W tradycji myśli europejskiej z pogardą i lekceważeniem patrzy się na wszystkich, którzy mówią o praktycznych korzyściach z zajmowania się duchowością. W ogóle, filozofia, która zachęca do praktycznego działania, jest podejrzana i traktowana z najwyższą pogardą przez “prawdziwych” filozofów. Intelektualizm europejski (z małymi wyjątkami) brzydzi się praktycyzmem. To dlatego większość europejskich filozofów nienawidzi marksizmu i … amerykańskiego romantyzmu zasadzającego się na pozytywnym myśleniu. Europejczykom nieznane są jakiekolwiek związki przyczynowo skutkowe między myśleniem a działaniem. To dlatego, że filozofia europejska tysiące lat była oddzielona od rzeczywistości zajmując się opisywaniem bytów i problemów nierealnych (np. ile szatanów zmieści się na czubku igły). Ta tradycja wpływa na ludzi zajmujących się rozwojem duchowym. Większość z nich odżegnuje się od myśli, że rozwój duchowy mógłby im przynieść jakieś korzyści. Na myśl o korzyściach aż skręca ich z obrzydzenia. Obrzydzenia do interesowności i egoizmu. Oni chcą być ponad to. Chcą być moralnie lepsi. Oto ICH KORZYŚĆ. Zupełnie niematerialna i niepraktyczna, ale jakże dowartościowująca! Są ponad to całe tałatajstwo, prostactwo! Są lepsi… ponieważ z tego, co robią, nikt nie może mieć żadnych korzyści! We własnym mniemaniu są dzięki temu bezinteresowni. I to jest ich interes! Są nieżyciowi, a jednocześnie wyobrażają sobie, że aż tak ukochani przez Boga, że Ten nie może im pozwolić zginąć. A żeby nie zginęli, to… zajmujący się interesownym praktycznym działaniem prostacy muszą na nich pracować, muszą ich utrzymywać. A co się dzieje, jeśli taki prostak tego nie chce? Wówczas uduchowiona istota wyzywa go, straszy, przeklina, szantażuje, żeby tylko wydusić od prostaka jak najwięcej pieniędzy. Nie, nie! To nie takie proste! Nie o pieniądze tu przecież chodzi, tylko o jedzenie, utrzymanie, ubrania. Tak uduchowiona istota nie byłaby w stanie przyjąć pieniędzy, bo jest ponad takie przyziemne pragnienia. Znasz tak uduchowione istoty? A może sam należysz do ich grona? Wielu zauważa, że ludzie wierzący są zakłamani, dwulicowi, obłudni. I, co najważniejsze – przekonani o swej sprawiedliwości i dobrym prowadzeniu się w oczach Boga (ewentualne robią to w imię Boga lub wartości religijnych). To u ludzi uczciwych, brzydzących się obłudą, musi powodować zniechęcenie do religijności, a przynajmniej do jej zakłamanej formy. Wielu z taką religijnością nie chce mieć nic wspólnego. By żyć uczciwie, nie potrzebujemy Boga ani wyobrażeń o Nim. Człowiekowi, który nie chce krzywdzić innych, nie potrzeba Boga strażnika, który by go pilnował. On potrafi się sam upilnować. Zaś temu, który nie chce żyć uczciwie, nie przeszkodzi w jego zamiarach ani Bóg, ani religia. A to dlatego, że zinterpretuje ją sobie tak, jak mu to odpowiada. Od tysięcy lat próbowano w imię “wyższych celów” wykorzystywać słabszych bądź naiwnych. Zasadą jest, że ci, którzy nie są blisko Boga, mają służyć tym, którzy są bliżej. A więc … święta księga jogi – Bhagawat – gita uczy, że kobiety, demony i wszystkie inne niższe istoty nie mogą osiągnąć oświecenia. Mogą najwyżej modlić się, by w następnym wcieleniu odrodzić się w męskiej postaci, a póki to nie nastąpi, powinny zbierać zasługę służąc mężczyznom. Gdyby baby, nie daj Boże, wzięły się za medytacje, to kto by dawał jeść doskonałym joginom? Hebrajska Tora określa, że wszystkie plemiona mają oddawać dziesięcinę Lewitom, którzy są powołani do służenia Bogu. Mężczyźni w tym rodzie mają się zajmować sprawami ducha, a kobiety gospodarstwem. Nauczycielki Energii Uniwersalnej (chyba z zemsty za tysiąclecia trwające wykorzystywanie kobiet) głoszą, że to właśnie kobiety są