy wiedzieli, gdzie Niemcy ukryli bursztynową komnatę, nie byłoby to tajemnicą. Ale przecież na pewno są tacy, którzy to wiedzieli ponad wszelką wątpliwość.

Tajemnice przestają być tajemnicami, gdy poznajemy prawdę.
No więc, po co żyjesz i starasz się, i nie możesz spocząć, dopóki…
Już jesteś blisko! Bardzo blisko!
Tak! Starasz się tak długo, dopóki nie doświadczysz spełnienia.
Uff! To o to chodzi. Ale nie do końca odpowiada nam na pytanie o motywy naszych działań.
No więc… W czym nie czujesz się spełniony?

Zaznaczam, że gdy wykonasz poniższe ćwiczenie, możesz się bardzo zdziwić. A ponadto, wykonanie go wymaga uczciwości i zaufania do siebie. Jeśli będziesz represjonować swoje myśli twierdząc, że to, co ci przychodzi do głowy, nigdy ci do głowy przyjść nie mogło, to na pewno nic nie skorzystasz i pozostaniesz w swym zakłamaniu.
No to zaczynamy!

Poniższe zdania uzupełnij pierwszymi myślami, jakie przyjdą ci do głowy. Nie zastanawiaj się, tylko pozwól swobodnie pojawiać się różnym myślom w twym umyśle. Teraz nie czas oceniać ich moralną wartość i moralny wydźwięk. Nad tym zastanowisz się później.

  1. W życiu najbardziej brakuje mi …
  2. Tym, co mi najbardziej doskwiera, jest …
  3. Na pewno będę nieszczęśliwy, jeżeli …
  4. Nie mogę być szczęśliwy, dopóki …
  5. Zawsze brakuje mi …
  6. Nigdy nie będę mieć wystarczająco dużo …
  7. Największy żal mam do siebie o …
  8. Nigdy nie wybaczę sobie, że …
  9. Nigdy nie wybaczę innym, że …
  10. Muszę się zemścić za …
  11. Nigdy nie wybaczę rodzicom, że …
  12. Czuję, że jestem niepełny, ponieważ...
  13. Czuję, że jestem niedoskonały, ponieważ ...
  14. Muszę się potępiać za …
  15. Muszę żałować za …
  16. Muszę pokutować za …
  17. Muszę się męczyć z powodu …
  18. Tym, czego nie mogę odpuścić, jest …
  19. Osobą, której nie mogę zwrócić wolności, jest …
  20. Tym, czego najbardziej żałuję, jest …
  21. Tym, co mnie najbardziej podnieca, jest …
  22. Nie umrę, dopóki …

No i teraz przyjrzyj się odpowiedziom. W ilu przypadkach czujesz się niespełniony?
Oczywiście, to nie wszystko. To tylko czubek góry lodowej.
Czy za mało ukarałeś siebie, albo innych? Za mało pokutowałeś i cierpiałeś? A może za mało pracowałeś i teraz czegoś ci brakuje? A może masz jakąś szczególną misję do spełnienia i nie możesz jej porzucić, nawet gdyby w zamian czekało cię szczęście wieczne?
Nie możesz być szczęśliwy, dopóki wszystko inne wydaje ci się ważniejsze od szczęścia. I nie możesz być doskonały, dopóki wszystko inne wydaje ci się ważniejsze od doskonałości I nie możesz być boski, zbawiony, czy oświecony … z tych samych powodów. Poczucie niespełnienia często przenosimy z poprzednich wcieleń. Wtedy staje się ono naszą tendencją karmiczną, którą można zmienić.

Poznanie prawa karmy (przyczyny i skutku), które rządzi naszym życiem, postępowaniem, oraz różnymi zdarzeniami zachodzącymi wokół, pozwala przewidywać przyszłość, pomaga też w tym, by więcej nie popełniać starych błędów.
Dla mnie ważne jest nie tyle to, kim byłem w poprzednich wcieleniach, ale to, jakie obciążenia z nich przeniosłem. Wiem, że te obciążenia będą decydowały o mojej przyszłości tak długo, dopóki nie zmienię związanych z nimi intencji i wyobrażeń. Kiedy je zmienię, zmieni się i moja przyszłość.
Czy to jasne?
A czy warte zaangażowania?
Moim zdaniem tak, ponieważ moja przyszłość może wyglądać właśnie tak, jak sam chcę, żeby wyglądała. A nie tak, jak mi to narzucono w dalekiej przeszłości!
Ach, zapomniałem! Ludzie przecież wcale nie chcą tego, co najlepsze. Oni chcą spełnienia swoich niespełnionych pragnień.
Uhuhu! Czy naprawdę warto?
Mało masz kłopotów dzisiaj?

