Anioł, Anioły, Reiki, Uzdrawianie, Egzorcyzmy, Zbigniew Ulatowski, Zbyszek Ulatowski, Barbara Mikołajuk, Basia Mikołajuk, Leszek Żądło, Leszek Zadlo, Moc Anioła, Artykuły, Ogłoszenia, Regresing

2005-04-28 Zbigniew Ulatowski
Koszmary Związku Partnerskiego.

Życie człowieka nie jest usłane różami. Każdy z nas ma swój los, swoje przeznaczenie. Jeśli mogę tak nazwać: wzorce karmiczne.
Praktycznie to sami wybieramy sobie partnerów, a potem narzekamy na cały świat. To nasza karma przyciąga energie, które z początku są miłe, delikatne i do zaakceptowania. Wpadamy w sidła przekonań, czułych słów i obietnic. Patrząc na urodę lub bogactwo stajemy się zaspokojeni oczekiwaniem spełnienia naszych aspiracji i celów. Zaślepieni w owej chwili nie myślimy o tym, co będzie za kilka lat. Nie staramy się nawet bliżej poznać swego partnera, z którym mamy spędzić całe życie. Nie słuchamy nawet dobrych rad osób nam życzliwych. Niejednokrotnie czasami ktoś mówi nam ,,zastanów się”, a my się wściekamy i myślimy, że nam zazdroszczą.
Choć niejednokrotnie zdarza się, że jesteśmy też nakłaniani, by się związać, bo tak pasuje np. rodzicom. W takim przypadku próbujemy stanąć na wysokości zadania i przystosować się na siłę. Nie potrafimy podjąć własnej decyzji i przeciwstawić się. Nie potrafimy powiedzieć słowa – „nie”. A potem narzekamy na wszystko i na wszystkich, nawet i na Boga.
Bardzo często wpadamy w sidła uczuć. Wiadomo, ładne, młode imponuje, tworzy zasłonę na oczach i zanim się zorientujemy, jest już za późno, by się wycofać. Ale czy zastanawiamy się nad tym, że aby podjąć słuszną decyzję dla nas, nigdy nie jest za późno. W każdej chwili naszego życia możemy to uczynić.
Bardzo często związki legalizowane są w wyniku niepożądanej ciąży i tu mamy problem w podjęciu takiej decyzji. Może to być pułapka lub przypadek, ale stało się i co dalej, co uczynić? Mimo to, że czasami była to tylko przygoda, decydujemy się na wspólne wychowanie dziecka.

Tak jak różne są charaktery człowieka, tak zróżnicowane może być życie partnerskie w związku. Początkowo szalona miłość, a potem płacz.
Spada zasłona zaślepienia i co? Co się z tą miłością stało?
Lęk, obawa, przerażenie i brak pewności na przyszłość. Niby jesteśmy w związku, a i tak musimy myśleć o wszystkim sami, bo partnera to nie obchodzi. Jeśli decydujemy się na szybkie rozstanie, to ratujemy się przed cierpieniem w dalszym życiu. Lecz jeśli w tym tkwimy, to nie tylko my się męczymy, ale i cierpią na tym dzieci, o ile są. Przeważnie tkwimy w nieudanym związku z uwagi na dzieci lub to, że głęboko wierzymy w Najświętszy Sakrament. Następnym problemem jest wstyd przed rodziną. Dużo by można było przytaczać powodów, dlaczego zawieramy związki partnerskie, a potem narzekamy, gdy coś nie wyjdzie.
Dopóki nie nauczymy się podejmować własnych, słusznych dla nas decyzji, będziemy ofiarami losu i sytuacji przez nas stworzonych. To my sami musimy podjąć decyzję, co jest dla nas dobre i co w życiu chcemy zmienić.
A może kochamy cierpienie?
Może jest nam tak dobrze?
A może boimy się zmian lub martwimy, czy damy sobie sami radę w życiu?

Chciałbym podać kilka przykładów koszmaru w związkach osób, które przez długi czas nie umiały wybrnąć z sytuacji i rozstać się, by nie cierpieć.

ZAŚLEPIENIE.

