Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-28 Leszek Żądło
Huna i magia przyrody

Kiedy zaproponowano mi chodzenie po ogniu, ogarnęły mnie wątpliwości. Przypomniałem sobie, jak kiedyś czytałem o takim rytuale w Indiach.
Po wielu latach przygotowań, medytacji i oczyszczania, ci, którzy czuli się godni, mogli poddać się próbie ognia. Czując, że dojrzeli do tego sprawdzianu, zgłaszali się do nauczyciela, a ten ich weryfikował i dopuszczał tych, którzy wydawali się być odpowiednio przygotowani. Uczestnicy rytuału przebiegali przez rozżarzone węgle pozostałe po spaleniu kilkuset kilogramów drewna (ok. 600-800 stopni C). I mimo tak starannych przygotowań, niektórzy odnosili obrażenia. To miało świadczyć o ich nieuczciwości, grzeszności, bądź o nieczystych intencjach.
Tymczasem ja miałem uczestniczyć w podobnym rytuale bez przygotowania. Nieprzygotowani byli także pozostali uczestnicy. Trudno byłoby o nich powiedzieć, że czują się bezgrzeszni. Ale … ciekawość zwyciężyła u większości z nas.
Prowadzący uspokoił wszystkich wątpiących, że to bezpieczne, ponieważ odbywa się zgodnie z tym, czego nauczali Kahuni. Nastał więc czas przygotowań. Grupa zebrała się przed żarem pozostałym z ogniska i zaczęła miarowo tupać bosymi stopami w rytm muzyki bębnów. Tymczasem bardziej świadome osoby odprawiały modlitwę o wytworzenie warstwy ochronnej energii między ogniem, a stopami uczestników eksperymentu. Osoby te powierzyły też bożej opiece i ochronie zarówno siebie, jak i pozostałych uczestników.
Po kilkunastu minutach prowadzący zarządził, że wszyscy mają się ustawić w rządku i przebiec przez żar ogniska. Zdyscyplinowana grupa wykonała polecenie i … nikomu nic się nie stało. To zachęciło wielu do powtórnych przejść przez żar. Kiedy emocje opadły, okazało się, że jeden z uczestników biega w kółko i nic sobie nie robi z tlących się tu i ówdzie węgli. Po pół godzinie dla wszystkich stało się jasne, że wpadł w jakiś dziwny trans i trzeba go zeń wyprowadzić. Udało się. Po dojściu do siebie opowiedział, że taka bliskość ognia wyzwoliła w nim wspomnienia z poprzednich wcieleń. Przypomniał sobie śmierć na stosie, która nawet mu się podobała. Dlatego pragnął pozostać blisko ognia jak najdłużej.
Inne osoby pytane o wrażenia, ze zdziwieniem zauważały, że na ich stopach brak jakichkolwiek śladów oparzeń. Tylko jedna z nich zauważyła przypieczki w punktach odpowiadających za uzdrowienie organów wewnętrznych, o których wiedziała, że ma chore.
Wielu z nas wydaje się, że do chodzenia po ogniu należy się szczególnie starannie przygotować. Wielu twierdzi, że to niemożliwe, by udało się to zwykłym grzesznikom lub ludziom odurzonym alkoholem. Tymczasem okazało się, że pewien zupełnie niewtajemniczony człowiek przyglądał się chodzeniu po żarze ogniska. Popijał sobie dla animuszu wódeczkę i śmiał się oczekując, kiedy wreszcie głupcy, na których patrzy, poparzą sobie stopy. Widząc jednak, że ludzie są zadowoleni, wtargnął do kręgu i mimo protestów prowadzących, zaczął biegać po węglach. Okazało się, że i jemu nic złego się nie stało.
Magia ognia była znana i praktykowana w wielu rejonach świata. Poza Polinezją praktykuje się ją w Indiach, ale i na Bałkanach. Tam towarzyszy od setek lat grupie chrześcijańskich gnostyków – bożogrobców. Można sądzić, że góralskie skoki przez płonącą watrę to pozostałość obrzędów wywodzących się z tamtej kultury.
Rytuał chodzenia po ogniu spotykamy coraz częściej i w naszym kraju. Towarzyszy on kilku imprezom o charakterze psychotronicznym. W tego typu eksperymentach wzięło udział mnóstwo ludzi, ale brak jakichkolwiek doniesień o obrażeniach.
Z Hawajów docierają do nas informacje, że chodzono tam nie tylko po ogniu, ale i po zastygającej lawie. Jej temperatura też okazuje się nie mniejsza niż 600-800 stopni C. Ci, którzy nie bardzo wierzyli, że uda im się przejść przez lawę bosymi stopami, popalili podeszwy butów. Ale ich bosym już nogom nic się nie stało.
Mało kto wie, jak to wytłumaczyć. Naukowe i pseudonaukowe wyjaśnienia odnoszące się do fizyki są zupełnie nieadekwatne. Wydaje się, że tylko metafizyka umożliwia nam zrozumienie tego, co się dzieje podczas podobnych obrzędów. Metafizyka to dziedzina wiedzy mówiąca o mocy umysłu. Na razie nie sposób potwierdzić jej twierdzeń w sposób naukowy, ale nie sposób też im zaprzeczyć. Badania statystyczne coraz częściej potwierdzają wpływ umysłu na konkretne wydarzenia, ale na materię...?
Myślę, że przyjdzie czas i na takie badania. Jednak zapewne ci, którzy twierdzą, iż to tylko zbiorowa sugestia, lub zbiorowy obłęd, nadal nie będą chcieli przyjąć ich wyników do wiadomości. Łatwiej zapewne będzie im uwierzyć, że to sprawka szatańska. Ale szatan nie ma z tym nic wspólnego.
O konszachty z władcą piekieł chrześcijanie posądzali Kahunów od pierwszego zetknięcia się z nimi. Ale to u nich tradycja, że kiedy napotykają na inną religię, od razu „wiedzą, kto za nią stoi”.
Posądzenia mogły się wydawać uzasadnione. Otóż Kahuni oprócz magii białej stosowali i czarną. Kilka razy też dla ratowania swego kraju. odwołali się do magii przyrody, a szczególnie do panowania nad żywiołem wody.
W archipelagu Hawajów istnieje maleńka wysepka Oahu. Ona najdłużej zachowała niepodległość. Jej kapłani nie dopuszczali żadnych obcych przybyszy, którzy wybierali się na wyspę z wrogimi zamiarami. Po raz pierwszy flota popieranego przez handlarzy broni króla Hawajów została zatopiona przez wzburzony ocean jeszcze w XVIII wieku. Nagle, przy pięknej i bezwietrznej pogodzie na napastników runęła fala wody topiąc wszystkie łodzie, a wraz z nimi wielu wojowników. Kolejne próby podbicia tej wyspy kończyły się podobnie tragicznie – najpierw dla Japończyków, później dla Amerykanów. Podbój nastąpił dopiero wówczas, gdy na Oahu wysłano statki zbudowane ze stali. Tych nie udało się zatopić.
Kapłani strzegący wolności Oahu byli przygotowani na inwazję, dlatego obronili tę wyspę przed najeźdźcami. Na innych wyspach ludzie z naiwnością dziecka witali nowo przybyłych „przyjaciół” i padali ich ofiarami.
O wzburzaniu i powstrzymywaniu groźnych fal oceanu donoszą legendy również z innych wysp Pacyfiku. Musi to świadczyć o tym, że magia wody była tam też znana.
Prócz zaklinania fal, Kahuni doskonale radzili sobie z rekinami. Aby odpędzić od brzegu te niebezpieczne zwierzęta, stosowali specjalne rytuały, w których przekonywali je o konieczności opuszczenia brzegów wyspy i udania się gdzie indziej. Wszystko wskazuje na to, że rekiny im wierzyły.