Poczucie niespełnienia żąda, by wreszcie poczuć się spełnionym. Spełnionym w roli ojca, matki, rodzica, dziecka, pracownika, biznesmena, guru, ucznia itd. itp. Wszędzie tam, gdzie czujesz się niezbyt wartościowy, niedoskonały, niepełny, gdzie masz do siebie żale i pretensje, gdzie potępiasz siebie, musisz doświadczyć spełnienia!
Zapewne przyznasz mi rację?
No to za co się potępiasz? Za to że jesteś zbyt ślamazarny, albo zbyt dobry, albo zbyt głupi? A może za coś jeszcze innego, np., że nie spełniasz cudzych oczekiwań, zachcianek, że odmawiasz służenia innym, że ich zawiodłeś, że ci się nie chce, że nie zadowoliłeś kogoś? Jak chcesz osiągnąć spełnienie? Jak uczynić to, co sprawi, że poczujesz się spełniony? Skuteczniej mścić się? Więcej pokutować? Więcej harować i służyć? Poświęcić się – zrezygnować z siebie na rzecz innych? Uczyć się? Zdobyć dyplom, tytuł naukowy, a może medale, żeby inni cię pochwalili?

Przy próbach osiągnięcia spełnienia większość z nas popełnia błąd, który nazywa się brakiem umiaru, albo wygórowanymi aspiracjami, albo niezadowoleniem z tego, co jest. Ale jak tu być zadowolonym, jeśli obiektywnie rzecz biorąc …
Obiektywnie… To znaczy, z czyjego punktu widzenia? Twoich rodziców, przełożonych, partnera, kolegów? A może telewizji?
Tylko naiwny intelektualista i dziecko może wierzyć w coś takiego, jak obiektywizm ocen. Ocena jest zawsze subiektywna. Wiedzą o tym nauczyciele, ale nie oceniane dzieci. One mają wierzyć, że ocena jest obiektywna, że świadczy o nich.
A jak to jest z twoim przekonaniem?
Kolejny błąd, to próba spełniania cudzych celów i zachcianek, by zadowolić innych swoim kosztem.

Konieczne staje się oddzielenie własnych interesów od cudzych. Nawet jeśli ci się wydaje, że wszyscy jesteśmy jednością!
Tym bardziej wówczas.
Na ile potrafisz obiektywnie odróżnić to, co twoje, od tego, co cudze? Na ile jesteś zdolny bez potępiania oceniać innych i siebie? I na ile twoje oceny pokrywają się z opiniami innych?
A może ważniejsze jest: nie sądźcie, abyście nie byli sądzeni?
Nauczenie się oceniania bez potępiania, czy wywyższania się, to ważny krok w rozwoju.
Pomaga pojąć, w którym miejscu jesteś i jakie jeszcze popełniasz błędy. Bez rozróżnienia tego, co prawdziwe, a co fałszywe, bez rozróżnienia źródeł inspiracji, możne długo błądzić, zanim dozna się spełnienia.

Spełnienie to nie to samo, co satysfakcja, ale coś podobnego. Możesz mieć satysfakcję z czynienia czegoś pożytecznego, jak i ze szkodzenia sobie. Podobnie jest z poczuciem spełnienia, ale … Możesz mieć satysfakcję z własnej podłości, ale nadal nie będziesz się czuł spełniony.
Czegoś ci w tym będzie brakowało. To coś, to miłość i szacunek.
Jeśli jednak nie uczynisz czegoś podłego, co w swym mniemaniu, powinieneś uczynić, będziesz czuć się niespełnionym. Tak to bywa, kiedy wydaje ci się, że jeśli czegoś zaniechasz, to będziesz niespełniony, to sumienie nie da ci spokoju. Kiedy jednak to czynisz, wówczas nadal masz wyrzuty sumienia, choć możesz czuć satysfakcję lub ulgę, że masz to już za sobą. Wniosek z tego jeden: nie można doświadczyć spełnienia czyniąc krzywdę innym lub sobie. Po czymś takim zawsze pozostaje niesmak i poczucie niespełnienia, choć może się z nim mieszać poczucie dobrze spełnionej misji.

Aby osiągnąć spełnienie, potrzebna ci jest wizja doskonałości. Ona też cały czas prześladuje cię, dopóki nie czujesz spełnienia. Po prostu, porównując siebie i swoje osiągnięcia z wyobrażeniami o doskonałości, czujesz się albo spełniony, albo nie. Im bardziej czujesz się oddalony od wyobrażenia o swej doskonałości, tym więcej w tobie niezadowolenia. Kto narzucił ci twoja wizję doskonałości? I z jakimi intencjami to uczynił? Jeśli uda ci się odpowiedzieć na to pytanie, staniesz się znacznie bardziej wolny. Ale ta odpowiedź może do ciebie przyjść dopiero po latach systematycznej praktyki duchowej. Teraz możesz zastanowić się, co w twej wizji doskonałości jest nierealne, które jej elementy są sprzeczne z sobą, czyli wykluczają się wzajemnie. Gdy odpowiesz na to pytanie, twoim zadaniem stanie się uporządkowanie swych wyobrażeń o doskonałości tak, by stały się one niesprzeczne. (Nie ostałoby się Królestwo Jego, gdyby było rozdzielone.)