1/.Młody chłopak po wojsku poznaje dziewczynę dużo młodszą od niego. Imponuje mu w niej jej uroda. Okres spotykania się trwał krótko. Akceptowany przez jej rodziców nabrał pewności siebie, rozwinęło się uczucie. Zanim się zorientował, dziewczyna oświadczyła mu, że jest w ciąży. Nie był w tym czasie gotowy na zawarcie stałego związku. Sytuacja, w jakiej się znalazł, zmusiła go do podjęcia życiowej decyzji. By upewnić się, że jest to prawda, poprosił ją o zaświadczenie od ginekologa. Przyniosła. Termin ślubu został ustalony, rozwinęła się miłość, zamieszkali razem. Z uwagi na pracę chłopak wyjeżdżał czasami na kilka dni. Nie przypuszczał wówczas, w co został wrobiony i że wszystko ukartowali rodzice dziewczyny. Ona się tylko z tym zgodziła i zaakceptowała. Miesiąc po ślubie dziewczyna dostała miesiączkę. Nie umiała udzielić mu konkretnej odpowiedzi, co było tego przyczyną. Mimo to, że się kochali, z dnia na dzień sytuacja stawała się nieciekawa. Następował konflikt nie tylko pomiędzy rodzicami dziewczyny i nią. Dociekanie prawdy przez chłopaka stało się męczące. Zaburzało to normalne funkcjonowanie w nowym związku. W końcu rodzice dziewczyny wypowiedzieli mu mieszkanie. Pojechał do swoich rodziców. Po niedługim czasie, mimo wszystko, ratując ten związek postanowił sprowadzić żonę do siebie. Przyjechała. Życie zaczęło się od początku. Każda wizyta dziewczyny u jej rodziców po powrocie kończyła się sprzeczką. Nic jej nie pasowało, mimo to, że rodzice chłopaka darzyli ją miłością. W tym czasie nie dojrzała jeszcze do bycia mężatką. Bez podania konkretnej przyczyny odeszła do swoich rodziców. Cierpiał, nie umiał się z tym pogodzić. Kochał ją. Postanowił wyjechać. Zostawił wszystko wyjechał 150 km. od niej, kupił domek jednorodzinny i postanowił ściągnąć ją do siebie. Nie umiał pogodzić się z tym, że miał ślub kościelny i żył w rodzinie katolickiej, wśród ludzi, którzy nie akceptowali rozwodu. Ponadto wstyd gnębił go coraz bardziej. W końcu udało się mu ją przekonać do przyjazdu i dzielenia z nim przysięgi małżeńskiej. Przez pomyłkę przyznała się, że w ciąży nie była, rodzice to ukartowali i kupili zaświadczenie o ciąży. Po tym przyznaniu się, coś pękło między nimi i miłość stała się miłością na siłę. Wszystko powoli zaczęło się miedzy nimi psuć i byle pretekst był powodem do sprzeczki. W końcu odeszła bez podania konkretnego powodu. Rozwiedli się.
Jak mi wiadomo, długo nie umieli wrócić do normalnego życia. Uraz tego związku ciążył im w podjęciu ponownej decyzji. Żal do osób, które przyczyniły się do tego, był wielki u obojga. Był to związek z miłości, a jednocześnie na siłę.

PODSTĘP.

2/. Młoda dziewczyna zmanipulowana przez chłopaka zaszła w ciążę. Może to było uczucie miłości, może z ciekawości się pierwszy raz oddała, może w wyniku obietnic. Sama nie wiedziała w tamtej chwili, co tak naprawdę czuła w stosunku do niego. Nie planowała układać sobie z nim życia w tamtym czasie, ponieważ miała inny cel życiowy i to popsuło jej plany. Była niedoświadczoną dziewczyną i to on złapał ją w sidła planując ciążę bez jej wiedzy. Długo o tym nikomu nie mówiła, była zawiedziona tym, co się stało. On stracił u niej zaufanie, unikała go. Przez cały czas przekonywał ją o odpowiedzialności za swój czyn. W końcu uległa jego słodkim obietnicom.
Ciąża przyczyniła się do tego, że się pobrali. On był akceptowany przez jej rodzinę, lecz sam nie za bardzo umiał to docenić. Początkowo było wszystko w najlepszym porządku, do chwili gdy zaszła w ciążę po raz drugi. Od tego czasu zaczął się koszmar w jej życiu. On zmienił się w stosunku do niej. Bez podania konkretnych powodów dochodziło do rękoczynów. Brutalność jego przyczyniła się do tego, że w czasie ciąży nawet kopał ją w brzuch. Cierpiała, nie żaliła się nikomu. Co prawda, pracował i jako tako dbał o to, by nic nie brakowało, ale nie przykładał uwagi do tego, by jej pomóc. Jego rodzice również nie byli do niej przychylnie nastawieni. Pewnego dnia bez podania konkretnej przyczyny jego matka pobiła ją dotkliwie. Posiniaczona długo błądziła po ulicach miasta bojąc się powrotu do męża. Nie wiedziała, jak na to zareaguje. Wróciła. Pożałował ją, trochę porozmawiał z matką i na tym się skończyło. Nadużywanie alkoholu, zdrady i bicie zdarzały się coraz częściej. Gdy potrzebowała jego pomocy, nie było go przy niej. Chora i zmęczona codziennymi pracami w domu i przy dzieciach została bez jego pomocy. Nie interesowało go to, że dzieci są chore i trzeba je zawieść do lekarza. Gdy był jej potrzebny, szedł do swoich rodziców, by sobie popić, bo i tak wiedział, że ona sobie poradzi bez niego. Starała się, jak mogła, poniżana, gnębiona, nie umiała podjąć decyzji, by zakończyć ten koszmar. Szereg urazów, zniewag, rękoczynów sprawił trwały blok w psychice. Mimo to nie potrafiła mu życzyć źle i dbała o to, by być dobrą żoną. Nie umiała się mu przeciwstawić, wolała cierpieć, a nie wiedziała za co. A może za dobroć, jaką go obdarowała. On do dziś uważa ją za swoją własność i robi to, co chce nie patrząc na to, co ona odczuwa. Uważa się za pana i władcę nie tylko wobec niej, ale i wobec dzieci, które boją się go. Do dziś byle powód jest dobry, by stwarzać nieprzyjemną atmosferę. Miłość w tym związku wygasła, został tylko uraz, żal i ból. Ona nie umie zakończyć tego, mimo że dzieci już są pełnoletnie. Nie umie podjąć swoich słusznych decyzji i przeciwstawić się.

Jest moją klientką, zaczyna to wszystko rozumieć, ale czy podejmie słuszną dla niej decyzję, to już od niej zależy. Stopniowo zaczyna być pewniejsza siebie, lecz lęk jest silny, więc nie wiem, czy zdecyduje się, by podjąć słuszną dla siebie decyzję?
Jestem jedyną osobą, której się zwierzyła po latach koszmaru. Wątpię, by uraz, który jest w niej, ktokolwiek wyeliminował, dopóki oboje będą razem. Każde spotkanie, każdy kontakt z nim będzie powodował powrót pamięci. I mimo to, że nastąpiło wybaczenie, to nie jest tak do końca, jak być powinno. Do tego cierpienia przyczyniła się również jej wiara katolicka, gdyż jest ona głęboko wierzącą osobą i boi się, że nie będzie jej to wybaczone, gdy się rozejdzie.

A MOŻE SIĘ UDA.

3/.Jak łatwo powiedzieć TAK. Mimo sprzeciwu osób bliskich decydujemy się na zawarcie małżeństwa, nie znamy dostatecznie partnera, lecz podejmujemy życiową decyzję. Nie musimy tego robić, gdyż nie ma powodu robić tego na siłę, po prostu jest taka nasza wola. Partnerzy w tym samym wieku, po 25 lat, decydują się spędzić życie z rozsądku, bez prawdziwej miłości. Stało się. Pierwszy problem zaczął się w dniu ślubu. Nie poddawali się, liczyli na to, że może się uda znaleźć porozumienie. W owym czasie dziewczyna była już matką, lecz chłopakowi to nie przeszkadzało. Z całego serca przejął obowiązki ojcowskie i pokochał dziecko jak własne. Minął rok, a brak wspólnego potomstwa skłonił ich do badań laboratoryjnych. Wynik negatywny, nasienie okazało się słabe, niezdolne do zapłodnienia.
W związku życie układało się w miarę spokojnie, nastąpiła współpraca i pogodzili się z tym, że nie będzie wspólnych dzieci. Dziecko żony zaspakajało ich aspiracje wychowawcze i rodzicielskie.
Wreszcie mężczyzna zaczyna chorować, dostaje skierowanie do sanatorium, na 2 – tygodnie. Okres sanatoryjny mija bardzo szybko, przyjeżdża wypoczęty i szczęśliwy, bo dowiaduje się, że jego żona jest brzemienna. Dwa lata oczekiwań i w końcu spełnia się oczekiwanie. Nie trwało to jednak zbyt długo, bo żona postanowiła wbrew jego woli usunąć ciążę. Zaczął się konflikt i podejrzenie, czy dziecko, z którego się tak cieszył, było jego.
W owym czasie prowadził własną firmę, wyjeżdżał często nawet na kila dni. Prace prowadził nie tylko w kraju, ale i za granicą. Żona zdecydowała się pójść do pracy, mimo że materialnie nic im nie brakowało. W niedługim czasie zaszła w ciążę, urodził się syn. Nie minął rok i urodziła się córka. Nie wyczuwał podstępu ze strony żony. Był szczęśliwy. Myślał, że wszystko wróciło z nim do normy.
Postanowił, nie informując żony, zbadać się, czy aktywność nasienia uległa uzdrowieniu. I wtedy okazało się, że nastąpił jeszcze większy spadek i zdolność do zapłodnienia wykazywała 10% (bardzo słabe). Po czterech latach urodził się następny syn. Nastąpił szok: „jak to, ja nie mam aktywnego nasienia i mam dzieci, które noszą moje nazwisko?”
Męczyło go to pytanie. Milczał. W związku dochodziło coraz bardziej do burzliwych konfliktów, byle powód był dobry do nie porozumień. Mimo że starał się, by w domu nie brakowało niczego, zaspokajał wszystkie zachcianko dzieci, to i tak nie doceniano jego dobrej woli. W końcu poczuł się jak maszyna do produkcji pieniędzy, by zapewnić byt i aspiracje całej rodzinie. Dochodziło do coraz większych konfliktów, nie tylko ze strony żony, ale i dzieci. Wykorzystywanie go pod każdym względem było tak oficjalne i jawne, że w końcu nie wytrzymał. Wniósł sprawę o zniesienie wspólnoty małżeńskiej z uwzględnieniem definitywnej separacji. Dobudował oddzielny pokój i żył samodzielnie przez 7 – lat. W międzyczasie zachorował i potrzebował ich pomocy. Co prawda udzielano mu jej, lecz tak, że był więcej głodny niż syty. Brakowało mu opieki i miłości. Chęć życia i siła woli w nim była duża, więc wydobrzał, stanął na własnych nogach i postanowił walczyć o swoje życie. Udało się. Stan zdrowia wrócił do normy. W chwili gdy członkowie rodziny widzieli, że znów mogą go wykorzystywać finansowo, byli mili, lecz gdy odmówił, był poniżany. Postanowił opuścić posesję, która była jego własnością. Nie żądał nic w zamian, tylko spokoju. Wystąpił o rozwód i otrzymał go w szybkim czasie. Koszmar tego małżeństwa trwał 23- lata i już jest 10 -lat po rozwodzie, lecz minione lata w dalszym ciągu dotykają go dotkliwie. Mimo to, że odciął się energetycznie, to jednak pozostał ślad przeżytych lat niepowodzeń życiowych i nieświadomie wraca pamięć, która kończy się smutkiem i stratą bezpowrotnie straconych lat życia.

Podobnych przykładów, o których opowiadają mi moi klienci, mógłbym przytaczać mnóstwo. Są małżeństwa, w których dochodzi do bójek, zdrad, poniżeń i znęcania się. Małżonkowie boją się jeden drugiego, starają się ulegać, podporządkować, by nie paść ofiarą drastycznych czynów. Boją się czego?
Zemsty, poniżenia czy własnej bezradności. Boją się, czy dadzą sobie radę sami, zwłaszcza gdy są dzieci. Cierpią i czekają na cud, czekają, aż się coś zmieni, ale jakim kosztem. Może to być koszt zdrowia. Nie mówiąc tu już o tym, że smutek, przygnębienie tworzy przyzwyczajenie i mimo że jest nam źle, godzimy się z tym, i nie umiemy podjąć życiowej decyzji, by przeciwstawić się i zacząć od nowa, w nowym lepszym związku.
Nasze życie w danym ciele mamy tylko jedno, czy więc nie należy się nam przeżyć je z godnością i miłością?
Czyż nie zasługujemy, by kochać i być kochanymi?
Czy warto rezygnować w chwili, gdy los uśmiecha się do nas?
Brak nam odwagi, liczymy, że partner, który nas krzywdził, zmieni się; liczymy na co?
Na cud?
Żałujemy go, a dlaczego?
Bo w całym naszym życiu było kilka miłych chwil. Nie patrzmy na te drobiazgi w naszym życiu, popatrzmy w przyszłość:[‘ czy nie zasługujemy na coś lepszego, by być szczęśliwym i cieszyć się wspólnie z nowym partnerem. Czas upływa niemiłosiernie szybko i każdemu z nas należy się odrobina szczęścia i miłości. Zastanówmy się, czy nie warto spróbować wykazać się w takim związku, w którym znajdziemy wsparcie, harmonię życia i prawdziwą miłość. Szukajmy swoich idealnych połówek, swego światła, z którym kroczyć będziemy drogą miłości i bezwzględnego szczęścia. Wówczas nastąpi pojednanie duszy i ciała, dzięki czemu staniemy na drodze do oświecenia.

©2005 Zbyszek Ulatowski · wykonanie strony: enedue.com