bardziej uduchowione i że to one powinny rozwijać się duchowo wykorzystując mężów jako sponsorów swego rozwoju duchowego. W wielu przypadkach duchowi aspiranci mają nie tyle wstręt do działania (energia ich roznosi, więc muszą się czymś zajmować), ile do działań pożytecznych. Pół biedy, kiedy zajmą się nikomu nie potrzebną twórczością do szuflady (są tak bezinteresowni, że na tym nie chcą zarabiać). Gorzej, kiedy wykonują mnóstwo niepotrzebnych i niepożytecznych zajęć, za które sponsor musi płacić, a wszyscy wokół aspiranta mają dodatkowe zajęcie. Przynajmniej dopóki czują się za niego odpowiedzialni. W naszej kulturze przywykliśmy do tego, że za niepraktyczne działania daje się pieniądze żebrzącym muzykom, kolędnikom, księżom, tysiącom urzędników. Za to w egzotycznej Japonii mnisi dążący do oświecenia wykonują tysiąc maratonów wokół świętej góry. Nie dość, że nikomu nie przynosi to korzyści, to jeszcze angażują “prostaków”, by się nimi opiekowali, by ich karmili, uzdrawiali. A wokół bieda, aż piszczy. Zadziwiający jest ten podziw dla niepożytecznych zajęć. W odróżnieniu od takiego stanowiska w buddyzmie Wadżrajany (tybetańskim) twierdzi się, że można osiągnąć oświecenie wykonując pożyteczne, codzienne zajęcia. Pod warunkiem, że czyni się to z odpowiednią intencją i koncentracją. To stanowisko jest najbliższe karma – jodze, czyli jodze czynu. Tu chodzi o wykonywanie pożytecznych uczynków na rzecz innych istot. Jogin ma świadomość, że społeczność utrzymuje go, ponieważ on jest pożyteczny dla ludzi. A ludzie wiedzą, że tak jest naprawdę. Pożytek z obecności osoby rozwijającej się duchowo może być ogromny. Przede wszystkim jej wysokie wibracje przyciągają powodzenie do ludzi w jego otoczeniu, a społeczność jest rzeczywiście bardziej bezpieczna, ponieważ spokój emanujący od medytującego jogina zniechęca awanturników. Taka osoba ma też często zdolność uzdrawiania samą swoją obecnością! Podejście karma jogi kontrastuje wyraźnie z wszelkimi trendami, które zachęcają do zbytecznych, czy niepotrzebnych działań mających wyrobić tylko poczucie nietrwałości i nieprzywiązania do skutków swych czynów. W wielu drogach do doskonałości nie mówi się nic o Bogu, ale często odwołuje do uczciwości, miłości czy współczucia. Przede wszystkim do nie krzywdzenia innych istot. A co ty wiesz o Bogu? Kim On jest dla Ciebie. Nie, nie obrażam teraz niczyich uczuć religijnych. Pomyśl tylko o tym, że Bóg nie może być rozdwojony, że nie może być jednocześnie dobry i zły. Pewien facet wyjaśnił mi, że dobry Bóg, to jakaś forma wirtualna, bo ten rzeczywisty musi mieć w sobie, jako istota doskonała, wszelkie cechy Lucyfera! Ten facet nie był satanistą, lecz katolikiem. I to jakim!!! Działaczem Akcji Katolickiej. Znacznie łatwiej uwierzyć, że Bóg jest Wszystkim, niż w to, że jest Najwyższym Dobrem. Przecież na każdym kroku mamy dowody, że ten świat, który stworzył, jest spier… ny. No i to przecież On w pełni swej doskonałości stworzył Szatana i wydał mu we władanie świat oraz ludzi. Twoje wyobrażenie o doskonałości może, oczywiście, zawierać przekonanie, że doskonałość to wszystko razem i zarazem, a więc twój Bóg to duchowy Head & Shoulders, czyli 2 w 1. Oczywiście, taki Bóg to tylko efekt wyobraźni, filozoficznych przemyśleń. Ale nie Bóg rzeczywisty, który jest pełnią doskonałości. Jeszcze raz zaznaczam, że Bóg nie może zawierać w sobie sprzeczności! A człowiek może. Nawet taki człowiek, któremu objawiło się Słowo Boże. Wielu chrześcijan traktuje Pismo Św. jako tekst podyktowany przez Boga, jako ostateczne i jedyne objawienie Boga, do którego nic już nie może być dodane. Inni w Biblii widzą tylko literaturę religijną, pełną sprzeczności, które w najmniejszym