Nie złość się na ludzi, którzy w trosce o twoje szczęście wciskali ci kit. Tylko Bóg jest doskonały!
Na przekór twym dążeniom do uporządkowania wyobrażeń o doskonałości będą działały twoje dualistyczne wyobrażenia o świecie. Mam na myśli przekonanie o tym, że świat jest areną zmagań między dobrem, a złem. To podstawowe urojenie, którego trzeba się pozbyć. Ale … trudno to zrobić, kiedy człowiek odwołuje się tylko do intelektu oraz wiedzy, którą posiadł przez słuchanie i rozmyślania.

Złem zazwyczaj nazywamy działania niezgodne z naszymi wyobrażeniami, oczekiwaniami. Tak nazywamy też świadome i celowe szkodzenie innym. Ale wielu idzie w swych uogólnieniach dalej twierdząc, że często zło wyrządzamy nieświadomie, a wtedy też powinniśmy się czuć za to odpowiedzialni.

Zła nie można wyrządzić. Można natomiast wyrządzić krzywdę. I to zarówno świadomie i celowo, jak i nieświadomie. Można skrzywdzić siebie, bądź kogoś innego. Kwestia odpowiedzialności wygląda zupełnie inaczej, gdy krzywdzimy kogoś celowo, a inaczej, gdy nieświadomie. W tym drugim wypadku o skrzywdzeniu decyduje poczucie krzywdy skrzywdzonego, a nie sam uczynek. To dlatego wszystkie przypadki nieświadomego krzywdzenia innych bądź siebie, powinniśmy sobie wybaczyć jak najszybciej i w pierwszej kolejności.

Najczęściej jednak tak bywa, że ludzie za te nieświadome akty krzywdzenia innych chcą pokutować w jak najgorszy sposób.
Cóż komu po twojej pokucie? Czy krzywdząc siebie naprawisz w ten sposób cudzą krzywdę?
Jeśli już cokolwiek chcesz robić, to lepiej dokonać zadośćuczynienia. To przynajmniej jest działaniem pożytecznym.

Jeśli rozbiłeś komuś cenny wazon, to nie musisz za to kajać się i pokutować całe życie. Wystarczy go odkupić. Podobnie rzecz się ma z innymi sprawami. Jeśli w wyniku spowodowanego przez ciebie wypadku ktoś poniósł obrażenia, możesz mu to wynagrodzić, a sąd na pewno ustali wysokość odszkodowania.
Przykładów konstruktywnych działań w celu naprawienia krzywdy można mnożyć.
Ale … nie zawsze da się naprawić wyrządzoną krzywdę. A nie da się przede wszystkim tam, gdzie krzywda jest wynikiem urojenia osoby, która czuje się skrzywdzona. W takim przypadku pozostaje tylko wybaczyć sobie i osobie, która nas obwinia.
Bredzę?

To pomyśl, jakże często obwiniano cię zupełnie niesłusznie, bez powodu?
Mylę się? A może przypomnisz sobie, ile razy sam to robiłeś wobec innych, żeby znaleźć winnego, że coś ci nie wyszło?
Próbując urzeczywistnić doskonałość, wszędzie spotykasz się z niezrozumieniem, z błędnymi wzorcami i przekonaniami.
Większość z nas jest przyzwyczajona, by walczyć i konkurować.
Czy można stać się doskonałym przez walkę i konkurowanie?
Na pewno nie! Doskonałość nie musi walczyć ani z inną doskonałością, ani z niedoskonałością, ani nawet sama przeciw sobie. Nie ma też powodu konkurować. Ona po prostu jest – świadoma siebie i z nikim nie skłócona.
Problem nie w doskonałości, ale w jej wizji. Twoja wizja doskonałości może być realna, albo całkowicie niemożliwa do urzeczywistnienia. A efekty twych zabiegów i starań okażą takie, jak twoja wizja.

Aby poznać doskonałość, trzeba nauczyć się medytować. Tylko w medytacji możemy pojąć, na czym polega doskonałość. W medytacji nie sposób doświadczyć jakichkolwiek sprzeczności. Nie sposób doznać objawienia o tym, jak walczyć, konkurować czy wyrządzać krzywdę innym. Medytacja podsuwa nam inspiracje do najlepszych rozwiązań. Inspiruje, byśmy odkrywali i przejawiali naszą unikalność, niepowtarzalność.

Jeśli odkryjesz, co masz do zaoferowania innym w sposób szczególny i niepowtarzalny, wówczas na pewno nie będziesz miał z kim i o co konkurować. Odkrycie tego i realizacja pozwoli ci doświadczać spełnienia w tym, co najbardziej charakterystyczne dla ciebie. Ponieważ jest to unikalne, to na pewno nikt nie zrobi tego tak, jak ty. Spełnienie zależy od dwu czynników. Pierwszym jest uwolnienie się od pożądania tego, co nierealne i co zostało nam narzucone z zewnątrz, a drugim urzeczywistnienie tego, co jest dla nas pewnym wyróżnikiem. I wreszcie na to nakłada się ostatni z czynników – pełne czystej miłości i wdzięczności zadowolenie z tego, co robimy i kim jesteśmy.

Jestem jednością z Bogiem.
Jestem, kim jestem, stąd nie muszę być kimś innym.



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com