Najważniejszym dla mnie celem jest człowiek, jego szczęście i rozwój. To również najwyższa dla mnie wartość. Brzmi to jak manifest komunistyczny, bądź jak deklaracja socjalistycznej pedagogiki, ale jest między nimi istotna różnica. Otóż konkretny człowiek, to dla mnie nie jakaś tam ludzkość, czy klasa robotnicza, tylko konkretny ja i konkretny ty. A więc najwyższą dla mnie wartością jestem ja sam, oraz moje szczęście i mój rozwój. Ty też się mieścisz w tym systemie wartości, bowiem to, czego życzymy innym, życzymy tak naprawdę sobie. Ale nie z powodu wyrachowania tak myślę. Myślę tak, bo to czuję. Nawet jeśli teraz przejawiasz się jako kawał sukinsyna, też życzę ci, byś odkrył prawdziwego siebie, byś przez rozwój tego, co w tobie najlepsze, urzeczywistnił swoje szczęście. Prawdziwe szczęście, którym będziesz się chciał dzielić z innymi! Do napisania tego artykułu skłoniła mnie dyskusja Internautów, sytuacja wśród regreserów, a także lektura listów, jakie Sondra Ray i Leonard Orr skierowali do siebie i do rebirtherów. Rebirthing to specjalna technika świadomego oddychania, która umożliwia i ułatwia oczyszczanie energii ciała i uwolnienie się od wielu inhibitorów (opóźniaczy) rozwoju duchowego. Gdyby nie prace tych dwojga ludzi, w ogóle nie widziałbym, że owe inhibitory istnieją i błądziłbym jak pijany prowadzony przez ślepego. Niektóre z celów rebirthingu są podobne do celów regresingowych. To oczyszczenie podświadomości i odkrywanie pozytywnego potencjału drzemiącego w każdym z nas, to także rozwijanie pozytywnego myślenia. Jednak różnica polega na tym, że rebrthing obiecuje nieśmiertelność cielesną. Regresing zaś w miejsce tej obietnicy proponuje uwolnienie się od lęku przed śmiercią i ponownymi narodzinami. To bardziej ekonomiczne. Ale oferuje też uwolnienie od wzorców śmierci i intencji umierania. Pisząc w swych książkach i artykułach o przyjemniejszych metodach uwalniania się od obciążeń podświadomości miałem przede wszystkim na myśli rebirthing. Poza pierwszym niemiłym doświadczeniem tężyczki, powoduje on raczej miłe i błogie doznania. Przede wszystkim wspaniale relaksuje. Wiele osób, dla których rebirthing okazał się zbyt słaby i zbyt powolny w oczyszczaniu podświadomości, dzięki regresingowi przekonało się, że można się uwolnić nawet od tego, co wydaje się niemożliwe – np. od najgorszych myśli o samym sobie, zwanych prawem osobistym. A można, ponieważ w regresingu docieramy świadomie do znacznie starszych warstw podświadomości, niż w rebirthingu, a ponadto czynimy to szybciej! Ale … nie ma nic za darmo. Ludziom, którzy swój rozwój bądź swą psychoterapię zaczynali od regresingu, często brak przyjemnych doświadczeń związanych z prawidłowym i świadomym oddychaniem. Same medytacje nie otwierają ich na tak głęboką błogość. Nic jednak straconego. Zawsze przecież można się nauczyć prawidłowo i przyjemnie oddychać. Zarówno regresing jak i rebirthing są świetnymi praktykami zbliżającymi nas do oświecenia. A oświecenie to stan bezwarunkowej miłości, szczęśliwości, błogości, rozszerzonej świadomości. Można powiedzieć, że to stan świadomości swej pełnej doskonałości. Tego się nie można nauczyć, lecz można się do tego przyzwyczaić. I tu zabijamy klina tym, którzy chcą się zawsze i wszędzie uczyć. Nawet oświecenia nauczyliby się chętnie od kogoś! W regresingu niczego się nie uczymy. Raczej oduczamy