stopniu nie wydają im się inspirujące, czy godne naśladowania. Ale są i tacy, którzy potrafią docenić, że Biblia jest literaturą natchnioną przez Boga. To najzdrowsze podejście, gdyż umożliwia oddzielanie ziarna od plew i wykorzystanie wspaniałych inspiracji dla własnego rozwoju. Księgi Biblii nie zostały podyktowane, lecz spisane pod wpływem natchnienia. A z natchnieniem jest tak, że nie zawsze potrafimy je jednoznacznie zinterpretować i przekazać. Biblijni prorocy, tak jak i obecni (w tym natchnieni Duchem Św. Papieże), nie byli bezinteresowni. Przekazując swe proroctwa na chwałę Pana usiłowali przemycić swoje poglądy społeczne, seksualne, czy moralne, ale także zabezpieczyć swoje interesy (swych klanów, rodów, kast). Stąd w natchnionych księgach i encyklikach roi się od klątw przeciw tym, którzy owego “bożego słowa – porządku” czy “bożej woli” nie uznają. Skąd się wzięły klątwy w Biblii? Na pewno nie rzucał ich Bóg. Przecież On nie uprawia czarnej magii. I nie On natchnął biblistów, by je rzucali na nieposłusznych ich własnej woli. Jeśli Bóg mógł natchnąć autorów Biblii, to może natchnąć i ciebie. Czyni to często między innymi dzięki temu, że czytasz Jego Słowo w Biblii lub innej natchnionej księdze. A co z tego będziesz miał, to tylko twoja sprawa. Doskonale wiedział o tym Jezus przestrzegając, by nie rzucać pereł przed wieprze. W Jego czasach było to łatwiejsze, gdyż mało kogo było stać na kupowanie literatury duchowej. Do tego, co można było przeczytać, trzeba było dorastać latami i udowodnić, że się jest godnym dostąpić wtajemniczeń. Ten, kto chciał dostąpić zaszczytów życia duchowego, na pewno nie miał intencji, by żyć normalnie. Wiedział, że musi się przeciwstawić utartym opiniom i postawom preferowanym przez większość ludzi. Stawał się inny. Ale dzięki temu miał możliwość poszerzyć swą świadomość i znaleźć się bliżej Boga. Odpowiedz teraz, po co człowiek żyje? Na przykład, po co ty żyjesz? Co decyduje o tym, że pragniemy, pożądamy, nienawidzimy, unikamy? Tajemnice przestają być tajemnicami, gdy poznajemy prawdę. Zaznaczam, że gdy wykonasz poniższe ćwiczenie, możesz się bardzo zdziwić. A ponadto, wykonanie go wymaga uczciwości i zaufania do siebie. Jeśli będziesz represjonować swoje myśli twierdząc, że to, co ci przychodzi do głowy, nigdy ci do głowy przyjść nie mogło, to na pewno nic nie skorzystasz i pozostaniesz w swym zakłamaniu. Poniższe zdania uzupełnij pierwszymi myślami, jakie przyjdą ci do głowy. Nie zastanawiaj się, tylko pozwól swobodnie pojawiać się różnym myślom w twym umyśle. Teraz nie czas oceniać ich moralną wartość i moralny wydźwięk. Nad tym zastanowisz się później.
No i teraz przyjrzyj się odpowiedziom. W ilu przypadkach czujesz się niespełniony? Poznanie prawa karmy (przyczyny i skutku), które rządzi naszym życiem, postępowaniem, oraz różnymi zdarzeniami zachodzącymi wokół, pozwala przewidywać przyszłość, pomaga też w tym, by więcej nie popełniać starych błędów. Poczucie niespełnienia żąda, by wreszcie poczuć się spełnionym. Spełnionym w roli ojca, matki, rodzica, dziecka, pracownika, biznesmena, guru, ucznia itd. itp. Wszędzie tam, gdzie czujesz się niezbyt wartościowy, niedoskonały, niepełny, gdzie masz do siebie żale i pretensje, gdzie potępiasz siebie, musisz doświadczyć spełnienia! Przy próbach osiągnięcia spełnienia większość z nas popełnia błąd, który nazywa się brakiem umiaru, albo wygórowanymi aspiracjami, albo niezadowoleniem z tego, co jest. Ale jak tu być zadowolonym, jeśli obiektywnie rzecz biorąc … Konieczne staje się oddzielenie własnych interesów od cudzych. Nawet jeśli ci się wydaje, że wszyscy jesteśmy jednością! Spełnienie to nie to samo, co satysfakcja, ale coś podobnego. Możesz