Magia wody ma i inny wymiar.
Łatwo sobie wyobrazić chodzenie po ogniu. Kiedy jednak nawet najbardziej wierzący chrześcijanie czytają o Jezusie chodzącym po falach Jeziora Genezaret, myślą, że to tylko jakiś symbol, albo żartują, że Jezus szedł sobie po paliczkach. Jednak chodzenie po wodzie, to też możliwość, jaką potencjalnie dysponujemy.
Sprawa jest prawie prosta. Prawie, ponieważ wymaga ogromniej wiary i ufności.
Po przejściu ćwiczeń przygotowawczych następuje oswojenie z wodą. Trzeba sobie wyobrazić, że jest ona tak twarda, jak ziemia pod stopami i że może nas unieść. Pierwsze ćwiczenia dobrze wykonywać na płytkim brzegu jeziora przy małej fali, a najlepiej przy całkowitym jej braku. Powolne i ostrożne wchodzenie na falę nic nie daje. Ale kiedy się rozpędzimy, to podczas biegu jesteśmy zafascynowani samym biegiem. I wówczas to się może udać.
Również i w Polsce były przynajmniej dwie dość udane próby chodzenia po wodzie. Jedna na Wiśle pod Toruniem, a druga na Zalewie Wiślanym.
Magia przyrody jest znana na całym świecie. Wiele jej rytuałów okazuje się zupełnie pozbawionymi mocy. Ale tam, gdzie są one odprawiane zgodnie z zasadami Huny, przynoszą zaskakujące rezultaty.
Zdarza się, że u pewnych osób, które w poprzednich wcieleniach wykonywały skuteczne rytuały związane z magią przyrody, nagle ujawnia się niezwykła moc panowania nad pogodą, lub zwierzętami. Takie przypadki pojawiają się z ni z tego, ni z owego. A jednak mają miejsce i u nas. Jedna z moich znajomych na zawołanie potrafi popsuć pogodę, ale z poprawianiem jej sobie nie radzi. Jeśli jednak chcemy sprawdzić, jaką moc mają modlitwy Huny, możemy ich użyć również w stosunku do zjawisk przyrody. Góry swą wiarą może od razu nie przeniesiemy na inne miejsce. Ale wiatr być może rozwieje chmury, albo nagle napędzi je na bezchmurne dotąd niebo.
Wierzyć... nie wierzyć, .... spróbować można. Jeśli potraktujemy takie eksperymenty jako świetną zabawę, mamy wszelkie możliwości, by się przekonać o mocy swego umysłu.
Huna na co dzień dostarcza dowodów na moc i potęgę ludzkiego umysłu. Nierozsądne wydaje się lekceważenie tego, co potrafi nasz umysł. Dlatego tak ważne wydaje się być świadomym tego, co myślimy, czego pragniemy i w co wierzymy. Magia i moc umysłu są obecne w naszej rzeczywistości, czy tego chcemy, czy nie. Amerykanie na rok przed zamachem na WTC sprzedawali plakaty, na których na tle Nowego Jorku widniały ubite wieże WTC. Na dwa tygodnie przed katastrofą w zakładach chemicznych w Tuluzie, we Francji popularność zdobyła gra komputerowa symulująca atak bombowy na tenże zakład.
Czy to mogą być przypadki?
Nawet ktoś, kto nie wierzy w sprawczą moc umysłu, powinien się nad tym zastanowić, ponieważ w ostatnim czasie mamy do czynienia ze zbyt dużą zbieżnością między tym, czym ludzie zaśmiecają swe umysły, a tym, co dzieje się w otaczającym ich świecie.
Jeśli pojmiemy, jakie siły to czynią, zrozumiemy również, na czym polega działanie magii przyrody.
Kahuni wyjaśnili to już dawno. Jedno z ich praw mówi, że energia podąża za uwagą.



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com