się tego, co nam przeszkadza. Oduczamy się też bezsensownego gromadzenia wiadomości i informacji, zwanego potocznie wiedzą. Tą metodą możemy uzyskać świadomość realnej wartości owej “wiedzy”. Po jakimś czasie medytacji okazuje się, że intuicyjna mądrość jest od niej o wiele cenniejsza. Ale tak trudno uwierzyć w intuicję.... Szczególnie jeśli jest to własna intuicja! Doświadczenia oświecenia łatwiej osiągnąć podczas intensywnego oddychania, niż przy oczyszczaniu podświadomości. Ale trzeba wiedzieć, że są to doświadczenia cząstkowe. Ostateczne oświecenie jest możliwe dopiero po oczyszczeniu podświadomości z uzależnień, niechęci, pożądań, ograniczeń i zaakceptowaniu stanu oświecenia z wszystkimi jego cechami! Jestem przekonany, że rebirthing jest przyjemniejszą praktyką od regresingu. Dlaczego więc wybrałem regresing? Rebirthing jest o tyle dobry, że umożliwia dotarcie do umysłu przez ciało (oddech oczyszczający energię). Jednak ta metoda może się okazać mało wydajna, kiedy mamy do uwolnienia jednocześnie dużą ilość negatywnych wzorców. Taką sytuację miewamy wówczas, gdy używamy afirmacji atakujących nasze najgorsze wyobrażenia o sobie, bądź o świecie. Np. w sytuacji, kiedy uzdrawiamy się z chronicznych chorób, czy uwalniamy od silnych rodzinnych konfliktów oraz zależności. Wtedy reakcja organizmu może nas zupełnie zaskoczyć. O podobnych kłopotach Sondry i Leonarda donoszą wspomniane wcześniej listy. Jednak oni starali się być wierni rebirthingowi. Z tego powodu ani nie wiedzieli, co im dolega, ani nie potrafili przyjąć pomocy z zewnątrz. Na uporanie się ze swymi problemami potrzebowali kilku lat, podczas których doświadczyli upokorzeń i cierpienia. A gdyby tak… zastosowali jakąkolwiek metodę regresywną odwołującą się do aktywnej pracy z podświadomością, nie potrzebowaliby mądrych i ciągle sprzecznych z sobą rad różnych ekspertów od medycyny i “autorytetów duchowych”. Widzieliby sami, co im dolega i skąd się to wzięło. W najgorszym wypadku uwolnienie od “syndromu zniedołężnienia” zabrałoby im pół roku. Tymczasem oni używali wszystkich środków mających oczyścić energię zewnętrzną i wewnętrzną, nie ingerując jednak za bardzo w zawartość podświadomego umysłu. Silny opór podświadomości przed zmianami może się pojawić wtedy, gdy atakujemy za pomocą afirmacji nasze osobiste prawa czy zakazy. Wtedy w naszym życiu i umyśle pojawia się istny młyn, z którym ludzie przyzwyczajeni do łagodnych i bezbolesnych metod radzenia sobie z sobą, nie potrafią sobie poradzić. Ból i zamieszanie za bardzo ich przerażają, a odwaga pchająca dotychczas do rozwoju, nagle ich opuszcza. I… rezygnują. A szkoda. Ponieważ już wiele lat wcześniej nie chciałem być dla siebie tak okrutny, jak Leonard czy Sondra i tak cierpliwy, by rozłożyć proces uwalniania na lata, to zastosowałem medytację wykorzeniania, która polega na świadomym powracaniu do korzeni naszych problemów. Regresing jednak różni się od tej buddyjskiej praktyki, ponieważ nie uznaje tematów tabu. A w oryginale tematem tabu będzie zależność od guru, czyli guru – joga i inne zbyteczne w procesie duchowego rozwoju atrakcje, jak choćby manipulacje energetyczne! Regresing jest skuteczny, ale nie dla wszystkich się nadaje. Jego stosowanie może nawet stać się przyczyną pogorszenia samopoczucia i pomieszania umysłowego. Wszystko zależy od tego, jak do tej terapii podchodzimy.