mieć satysfakcję z czynienia czegoś pożytecznego, jak i ze szkodzenia sobie. Podobnie jest z poczuciem spełnienia, ale … Możesz mieć satysfakcję z własnej podłości, ale nadal nie będziesz się czuł spełniony. Aby osiągnąć spełnienie, potrzebna ci jest wizja doskonałości. Ona też cały czas prześladuje cię, dopóki nie czujesz spełnienia. Po prostu, porównując siebie i swoje osiągnięcia z wyobrażeniami o doskonałości, czujesz się albo spełniony, albo nie. Im bardziej czujesz się oddalony od wyobrażenia o swej doskonałości, tym więcej w tobie niezadowolenia. Kto narzucił ci twoja wizję doskonałości? I z jakimi intencjami to uczynił? Jeśli uda ci się odpowiedzieć na to pytanie, staniesz się znacznie bardziej wolny. Ale ta odpowiedź może do ciebie przyjść dopiero po latach systematycznej praktyki duchowej. Teraz możesz zastanowić się, co w twej wizji doskonałości jest nierealne, które jej elementy są sprzeczne z sobą, czyli wykluczają się wzajemnie. Gdy odpowiesz na to pytanie, twoim zadaniem stanie się uporządkowanie swych wyobrażeń o doskonałości tak, by stały się one niesprzeczne. (Nie ostałoby się Królestwo Jego, gdyby było rozdzielone.) Nie złość się na ludzi, którzy w trosce o twoje szczęście wciskali ci kit. Tylko Bóg jest doskonały! Złem zazwyczaj nazywamy działania niezgodne z naszymi wyobrażeniami, oczekiwaniami. Tak nazywamy też świadome i celowe szkodzenie innym. Ale wielu idzie w swych uogólnieniach dalej twierdząc, że często zło wyrządzamy nieświadomie, a wtedy też powinniśmy się czuć za to odpowiedzialni. Zła nie można wyrządzić. Można natomiast wyrządzić krzywdę. I to zarówno świadomie i celowo, jak i nieświadomie. Można skrzywdzić siebie, bądź kogoś innego. Kwestia odpowiedzialności wygląda zupełnie inaczej, gdy krzywdzimy kogoś celowo, a inaczej, gdy nieświadomie. W tym drugim wypadku o skrzywdzeniu decyduje poczucie krzywdy skrzywdzonego, a nie sam uczynek. To dlatego wszystkie przypadki nieświadomego krzywdzenia innych bądź siebie, powinniśmy sobie wybaczyć jak najszybciej i w pierwszej kolejności. Najczęściej jednak tak bywa, że ludzie za te nieświadome akty krzywdzenia innych chcą pokutować w jak najgorszy sposób. Jeśli rozbiłeś komuś cenny wazon, to nie musisz za to kajać się i pokutować całe życie. Wystarczy go odkupić. Podobnie rzecz się ma z innymi sprawami. Jeśli w wyniku spowodowanego przez ciebie wypadku ktoś poniósł obrażenia, możesz mu to wynagrodzić, a sąd na pewno ustali wysokość odszkodowania. To pomyśl, jakże często obwiniano cię zupełnie niesłusznie, bez powodu? Aby poznać doskonałość, trzeba nauczyć się medytować. Tylko w medytacji możemy pojąć, na czym polega doskonałość. W medytacji nie sposób doświadczyć jakichkolwiek sprzeczności. Nie sposób doznać objawienia o tym, jak walczyć, konkurować czy wyrządzać krzywdę innym. Medytacja podsuwa nam inspiracje do najlepszych rozwiązań. Inspiruje, byśmy odkrywali i przejawiali naszą unikalność, niepowtarzalność. Jeśli odkryjesz, co masz do zaoferowania innym w sposób szczególny i niepowtarzalny, wówczas na pewno nie będziesz miał z kim i o co konkurować. Odkrycie tego i realizacja pozwoli ci doświadczać spełnienia w tym, co najbardziej charakterystyczne dla ciebie. Ponieważ jest to unikalne, to na pewno nikt nie zrobi tego tak, jak ty. Spełnienie zależy od dwu czynników. Pierwszym jest uwolnienie się od pożądania tego, co nierealne i co zostało nam narzucone z zewnątrz, a drugim urzeczywistnienie tego, co jest dla nas pewnym wyróżnikiem. I wreszcie na to nakłada się ostatni z czynników – pełne czystej miłości i wdzięczności zadowolenie z tego, co robimy i kim jesteśmy. Jestem jednością z Bogiem. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |