Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2006-08-26 Leszek Żądło
Atlantydzkie klimaty

W niniejszym artykule będzie mało na temat tego, co się zdarzyło na Atlantydzie. Znacznie więcej zaś o tym, jakie są tego skutki.

Stanąłem przed kasą PKP w kolejce po bilet. Za chwilę kolejka rozrosła się do dużych rozmiarów. Znalazło się w niej kilkanaście osób. Kupowałem bilet z rezerwacją, co zajęło trochę czasu. Wreszcie jedna z kolejkowiczek z niecierpliwością podeszła do kasy i zażądała, żeby szybciej wydawać bilety, bo zaraz wjedzie pociąg. Kasjerka odparła, że obok jest całkiem pusta kasa. Nikt nie zareagował, więc pomyślałem, że nie dosłyszeli. Uprzejmie przekazałem informację o wolnej kasie do stojących w kolejce, na co usłyszałem: “jak pan taki mądry, to czemu sam pan tam nie stanął?” I … nikt się nie ruszył. Ludzie denerwowali się coraz bardziej, więc podszedłem do drugiej kasy i pokazałem: “tu siedzi kasjerka, która nie ma nic do roboty”. I znów prawie żadnej reakcji. Prawie, bo kilka osób popatrzyło na mnie z pogardą wydymając usta: “tyyy, myślisz, że nas zrobisz w h…? My nie tacy głupi, żebyś z nas sobie robił jaja!”

Powiało klimatem atlantydzkim. Jednak nie wszyscy byli aż tak mądrzy i doświadczeni przez życie. Starsza pani z końca kolejki rozejrzała się, czy nikt nie podchodzi, by ewentualnie zająć opuszczone przez nią miejsce i ruszyła sprawdzić, czy rzeczywiście kasa jest wolna. Ucieszyła się i zamówiła bilet. Za nią podeszły jeszcze dwie starsze osoby. Ale młodzi nie dali się “wyrolować” starym zgredom. Nawet nie próbowali się ruszyć z zajętych wcześniej i zapewne należnych im miejsc w kolejce.

Powiało klimatem Atlantydy… Jak bardzo trzeba upaść, by życzliwość zacząć postrzegać jako próbę ośmieszenia, czy zrobienia w jajo naiwnych? Jaką trzeba mieć samoocenę, by bać się życzliwości i z tego powodu unikać lepszych, korzystniejszych rozwiązań? Czyż nie to zgubiło Atlantów?

Zajmijmy się teraz Atlantydą, a to dlatego, że wiele osób właśnie w tym temacie się pogubiło. Niektórzy nawet nie są w stanie dostrzec, że było jeszcze coś przed nią. Permanentne nawalenie i obłęd inicjowania się wszystkich przez wszystkich, uczyniły swoje i zablokowały świadomość na tysiąclecia. Wszyscy tam ćpali i hipnotyzowali się nawzajem, ale nie pamiętają, po co to czynili, ani z jakimi treściami oraz intencjami! A przecież odpowiedź na te pytania jest zasadnicza dla naszego uwalniania się. Zamiast zadać sobie te pytania, niektórzy szukają winnych, sami wybielając siebie. W swoich oczach nie znajdują winy i czują się w porządku. Muszą tylko wreszcie znaleźć kogoś, kto ich oszukał. Jednak w ich oczach ten ktoś wydaje się nikim. Głupkiem czy szaraczkiem bez znaczenia. A jednak mającym na nich tak poważny destrukcyjny wpływ, że aż się wyć chce z rozpaczy! Ich wyobrażenie o swej wyjątkowej wartości nie pozawala im zaakceptować, że ktokolwiek mógł mieć nad nimi przewagę! Dlatego nie potrafią się rozprawić ze swymi obciążeniami. Mają coś od NIKOGO! I są przekonani, że nie przyjęliby niczego od KOGOŚ. Duma im nie pozwala, by się do tego przyznać, że ktoś ich mógł podejść, przechytrzyć.