Dla osób, które mają powyżej określone cele, regresing na pewno się nie nadaje. Może im tylko pogorszyć samopoczucie. Mówiąc o celach regresingu, należy odróżnić cele terapeutyczne od duchowych. Dla wielu osób mogą się one uzupełniać, ale dla innych – wykluczać. Regresing jest dla tych, którzy nie boją się zanegować swoich wierzeń, poglądów, wyborów, swego stylu życia. Dla tych, którzy wiedzą, że człowiek jest z natury dobry, a to, co złe, to efekt zakodowania negatywnych wzorców w procesie rozwoju, wychowania i samowychowania. Kiedy już zaakceptujemy takie podejście, możemy się zastanowić, czy regresing ma być dla nas praktyką duchową związaną z oczyszczaniem podświadomości, czy tylko terapią pomagającą w uzdrowieniu ciała, bądź relacji z innymi. Jeśli się to ustali, należy o tym powiedzieć regreserowi, żeby nie wciągał klienta w sprawy duchowości. Ale jeśli mimo tych środków ostrożności u klienta nagle ujawnią się zdolności parapsychiczne lub uruchomi intuicja, bądź kontakt z Wyższym Ja, to nie należy panikować. Zniechęcenie do regresingu u pewnej grupy osób wynika z tego, że inne cele sobie postawiły, a inne zrealizowały, nie będąc przy tym otwarte na tak wielkie zmiany, jakich można dzięki tej metodzie dokonać. Im wystarczy, żeby “jakoś” dało się żyć dalej. Dla mnie to za mało. Dlatego regresing ciągle mi służy. Regresing stawia sobie za cel oprzytomnienie i otrzeźwienie, jako że nie da się rozwijać duchowo pielęgnując odloty w nierzeczywistość. Owszem, odloty są możliwe i bardzo pociągają tych, którym ciągle za mało doświadczeń. Ale dla tych, którzy świadomie wybierają podnoszenie jakości swych doświadczeń i jakości swego życia, są one przeszkodami na ścieżce. Tu też rozmijamy się z wieloma amatorami mocnych i niezwykłych wrażeń. Niech od razu się zabawią, upiją, zaćpają. Po co mają potem żałować, że coś im uciekło i obwiniać o to regresing, czy rozwój duchowy? Regresing ma nam ułatwić znalezienie się w życiu, lepsze i sprawniejsze funkcjonowanie w świecie. Jeśli zaś ktoś traktuje rozwój duchowy jako ucieczkę od życia i rzeczywistości, to regresing musi go srodze zawieść, pomimo że w pewnym momencie nawet bywa fascynujący. Czasami naprawdę bywam zdziwiony, kiedy regreser z wieloletnim doświadczeniem wybałusza oczy słysząc po raz kolejny, że wszystko, co nas obciąża, można odreagować. A przecież jemu się wydawało, że to tak poważny problem. Przecież to część jego osobowości! On zawsze taki był. Regreserzy, którzy przeszli szkolenie kilka lat temu, nie wiedzą, jak wykonać sesję połączoną z medytacją, a zwaną “droga życia”. Nie zdają sobie sprawy z tego, jak ważnych dokonaliśmy wyborów przed wcieleniem się i jak je odreagować. “Droga życia” zostanie specjalnie opisana, ale trudno tę praktykę wykonać posługując się tylko opisem. Na koniec chcę zaznaczyć, że wiele osób uczestniczących w zajęciach regresingu, jest skażonych pewnym syndromem, którego nigdy nie potrafiłem nazwać. Leonard Orr wskazuje na to skażenie: “nasza przeszła cywilizacja wytrenowała ludzi, aby zdradzili Chrystusa, swoich przyjaciół, krewnych, nas, po prostu każdego i żeby sabotowali samych siebie”. Leonard słowa te napisał do ludzi, których wyszkolił wiele lat temu i którzy nadal od tego syndromu się nie uwolnili! Chyba jest on zakorzeniony w podświadomości głębiej, niż nieświadome pragnienie i adoracja śmierci. A może z nim związane? No bo po co innego można sabotować siebie i innych? Z sabotażem wśród regreserów mamy do czynienia od dawna. Przykre to, ale muszę o tym napisać. 3 lata temu, przez okres co najmniej 9 miesięcy, nie było dnia bez klątw rzucanych na mnie i na moje byłe partnerki przez przynajmniej kilka osób. Niektórzy zaniechali tych praktyk i przyznali się do tego, inni nadal to robią. Czasami nawet zbyt oficjalnie. Ich celem jest odsunięcie mnie od regresingu, bo oni na pewno robiliby go lepiej, tylko ja im podobno przeszkadzam. Niektórzy wyrywają sobie z rąk klientów. Obiecują, że zrobią im udoskonalony regresing, a w dodatku taniej. Takie działania podważają w ogóle ich autorytet i sprawiają, że ludzie zaczynają na środowisko regreserów patrzeć jak na śmierdzące jajo, jeżeli nie g…. Na pewno nie to jest celem regresingu, więc będziemy się takich osób pozbywać. Mam do tego pełne prawo, ponieważ jestem właścicielem znaku towarowego RegresingŽ. Zastrzeżenie tej nazwy chroni zarówno regresing jak i regreserów przed pomówieniami i nieuczciwą konkurencją. Nie chroni jednak regreserów przed nimi samymi i ich syndromem zdrady. Osoby, które przeszły przez szkolenie regresingowe, a które nie akceptują prawa licencyjnego, mogą wykorzystywać wszystko, czego się dzięki regresingowi nauczyły, ale nie wolno im używać tej nazwy w celu reklamowania swej działalności usługowej. Zdarza się, że kiedy trafiamy na pewne tematy, to trudno je odreagować. Emocje są silne i zaciemniają widzenie. Stąd pewne działania i pretensje jednych do drugich o coś, co miało miejsce tysiące lat temu, np. na Atlantydzie. Każdy zdrowo myślący przyzna, że osoby, które nie potrafią sobie długo z tym poradzić, nie powinny być regreserami. Jeśli rzeczywistym celem osoby podejmującej przygodę z regresingiem, jest odkrycie swych magicznych umiejętności i usprawiedliwień dla swych wad i paskudnych intencji, to pozostaje mi jej tylko żałować. Ale nie mogę się dziwić, że ta droga też jej nie satysfakcjonuje. Niestety, widzę, że wiele osób zatrzymało się na tym poziomie rozwoju i nie potrafi ruszyć dalej. Szukają satysfakcji w zdradzie, a przynajmniej w nielojalności. Myślę, że syndrom zdrady jest dużo, dużo starszy niż ukrzyżowanie Jezusa. Może tak stary jak ludzkość? Jestem w porządku wobec siebie i innych. Ciekawe, jak długo będzie trzeba z nimi pracować i co jeszcze ciekawego wyjdzie w trakcie pracy nad nimi. Uporanie się z syndromem śmierci zajęło mi ponad pół roku. A nie był to mój główny temat do przepracowania. Tym niemniej przez tak długi czas paskudnie dawał mi się on we znaki, aż się od niego uwolniłem. Nic w tym dziwnego, bo to ogromna masa negatywnych wzorców, energii i wyobrażeń. Jak długo potrwa praca z syndromem zdrady? Potem to pewnie sobie będziesz miał co odreagowywać! Do bałaganu z poprzednich wcieleń dojdzie kolejny żywot zabawy za wszelką cenę. I regresing znów się przyda. Na koniec chcę zauważyć, że pracując metodą regresingową odkrywamy coraz bardziej zaskakujące decyzje z przeszłości, które jeszcze dziś mają na nas ogromny wpływ. Jednym z ostatnich odkryć jest “upadek świadomości” opisany w artykule Upadłe anioły. To na pewno nie koniec. Już jestem ciekaw efektów pracy nad innymi tematami. A ciągle się coś dzieje. Ostatnio, kiedy odreagowałem pretensje do mego opiekuna duchowego i bunt, że niczego od niego nie chcę, w nagrodę otrzymałem od niego ochronę przed klątwami i innymi atakami psychicznymi. Tym samym skończył się okres ochronny dla tych, którzy bezkarnie rzucali na mnie klątwy. A durniów ci u nas dostatek. Ostatnią partię klątw posłali mi ludzie związani z Reiki (Uniwersalną Uzdrawiającą Energią Miłości) za to, że podjąłem współpracę z mistrzem Reiki, którego oni nie akceptują. Daj im Boże zdrowie, bo na rozum to już chyba za późno! Jestem im jednak wdzięczny, ponieważ dowiedziałem się, że nie wszystko można odreagować. Czasami przydaje się jeszcze ochrona przed atakiem energetycznym. Przynajmniej wiem, czemu stroniłem od uzdrowicieli. Dziś wiem również, na czym polega oświecenie. Doświadczam go w medytacji i podoba mi się, ale jednocześnie jakaś siła w mym podświadomym umyśle usiłuje trzymać mnie w tym miejscu, w jakim jestem. Mogę tylko za Leonardem Orrem powtórzyć, że mam nadzieję, iż to już koniec zdrady. Regresing na pewno spełni swój najważniejszy cel, kiedy uda nam się uwolnić od “wewnętrznego sabotażysty” i od syndromu zdrady. Zdrady siebie, Boga i innych. Regresing pomaga nam się uwolnić od skutków błędnych decyzji, ale nie sprawia, że natychmiast podejmujemy właściwe decyzje i że je doceniamy. Docenienie tego, co w nas najlepsze, to już kwestia medytacji i właściwych afirmacji. A ponadto przydaje się cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość! Uzupełnieniem niniejszego artykułu jest tekst: Landrynkowy świat – manowce pozytywnego myślenia. |
||
©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com |