A kto ich oszukał? Weźmy pod uwagę fakty: istoty, które jeszcze pamiętały i przejawiały blask swej chwały z czasów, gdy były bliżej Boga, nie mogły – ot tak, po prostu – uwierzyć, że coś z nimi nie tak. Z innymi, owszem, ale nie z nimi! Nie mogły przyznać się do błędu, a tym bardziej zaakceptować, że mogły – ze swą inteligencją i świadomością(!!!) – paść ofiarami innych. Duma świetlistych istot, znajdujących się ongiś tak blisko Boga, nie zanikła tak łatwo, jak ich moce duchowe. Mogą mieć samoocenę na poziomie dżdżownicy i unikać wykorzystania mocy, ale duma zawsze ich rozdyma. I nie pozwala dostrzec swych intencji i słabości.

“Ludzie tak nie mają”. Aby poczuć się dobrze, wiele owych upadłych istot fantazjuje ujmując innym i przydając sobie. Żeby było śmieszniej, nie oceniają jakości tego, co sobie przypisują. Ważne, że to im daje jakieś poczucie wyjątkowości. Przykład prosty: cudzą głupią hipnozę niektórzy uznają za swoje wielkie osiągnięcie. Bo albo wstydzą się przyznać do swej głupoty, albo czują się lepszymi, gdyż udało im się ukraść przeciwnikowi jego inicjacje! Zauważenie, jak działa ten mechanizm, nastręcza trudności, ponieważ ich umysł do dziś dnia jeszcze nie wytrzeźwiał.

Teraz pora przyznać się, jak na spowiedzi, co kto może mieć ode mnie w podświadomości na temat Atlantydy. Dobrze pamiętam końcową fazę istnienia tej kultury i atmosferę, która tam panowała. Narodziłem się z misją uratowania tych osobników przed samozniszczeniem, a w związku z tym usiłowałem realizować reformy. To nie były moje pomysły, lecz element misji, z którą tam się pojawiłem. Tym niemniej, widzę, że mogłyby one uratować tę społeczność, gdyby udało się choć trochę zmienić intencje tych nieszczęśników. A na to miałem mały wpływ. O to zresztą do dziś toczy się walka. Tyle, że ci, co walczą, muszą ruszyć z kopiami na wiatraki, ponieważ kiedyś powiedziałem do tych, z którymi walczyłem o dusze Atlantów, by sobie je wzięli i dali mi święty spokój. To się powiodło. Ale tylko do czasu, kiedy zaczęli przychodzić na sesje ludzie, którzy mają do odreagowania Atlantydę. Mój udział w uwalnianiu ich od astralu atlantydzkiego został potraktowany jako kontynuacja walki o dusze. A zależne dusze żywych są potrzebne tym z Atlantów, którzy przebywają od tamtego czasu w astralu i potrzebują świeżych dostaw energii.

Zaręczam, że nikogo wbrew jego woli, nie zamierzam im zabierać. Niech czczą swych idoli! Niech ich zasilają swą energią szerząc wokół (chciałem powiedzieć) “miłość” z wiadomym skutkiem. Niech dalej pozwalają się opętywać! Ja to przeżyję, tak, jak przeżyłem niejeden kataklizm w dziejach. Przed ewakuacją w astral wszyscy zainteresowani przeszli odpowiednie inicjacje. Ich częścią jest opinia na temat mój i moich zwolenników – pomocników. Przecież sam nie byłbym w stanie zrealizować niczego z planowanych reform! Na dodatek część tych, którzy mieli mi pomagać, poszła za szaleńcami, którzy obiecywali raj po śmierci.

Opinia zakodowana w hipnozach inicjacyjnych brzmi: “Nigdy, przenigdy nie wolno uwierzyć w wersję wydarzeń wg Leszka (nie pamiętam, jakie wówczas miałem imię). Wszystkie nieszczęścia wzięły się – oczywiście – z prób reformowania Atlantydy i jej kultury. Było to tak wielkie nieszczęście, że wszyscy poczuli słuszny gniew i przymus opuszczenia tego świata, który nagle stał się okropny i wrogi!”.

Rewolta była kierowana częściowo przez osobniki, które chciały uchronić Atlantów przed nieuchronnym kataklizmem, z którym kojarzyły im się moje rządy. Za ich plecami ukrywali się ci, którzy właśnie takiego rozwiązania sobie życzyli. I udało im się zmanipulować niezadowolonych tak, że uczynili właśnie to, przed czym chcieli uchronić siebie i swych najbliższych!

Ale kto dziś się przyzna, że padł ofiarą podstępu i że tak naprawdę ma swój udział w zniszczeniu tego pięknego miejsca? On przecież był tylko pewien, że opuszczając Ziemię wraca do raju, albo że wybiera się do lepszego świata, w którym na jego drodze nie staną już żadne przeszkody, gdzie wszystko poddaje się woli. Ten lepszy świat, to oczywiście świat astralny, gdzie nie ma materii i ciał fizycznych, gdzie one już nikogo nie ograniczają i nie krępują. Wydawało się, że warto się tam wybrać i już nigdy nie wracać.

Atlanci uczynili to tak chytrze, że nie pozostawili po sobie ciał. A to dlatego, że pewna część upadłych aniołów – właśnie tych, które miały misję ratowania życia Atlantów – wcale nie wyleciała w powietrze wraz z Atlantydą. Kierujący puczem doskonale wiedzieli, że aby się przed nimi chronić, trzeba było unicestwić ciała! A to dlatego, by uniemożliwić ożywienie ich przez specjalne zabiegi! (Niektórzy do dziś potrafią sprowadzić duszę do martwego ciała). To miało zagwarantować im święty spokój i uniemożliwić kolejne inkarnacje. Obietnicą było wieczne życie w raju… astralnym, gdzie ciało w niczym nie przeszkadza (bo go nie ma) i gdzie można kreować sobie wszystko, czego tylko dusza zapragnie. A najważniejsze i najwspanialsze jest w nim to, że nie ma w nim miejsca dla atlantydzkich reformatorów!!!

Podoba ci się? No właśnie. Jak się podoba, to znaczy, że jeszcze nie znasz ceny, jaką za to złudzenie zapłaciłeś. To znaczy, że nie rozpoznałeś i nie uwolniłeś swych samobójczych skłonności. Prawdopodobnie nadal zasilasz swych astralnych idoli, którzy cię w to wciągnęli. I masz pretensje do zupełnie kogo innego. Tak właśnie działa przekierowanie uwagi w umiejętnie wykonanej hipnozie. Nie twierdzę, że usiłowałem objąć władzę na Atlantydzie z czystymi intencjami. Misja mnie zobowiązywała do tego, by tak uczynić nie licząc się z kosztami i środkami na zasadzie “cel uświęca środki”. Obietnice nagrody też były niczego sobie, tylko… okazało się, że nie do spełnienia, bo moja nagroda wybrała “szczęście wieczne” w astralu, byle tylko nie trafić w moje ręce. Byłem więc po wielokroć zawiedziony i czułem się winny. Aż wreszcie sobie to odreagowałem.

Dopiero w obecnym życiu dowiedziałem się, jak przebiegła była atlantydzka opozycja, która przede mną – chyba jako jedynym – ukrywała fakt przyjmowania nauk o życiu “tam”, udzielanych przez przybyłego zza oceanu Proroka – Czcigodnego Starca. Jego istnienie i pobyt na terenie Atlantydy utrzymywano przede mną w najgłębszej tajemnicy. Są jednak tacy, którzy “pamiętają”, że ja byłem jego pomocnikiem i do dziś mam z nim wspólne źródło mocy. Toż to prawdziwy horror! Nigdzie nie widać wyjścia! Pozostaje tylko umrzeć z nadzieją na wolność absolutną.

Pamiętam to szaleńcze przekonanie: “śmierć jest ostateczną gwarancją mojej wolności”. “Bóg mógł mnie stworzyć, ale ja mam potężniejszą moc, bo mogę się zniszczyć. Takiego wała, Boże! Ha, ha!” I właśnie o to chodziło tworzącym tę chorą wizję “lepszego życia” w zaświatach! Myślę, że dzięki chytremu zabiegowi przedstawiania mnie jako wspólnika Czcigodnego Starca nikt nie mówił mi o proroku, bo sądził, że ja wiem o nim dużo więcej i był przekonany, że nie życzę sobie rozmów na ten temat. Może nawet bano się, że będę karał zdrajców wyjawiających sekret? Ale nie pojmuję, dlaczego prawie nikt nie zauważył zasadniczych różnic między tym, co on głosił, a co ja mówiłem. Pewnie byli zbyt nawaleni i zasłuchani w swój wewnętrzny narkotyczno – hipnotyczny głos?? Mistrzowie jogi nie na darmo twierdzą, że stajesz się tym, co spożywasz (w sensie wibracji).

Niektórzy podczas sesji przypominają sobie, że bardziej im pasowało to, co mówiłem, ale większość była zdecydowanie przeciw, więc uznali że większość zna prawdę, a mnie się musiało strasznie pomieszać!

Podczas kataklizmu i zaraz po nim Atlanci dzielili się na dwie grupy. Ci przebiegli, którzy znali prawa rządzące w świecie astralnym, zawczasu przygotowali sobie akumulatory energii, które miały ich zasilać po śmierci. Wiedzieli bowiem, że nie da się dłużej przebywać w świecie astralnym bez zasilania energią pobieraną od żywych. Niektórzy wykorzystani przez nich jeszcze dziś pamiętają, jak czuli się dumni i wybrani, jak bardzo potrzebni, i jaki głęboki sens nadawało ich życiu zasilanie duchów atlantydzkich. Niektórzy nadal nie widzą w swym życiu i istnieniu niczego lepszego i cenniejszego. Są szczęśliwi, kiedy uda im się posłać w kosmos choć trochę energii (są najczęściej przekonani, że to miłość). Czują się dowartościowani w roli wołów roboczych zasilających atlantydzkie duchy. I wierzą w obietnice wspaniałej nagrody!

Ci, którzy mieli nadzieję żyć wiecznie w swym astralnym raju bez znajomości praw rządzących światem astralnym i beż żywych akumulatorów energii, okazali się zawiedzeni mizernymi skutkami kataklizmu. Nieświadomi podstępu trochę pobyli w świecie astralnym, po czym musieli się inkarnować. A inkarnowali się najczęściej z misją zasilania energią tych, którzy pociągnęli ich do katastrofy! Ich nowe wcielenia nie były zbyt piękne i przyjemne. W wyniku środków użytych do zniszczenia ciał, zaczęli się odradzać jako prawie niezdolne do życia potwory. A spotykając mnie wielu z nich było przekonanych, że to moja sprawka, że to ja się tak na nich zemściłem. Mieli przecież wmówione w hipnozie, że mają reagować na mnie albo panicznym strachem, albo pragnieniem dokonania morderstwa. Ale przyczyna ich nędznych inkarnacji była inna. Otóż energia wybuchu atomowego niszczy nie tylko ciała fizyczne. Uszkadza również ciało astralne. To dlatego po wybuchach w Hiroszimie i Nagasaki na świecie znów rodziły się dzieci nie przypominające ludzkich istot, lub poważnie uszkodzone.

Jak zawsze, kogoś trzeba było obwinić, a właśnie nadarzył się taki, który się czuł winny, bo nie uratował Atlantów przed wykreowanym przez nich samych kataklizmem. A ja naprawdę, bardzo się tym przejmowałem. Inkarnowanie się w ciałach potworków trwało kilka wcieleń. Potem nabyły one cech astralnych (psychicznych) gatunku, w jakim się inkarnowały, czyli zazwyczaj ludzi. Podobno wielu wybrało wcielanie się w delfiny.

Inni z Atlantów bojąc się panicznie inkarnacji opętywali ludzi, w związku z czym tracili wiarę w moc swej woli. Musieli się bowiem godzić na to, że opętane przez nich ciała “miały swoją wolę”, że kierowały ich tam, gdzie ciągnęły je silne emocje i pożądania. Z jednej strony wydawało się im, że sytuacja jest komfortowa (bo kto inny narażał się na kary za decyzje i działania opętujących), a z drugiej – ograniczało możliwości decydowania, bo trzeba było się godzić na “wolę ciała”, która bywała sprzeczna z wolą opętującego. Ten mechanizm wielu odnowiło z czasów, kiedy pierwszy raz postanowili doświadczyć życia w ciele. A nie mając własnych ciał, musieli opętać ciała innych istot. Była to więc powtórka z rozrywki.

Prawdą jest, że żadna istota nie może wiecznie przebywać w świecie astralnym. Im bardziej opiera się przed inkarnacją, tym trudniej ją znosi. Dlatego istoty, które długo opierały się przed wcielaniem się, czują się bardzo zbuntowane i zagubione, bo świat się zmienia, a ich wyobrażenia o nim pozostają daleko w tyle.

Kiedy chcemy sobie wyobrazić, jakie nastroje panowały na Atlantydzie, warto obejrzeć kilka filmów dokumentalnych o przywódcach III Rzeszy, o ich ideologii i fascynacji magią. Klimat psychiczny był podobny. Ponieważ jednak wiele z istot zamieszkujących wcześniej Atlantydę nie akceptowało życia w ciele, tudzież “niższych” gatunków, to nabawiło się poważnego pomieszania umysłowego i psychicznego. Ponadto pragnienie odtwarzania po-atlantydzkiego raju wymagało ćpania, a to powodowało tylko pogarszanie się stanu umysłu i jakości karmy, a także powodowało pogłębienie nieprzytomności. To, oczywiście, musiało zaowocować poważnymi zaburzeniami i chorobami psychicznymi. Jednak ich korzenie tkwią na Atlantydzie.

Warto tu wspomnieć, że psychiatrzy często spotykają się u swych pacjentów z “rzekomymi” wspomnieniami z Atlantydy. Ja bym nie był przekonany, że są one rzekome. Wspomnienia z Atlantydy pojawiają się również u osób rozwijających się duchowo. Często są one mętne lub wypaczone. Często powodują, że osoba będąca na dobrej drodze, zawraca z niej i zaczyna się zajmować zasilaniem astralu w różne energie. A Atlanci, którzy tam przebywają, potrzebują wiele energii cierpienia, bólu, ale też i płytkich stanów medytacyjnych. Najważniejsza dla nich jest różnorodność silnych emocji!

Być może i ty czujesz się powołany, żeby bronić Atlantów, którzy mieszkają w astralu, by ich zasilać i służyć im. Być może, że nie widzisz innego sensu życia, jak rozwój duchowy, by do nich dołączyć. Oni przecież wydają się tacy świetliści, potężni, niezwyciężeni! I mają taką moc kreacji. I może nawet wierzysz, że kreacja jest możliwa tylko w świecie astralnym, a kto ma nad nim władzę, ten może wszystko?

Zdaj więc sobie sprawę z tego, że to tylko mrzonki i urojenia. Świat nie kończy się na astralu, a realną władzę nad nim ma tylko ten, kto opanował siebie. Opanowanie siebie, to poznanie swoich możliwości i uwolnienie od ograniczeń. A sztuka kreacji nie polega na tworzeniu krzyżówek słonia z mrówką. Prawdziwa kreacja jest możliwa, kiedy poznajemy i akceptujemy bożą mądrość, miłość i moc. Ale ona nie ma nic wspólnego z klimatami atlantydzkimi i ze świadomością “potężnych” magów atlantydzkich.

Wątpliwości? No to przypomnij sobie, że drzewo poznaje się po owocach.
Efekt wieńczy dzieło.
A jakież to dzieło stworzyli żywi bogowie z Atlantydy?



©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com